VII

91 6 0
                                    

   Książę Zitao został sam. Było już popołudnie. Bawił się swoimi pluszakami, gdy nagle usłyszał otwierające się drzwi. Stanął w nich sługa Yixing, który zamknął je po chwili i podszedł do chłopca, usiadł obok niego po turecku, biorąc do ręki jedną jego zabawkę i spojrzał na małego Zitao.
— A więc — zaczął — jutro twój brat zostanie królem — odparł, bawiąc się z nim.
   Mały książę podniósł na niego wzrok.
— A dlaczego ja nie mogę być królem? — spytał.
— Ponieważ tylko najstarszy brat może nim zostać — wyjaśnił.
— A dlaczego nie może nim być najmłodszy? — zapytał jeszcze.
— No, cóż... Takie prawo — odparł, wzruszając ramionami.

●●●

   Książę Mao stał naprzeciwko starszego brata, patrząc mu uważnie w oczy, zaciskając przy tym pięści. Był na niego bardzo zdenerwowany i nie zamierzał tej złości więcej ukrywać.
   Yi Fan zaś przyglądał mu się cały czas, nie rozumiejąc jego zachowania i po co on do niego w ogóle przyszedł. Na początku przyszedł z Yixingiem, lecz odesłał go do komnaty, gdzie przebywał mały Zitao, bo został sam bez niczyjej opieki.
   Mao podniósł głowę, pokazując mu, że się go nie bał.
— To twoja sprawka, prawda? — spytał go przez zęby.
   Yi Fan spojrzał na niego, nie mając pojęcia, o czym mówił.
— Jaka sprawka, Mao? — dopytywał.
— To ty stoisz za śmiercią matki! — oznajmił, już będąc w szale — Wszyscy myślą, że popełniła samobójstwo, ale tak naprawdę została zabita przez własnego syna!
— Mao! — wrzasnął, na co książę ucichł, podszedł do niego bliżej, łapiąc jego szatę mocno i ciągnąc w swoją stronę — Nie obwiniaj wszystkich dokoła za śmierć matki, a już tym bardziej bez dowodów — powiedział pewnie i opanowanie, lecz z jego głosu szło usłyszeć złość.
   Po tych słowach puścił brata, popychając go przy tym lekko, a Mao spojrzał na Yi Fana z małym strachem w oczach. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał i to go przerażało.
— Mam dowód — odparł.
   Książę przyjrzał się bratu uważniej, zakładając potem ręce za siebie, zaczynając się śmiać. Pokręcił głową z rozbawieniem, odwracając się następnie do Mao tyłem i podążając do balkonu.
   Książę Mao zaciskał mocno pięści, trzymają ręce na wysokości swojego tułowia, denerwując się jeszcze bardziej. Skierował wzrok z powrotem na brata, uspokajając się powoli.

— Mam Zitao — powiedział.
   Yi Fan zatrzymał się, odwracając się do niego ze zdziwieniem.
— Zitao?
— Tak.
   Podszedł Yi Fan bliżej, stając na wprost niego i patrząc mu dogłębnie w oczy. Pokręcił znowu głową.
— Zitao jest twoim dowodem na to, że zabiłem naszą matkę, tak? — upewniał się, nie dowierzając.
   Mao skinął tylko głową. Książę Yi Fan odwrócił wzrok w przeciwną stronę. Miał utkwiony w podłogę. Zmarszczył brwi i zacisnął pięści mocno, lecz Mao tego nie widział, ponieważ miał dłonie wciąż schowane za sobą.
   Oderwał nagle głowę, spoglądając na Mao ze złością tryskającą z jego oczu.
— Nie sądziłem, że mój rodzony brat może podejrzewać mnie o coś takiego! — zaczął wściekle — Jak już zostanę królem, pożałujesz, że się urodziłeś! Szybko znikniesz z tego świata, zobaczysz! — wygarnął mu, na co Mao opuścił dolną wargę, odsuwając się powoli do tyłu od Yi Fana.
   Stanął przy drzwiach, próbując je otworzyć, ale nie mógł. Szarpał klamką najmocniej jak mógł, ale i tak nic nie pomagało.
   Książę Yi Fan zaczął kierować się e jego stronę powoli i pewnie.
— Nigdzie nie uciekniesz... — oznajmił, wyjumjąc po chwili sztylet ze swojej kieszeni, pokazując mu go — Wybieraj, albo ty, albo Zitao.
   Książę Mao opierał się o drzwi, będąc sparaliżowanym ze strachu, widząc jak trzymał jeszcze e dłoni sztylet. Podniósł na brata wzrok, nerwowo oddychając. Bał się, że zrobi mu krzywdę. Zszokowało go natomiast pytanie, jakie mu zadał Yi Fan. Przyglądał mu się tak cały czas, szukając jakiegoś wyjścia z tej sytuacji.
— Jeśli nie zadecydujesz, ja zrobię to za ciebie — groził mu.
   Mao przełknął ślinę, kiedy miał już wołać o pomoc, Yi Fan zdążył go złapać i zakryć jego twarz, by zamilkł. Przyłożył mu sztylet do gardła, na co ten otworzył szerzej oczy, chcąc mu się wyrwać, ale przestał, gdy poczuł dziwny ból w gardle.
— Ty, albo Zitao, która opcja? — powtórzył pytanie groźnym tonem.
   Z gardła Mao krew zaczęła cieknąć, na szczęście nie było jej dużo, to akurat kiedy Mao się wiercił, przez przypadek przejechał sobie delikatnie sztyletem po gardle, przez co krew mu poszła. Jednak czuł mały ból.
   Książę Mao łzy zaczęły lecieć z oczu po policzkach, bojąc się jak nigdy. Nie tylko bał się o siebie, ale i bał się o swojego własnego brata, Zitao.
— Jeśli wybiorę Zitao... Co mu zrobisz?
— A jak myślisz? — spytał, ruszając sztyletem przed jego oczami, na co książę się przeraził jeszcze bardziej.
— Chyba nie mam innego wyboru... — odparł, spuszczając głowę ze smutkiem — Przepraszam, Zitao... — szepnął po chwili.

KONIEC ROZDZIAŁU VII

  

|| THE KINGS & THE PRINCES ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz