Prolog

34 1 0
                                    


Bzzzzzz

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

...Bzzzzzz....Bzzzzzz.....Bzzzzzzz....

Dawid przemógł się i wstał w końcu, aby wyłączyć budzik, który wkurwiał go już od rana. Kac doskwierał mu niemiłosiernie. Podrapał się i rozejrzał po pokoju w poszukiwaniu jakichś czystej odzieży na dzisiejszy dzień. Ujrzał swoje wczorajsze ubrania, które zdejmował wczoraj w pośpiechu i pozostawił je w stanie "Gniazda orła".

- Cholera, ale wczoraj była jazda z Nikolą - powiedział, wspominając wczorajszą noc.

Zaczął przebierać wczorajsze ubrania mając nadzieję na znalezienie czegoś świeżego, jednak niczego takiego tam nie znalazł. Wyciągnął więc nowe z szafek i zaczął się ubierać.

- "Trzeba znaleźć coś do picia, bo straszna Sahara w pysku. Sprawdzę w kuchni".

Chciał już wyjść z pokoju. Złapał za klamkę i poczuł pod dłonią coś dziwnego. Ściągnął to z klamki. Jego oczom ukazały się czerwone, koronkowe stringi. Rzucił je w kąt. Wyszedł z pokoju uśmiechając się pod nosem.

Skierował się do kuchni przeklinając w myślach wszystkich producentów wódki na świecie. Wszedł do kuchni i jego oczom ukazał się jeden wielki syf. W zlewie walały się gary po wczorajszej próbie "gotowania". Na podłodze rozlana była jakaś ciecz niewiadomoego pochodzenia. Nie chciał się zagłębiać w jego pochodzenie. Wystarczyło mu to że śmierdziało dwudniowymi szczochami. Otworzył lodówkę i wyjął z niej butelkę piwa. Otworzył je, usiadł przy stole i zaczął je powoli sączyć. Z nudów pukał kapslem w blat...

- Ciszej tam, kurwa! - Odezwał się głos z salonu - Kamila, czego tam od rana hałasujesz...?!

Zza rogu wyłonił się rozczochrany i śmierdzący alkoholem mężczyzna w szlafroku.

- Nie ma ich Mirek. Wyszły kiedy spaliśmy. - Powiedział Dawid.

Mirek podrapał się po swojej głowie i rozejrzał po mieszkaniu. Był żywym przykładem słownikowej definicji słowa hipis. Długie blond włosy, oczy przekrwione od zioła, wątłej budowy... Dokładne przeciwieństwo Dawida. Krótkowłosego, o atletycznej budowie. Jedyne co mieli podobne to oczy przekrwione od palenia trawki. Oboje kochali trawkę.

- Ale nam się syf zrobił. Kuchnia to jedne wielkie pobojowisko, salon jakby się tam odbyła jakaś murzyńska orgia i nie chcesz wiedzieć co się stało w łazience. Będziemy musieli to posprzątać.

- Ty będziesz musiał to posprzątać. - Sprostował Dawid - To ty sprosiłeś tutaj tą dzicz i to ty posprzątasz.

- Ale...

- Żadnego ale.

- Meeeeeeeeeeeh... No dobra. Ale przyznaj wczoraj było zajebiście.

- Było...

- A w nocy zwłaszcza.

- Zwłaszcza.. - Powórzył Dawid, uśmiechając się pod nosem wspominając wczorajszą noc.

Gdy pucha puchaczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz