V.

16 3 2
                                    

To był już drugi dzień podróży do szóstej strefy. Wszystko układało się świetnie, tylko nie stosunki Sky-Scarlett.
Nie tak blondynka wyobrażała sobie spotkanie po latach, nie mogła jednak przemóc w sobie niechęci.
I plan jaki ułożyli też szedł jak krew z nosa.

Wszystko się psuło, a dokładniej, psuło się auto. Blondynka jednak nie chciała słyszeć o jego wymianie.

Sky kopnęła w sflaczałą oponę minivana. Od razu pożałowała. Prawie natychmiastowo, duży palec u stopy zaczął pulsować bólem. Cicho, jak przystało na damę, wypowiedziała kilka słów, które zdecydowanie damie nie przystawały.
Był późny wieczór.
Blade światło gwiazd nadawało romantycznego klimatu.

Sky odetchnęła kilka razy mroźnym powietrzem.
Zaczęła krzątaninę. Lev i Scarlett już spali. Ona jednak nie mogła sobie pozwolić na taki luksus, jakim był sen. Musiała przygotować jutrzejszy wyjazd.

Dorzuciła drewna do ognia, szczelniej opatuliła kocami swoich kamratów i umyła naczynia. Poskładała krzesła i wstępnie spakowała wóz. Pozostał jedynie problem opony. Spojrzała na nią karcąco.

-I co? Jesteś z siebie zadowolona? - auto pozostawiło Sky bez odpowiedzi.-Uniemożliwiłaś mi spotkanie z najbardziej wkurzającym i głupim człowiekiem, jaki chodził po ziemi!
Wielkie dzięki, ty kupo złomu!

Po raz kolejny chciała wymierzyć autu karę, jednak w porę się opamiętała.

Odsunęła się od pojazdu i przyjrzała się mu krytycznie. Wsłuchiwała się w ciche chrapanie Levia.

Tuż za sobą usłyszała szelest tkaniny. Odwróciła się. Na przeciw niej stał średniego wzrostu chłopak o fioletowych włosach i błyszczących czerwonych oczach.
Nosił swego rodzaju mundurek, okropnie wygnieciony i w paru miejscach podarty i okropny wyblakły płaszcz.

- Ja bym spróbował tkania powietrza.

Sky Wydęła usta. Rysy twarzy chłopaka były ostre, ale nie toporne. Jego wygląd był zbiorowiskiem sprzeczności. Był szczupły i wysoki, ale nie żylasty. Lekko się garbiła, a mimo to jego nonszalancka postawa dodawała mu uroku.
Przypadł jej do gustu. Mimo fioletowych włosów.

- Coś za jeden?
Pozostała czujna.
Chłopak zaśmiał się i ukłonił nonszalancko.
- Proszę wybaczyć mi mój brak manier, jestem sir William Whalenton. Dowódca trzeciego korpusu zwiadowczego. Członek szóstej strefy.
Odwróciła się od Williama i wróciła do przypatrywania się opnie.

- To wszystko wyjaśnia. Jesteś dupkiem ze strefy.

Chłopak zrobił urażoną minę. Widać jednak było, że zupełnie nie przejął się obelgą.

- Dlaczego od razu dupek?

- Dlaczego się zkradasz, dupku?

Wykrzywił usta.

- Brzydko jest ignorować cudze pytania.

Sky ujęła się pod boki i skrzętnie schowała uśmiech.

- Więc odpowiedz mi na moje.

Mieszkaniec szóstej strefy nie krył rozbawienia.

- Salvares się o ciebie martwił. Miałem tu przyjechać i wam pomagać. Zatem pomagam ci, użyj tkania powietrza.

Sky uklękła przy opnie obejmując ją rękoma. Oparła na niej głowę i przypatrywali się przybyszowi.
William usiadł po turecku, tuż obok niej. Szczelniej opatulił się długim płaszczem i obdarzył krytycznym spojrzeniem gole łydki Sky.
Po jakimś czasie stracił cierpliwość.

- Ile można? Zaczyna mi się robić zimno.

- Jeżeli znasz Salvaresa, dobrze wiesz, że nigdy, prze nigdy nie użyję swoich mocy na otwartym terenie, w celi czy na sali treningowej. Nawet tkania powietrza.

szósta strefaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz