Rozdział 2- Irtual

26 6 7
                                    

     Płacz, śmiech, rozmowy. Lubiłam wsłuchiwać się w szum tłumu. Na przodzie autobusu siedziała kobieta z dzieckiem na kolanach, maluch był bardzo niespokojny, pewnie źle znosi jazdę. Matka próbowała uspokoić chłopca. Dalej siedziała starsza kobieta, dużo starsza, a wraz z nią pewnie jej przyjaciółka w podobnym wieku. Babcia obgadywała z koleżanką biednego malucha. "Co za brak wychowania" mówiła a druga jej przytakiwała. Koło ich siedzeń stał chłopak ze swoją dziewczyną i głośno dyskutowali na temat głupoty starszych kobiet.
     Wyjrzałam przez okno autobusu- zaraz mój przystanek. Wstałam z miejsca i złapałam się barierki, stanełam przodem do drzwii. Pojazd zatrzymał się, drzwi syknęły głucho i powoli zaczęły się otwierać.
     Wyszłam z autobusu na chodnik. Zwykły, szary, kaflowany chodnik. Na trawniku obok, w zielonej trawie była wydeptana droga prowadząca prosto pod jedną z kilku furtek szkolnych. Czarne zrobione ze zdobionych prętów, jak cały płot, cztery furtki. Za nimi chodnik z szarych i czerwonych płytek prowadził pod wejście do szkoły.
      Duży beżowo-brązowy budynek. Wysoki na kilka pięter. Szkoła łączy żłobek, przedszkole, podstawówkę, która trwa sześć lat, gimnazjum trwające trzy lata oraz szkoły ponadgimnazjalne: liceum- trzy lata, technikum- cztery lata i zawodówkę-trzy lata. Jest to jedna z dwóch szkół w Spero.
       Wejście dla uczniów znajdowało się po stronie boiska. Duże, dwuetapowe, oszklone drzwii, prowadzą: na wprost- do sklepiku szkolnego, na prawo- do szatni, do której "oddajemy" kurtki i buty na zmianę, za nią są szatnie i prysznice od wychowania fizycznego, na lewo- parter, znajdują się tam też schody prowadzące do góry, a dalej gabinety po kolei : socjalny, sala od matematyki, pielęgniarka, łazienki nauczycieli, pokój nauczycielski, pokój wice dyrektor, pokój psycholog i pedagog, jeden nieopisany i nigdy nie wiadomo kto tam siedzi, pokój dyrektora, sekretariat, wejście dla nauczycieli. Obok są klasy do podstawowych przedmiotów technikalnych i drugie schody.
    Na piętrze dopiero jest szał! Znajduje się tam aula i uwaga uwaga- łazienki dla uczniów. Kolejne multum klas, pół technik, pół zawodówka, biblioteka i para schodów.
    Drugie piętro było inne niż wszystkie, był tu radiowęzeł, pełno ogłoszeń, dwie klasy które były na wyłączność uczniów i stołówka. Kolejne schody w górę.
    Trzecie piętro było zajęte przez licealistów. Było tu strasznie drętwo, tylko jedna klasa była kolorowa, miała tysiące kartek na ścianach, rozlane farby, zafarbowane fartuchy, które wszędzie się walały.. To była klasa plastyków.
     Obok szkoły stał mniejszy budynek, miał dwa piętra i tak jak inne był beżowo-brązowy, było to gimnazjum. Wejście do szkoły także było od strony boiska, duże i przeszklone. Do gimnazjum uczęszczało dziewięć klas, trzy pierwsze, trzy drugie i trzy trzecie.
       Kolejny beżowo-brązowy budynek z wejściem od strony boiska, także mial dwa pietra. Była to podstawówka łącząca osiemnaście klas. Trzy pierwsze, trzy drugie, trzy trzecie, czwarte, piąte i szóste.
       Następne dwa budynki to przedszkole i żłobek. Te miały jedno piętro i były połączone szatnią. Tam było tyle dzieci ile ktoś potrzebował akurat zostawić. Taka świetlica dla dzieci do szóstego roku życia. Pamiętam jak tam było... zmuszani mnie do jedzenia budyniu... nie lubię budyniu.

      Przeszłam przez próg szkoły i, nie zostawiając rzeczy w szatni, skierowałam się do sklepiku. Kupiłam sobie napój i poszłam pod klasę. Zadzwonił dzwonek a ja mam lekcje na parterze. Szłam szybkim tempem, kobieta od historii mnie nie lubi- z wzajemnością. Pod salą stała już moja klasa składająca się z 30 osób, 15 chłopaków i 15 dziewczyn. Wszyscy rozmawiali o wczorajszym meczu. Nasza szkoła grała w piłkę nożną z inną szkołą. Przekrzykiwali się o błędach i dobrych zagraniach drużyn.
      Nagle wszyscy zaprzestali rozmów. Podniosłam głowe i spojrzałam w stronę, w którą wszyscy skierowali wzrok. Korytarzem szła nasza wychowawczynii, kobieta około czterdziestki, trochę przy kości, jak zwykle w spódnicy, koszuli, żakiecie i balerinkach na lekkim obcasie, oraz inna kobieta, bardzo ładna, bliska trzydziestu pięciu lat, blondynka w jasnych jeansach czarnej koszuli, białej marynareczce i białych szpilkach. Jak ona w nich uszła?! To są szczudła!
      Mieliśmy nadzieje że idą po nas, żeby powiedzieć że mamy zastępstwo. Oh, jakie było rozczarowanie kiedy zza nich wyłoniła się nasza historyczka. Była to fajna kobieta, miła i pomocna, ale też twarda, ubierała się raczej jaskrawo, a włosy upinała w luźny kok. Kobieta otworzyła drzwi od sali i zaprosiła nas do środka, podczas kiedy tamte panie nas wyminęły i zniknęły w gabinecie psycholog.
     Usiadłam w ostatniej ławce pod ścianą. Wyjęłam podręczniki z torby, otworzyłam rysownik i zaczęłam szkicować. Nie wiem co rysowałam ale kiedyś coś z tego wyjdzie.
      Kobieta za biurkiem sprawdziła obecność i kazała otworzyć podręczniki na stronie 84. Po tym jak podyktowała temat przystąpiła do monologu pod tytułem "Jak daleko zaszłam z programem".
       Chłopaki bombardowali się dwu centymetrowymi samolocikami z papieru, a dziewczyny gadały jakie to dzieciaki z tych naszych klasowych chłopaków. I wtedy pani Rots uderzyła pięścią o stół.
- Prawie bym zapomniała. Teraz po koleji podejdziecie do irtuali i podłączycie swoje komunikatory.- powiedziała szybko.
       Dziwne... Historyczka nigdy nie pozwalała podłączać komunikatorów. Zawsze chciała uczyć nas tak jak było przed Wybuchem.
       Irtuale to takie ładowarki z podłączeniem do komputera w klasie danego nauczyciela. Każdy z irtuali ma swój numer, tak jak w dzienniku nauczyciela. Ktoś kto ma numer pierwszy podłącza się do irtuala numer jeden. ktoś z trzydziestym piątym do trzydziestego piątego. Ja podłączyłam swój do numeru 9. Zapaliła się czerwona lampka i mój komunikator zmienił kształ na płytę. Rots zgrywała nam coś do nauki. Dużo nauczycieli tak robi. Przesyłają nam pliki z których mamy sie uczyć i nagrania z lekcji.
        Tak, każda lekcja jest nagrywana. To raz dobrze, a raz źle. Dobrze bo wiemy co było, co sie działo, jak nauczyciel tłumaczył, a źle bo kiedy sie kłócimy, nie raz są nagrania mówiące przeciwko nam.
        Usiadłam na swoim miejscu i zobaczyłam małą karteczke na moim zeszycie. Była tam narysowana strzałka, wskazująca zapisany temat, a także zapisany tekst dość rozczytywalnym pochyłym pismem mojej koleżanki - "Twój temat, znowu będziesz się kłócić?"- uśmiechnęłam się, podniosłam wzrok na Dihare i kiwnęłam głową.

"Historia Spero- początek"
Nie nawidze tego tematu. Jest okłamany.

- Zacznijmy od 1950 roku, kiedy to Zwierzęta, legendy okazały sie prawdziwe.- Powiedziała Rots wstając.- Odkrył ich Opter Diser, a było to tak... Dom Disera ginął w pożarze, mieszkał w nim tylko on i jego syn. Obaj stali w milczeniu przyglądając się jak ich dom ginie w płomieniach, w pewnym momencie usłyszeli głośny śmiech. Syn Disera wbiegł do domu, a po chwili wyszedł z niego "Płomienny Człowiek"- W tym momencie się ożywiłam i zaczęłam grać moją role płomiennej. Wyciągnęłam od niechcenia rękę przed siebie i zapaliłam na mojej dłoni płomień.- BLACK! Skończ pajacować!- krzyknęła.
- Oh, przepraszam.- powiedziałam z ironicznym uśmiechem.
- Ten "Płomienny Człowiek" wyglądał jak ogień, całe jego ciało płonęło. Na rękach niósł syna Disera. Młody był cały poparzony. Płomienny położył go na niespalonej trawie, kiwnął głową w strone lasu i czym prędzej pobiegł w jego stronę, a pożar zgasł. Diser opisał wszystko, opowiadał ludziom jak to Płomienny podpalił jego dom, jak poparzył jego syna. Twierdził że jest więcej takich istot i sie nie mylił.- powiedziała jakby z dumą nauczycielka.
- Ta historia to kłamstwo.- powiedziałam głośno.
- Co takiego?- zapytała Rots.
- Mówię że te historia to kłamstwo! Czytałam o płomiennych. Ta istota którą zobaczył Diser nie podpaliła jego domu. Co więcej uratowała jego syna.
- Ah tak? To skąd w płonącym domu wzięła się ta istota?- zapytała wzburzona nauczycielka.
- Ta istota nie była Płomienną lecz Pirką. Piry kształtują się z płomieni, a ich ogień nie podpala ani nie parzy. Dlatego nie podpalił domu i nie zranił syna Disera.- powiedziałam spokojnie.
- Dość!- krzyknęła. Nie wyglądała na zdenerwowaną.- Miejsce, w którym mieszkały te istoty nazywano Speronem, przeklętym miastem. Jako że większość z nas ma podobne moce do tamtych, tylko oni nie potrafili nimi władać, nasza ukochana Grupa Dziesiąta nosi nazwę Spero. Dobrze, widzicie list na stronie 85? Opracujcie mi go. Macie czas do konca lekcji.- Powiedziała po czym usiadła za komputerem i nerwowo cos wstukiwala.
Nie zwracałam uwagi na kobietę, wzięłam się za czytanie listu, chciałam szybko go opracować bo wiem że Rots zbierze zeszyty na ocenę.
" Relcinorch Implicit 24.06.1968 rok.
Istoty nadludzkie zamieszkujące lasy na północnym wschodzie naszej ojczyzny są uważane za niebezpieczne. Powodują zniszczenia plonów, zabójstwa zwierzyny, podpalenia domów, susze, ulewy i choroby. Spotykanie się z nimi jest surowo zabronione.[...]" przeczytałam tylko kawałek artykułu, kiedy mój komunikator zabrzeczał. Spojrzałam na wyświetlacz "UWAGA. Od: Rots Treść: Dziecko przekrzykuje nauczyciela."
Dostałam uwagę... Unioslam wzrok na nauczycielkę, ta siedziała wpatrując się we mnie z uśmiechem. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się dostać uwagi. Nigdy... Niby się przejmuje bo to pierwsza uwaga, ale po co się przejmuje? Rodziców nie mam, nie będą więc źli. Jednak z drugiej strony nauczyciele na pewno powiedzą o tej uwadze Ellige'owi, on będzie się dopytywał o co chodzi, czemu znowu zaczęłam i znowu będzie mi prawił kazania...
~~~
Od trzeciego rozdziału dopiero zacznie się cos dziać, narazie chcę was tylko wprowadzić w życie nowszej bohaterki.

Córka NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz