"I thought you hated me?"
Justin wszedł do domu i zatrzasnął za sobą drzwi, po czym rzucił gdzieś klucze i przejechał dłońmi po włosach. Był zdenerwowany, zły i oddychał trochę zbyt ciężko, wyglądał tak, jakby mógł zaraz wybuchnąć.
Musiał jakoś się uspokoić. Złapał najbliższą szklankę i rzucił nią na drugi koniec pokoju, a dźwięk rozbijania przypominał jego pokruszone serce.
- Whoa, co tu się kurwa dzieje? - wykrzyknął Bruce z oczami szeroko otwartymi z przejęcia, gdy wbiegł do pokoju i rozejrzał się czy nie ma tu nikogo innego, razem z Johnem zaraz za nim.
Justin zaśmiał się tak mocno, że w jego oczach zebrały się łzy. Jego twarz zrobiła się czerwona, policzki poróżowiały. Jego głowa wypełniona myślami biegnącymi milę na godzinę.
Wszyscy wpatrywali się w niego ze zmartwieniem. Z wiedzą.
Uspokoił się wystarczająco i rozciągnął palce, mocno wciągając powietrze przez nos.
- Nie ma jej tu, jeśli o to się martwicie. - położył dłonie na biodrach.
- Co się stało?
- A jak myślisz? - ostro wypuścił powietrze w stronę sufitu, po czym podszedł blisko do chłopaka - Nigdy więcej nie próbuj robić tego gówna, rozumiesz mnie?
- Justin...
- A po ślubie nie spodziewaj się, że pozwolę jej wejść ponownie do tego domu.
- Co się stało? - powtórzyli, wiedząc, że coś musiało się przydarzyć, by wywołać takie zachowanie.
- Jest lepiej, gdy jesteśmy osobno. - stwierdził, wzruszając ramionami - Nie ma tu nic więcej do powiedzenia. - przeszedł obok nich i ruszył schodami do swojej sypialni. Bruce ruszył, by iść za nim, jednak John wyciągnął rękę i go powstrzymał.
- Daj mu spokój. - westchnął i obrócił się, by spojrzeć jak jego przyjaciel odchodzi, po czym powtórzył - Daj mu spokój.
- Hej stary, wszystko dobrze? - Marco oczekiwał odpowiedzi, pukając w drzwi pokoju, jednak i tak wszedł do środka, gdy jej nie uzyskał.
- Wszystko dobrze.
- Oh, teraz chcesz mi odpowiedzieć. - zaśmiał się figlarnie, przestając gdy zauważył, że Justin nie bierze w tym udziału. Odchrząknął i wsunął dłonie w kieszenie spodni. - Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie.
- Przestań być cholernie uparty.
- Słucham?
- Zeskocz ze swojego konia, okej? Tylko staramy się ci pomóc, stary.
- Nie potrzebuję waszej jebanej pomocy. - warknął. - Czy to był też twój pomysł, byśmy byli w jednym samochodzie?
- Nie, ale też nie byłem temu przeciwny.
Justin zaśmiał się i pokręcił głową.
- Nie do pomyślenia.
- To kurwa nie jest koniec świata. To Kelsey...
- Właśnie! To Kelsey. - sprzeciwił się wkurzony Justin. - Kelsey; którą zrujnowałem, którą zniszczyłem, przy której za każdym razem gdy na nią patrzę jest tak, jakbyśmy wrócili do początku. Zjebałem bardzo i nic co powiem czy zrobię nigdy tego nie zmieni. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak ciężko jest żyć z wiedzą, że ona idzie dalej i jest szczęśliwa beze mnie? Czy wiesz, jak ciężko jest nie móc jej więcej dotykać? Bycie w tym aucie przywołało tak wiele wspomnieć. To było zbyt wiele, zbyt szybko i zamiast się zamknąć, byłem samolubny. Wykorzystałem sytuację i prawie ją pocałowałem, a teraz ona mnie nienawidzi bardziej niż wcześniej.
YOU ARE READING
Danger's Back 2
FanfictionKrólowie nigdy nie umierają. "Wszystkie słowa, które wypowiedziałem i wszystko, co wybaczyłaś... Jak mogłem znowu cię skrzywdzić?"