Girl Crush

2.5K 102 9
                                    

I gotta girl crush
Hate to admit it but
I gotta heart rush, ain't slowin' down
(Podoba mi się pewna dziewczyna
Niechętnie to przyznaję lecz
Serce mi kołacze, nie chce zwolnić)

Raven wyszła ze swojego namiotu, by odetchnąć świeżym powietrzem. Naprawdę tego potrzebowała. Leśny powiew wiatru otulił jej twarz i pomógł jej spokojnie odetchnąć. Potrzebowała czegoś co, pomogłoby jej się odprężyć, a bijące od strony drzew zapachy natury zawsze działały łagodząco na zszargane nerwy i zmęczenie. Przymknęła powieki, chcąc się rozkoszować obecnością przyrody, ale otworzyła je niechętnie, gdy tylko do jej uszu dotarł dźwięki ludzkich głosów. Spojrzała w kierunku przeciwnego krańca obozowiska, gdzie dostrzegła Clarke rozmawiającą z Bellamym. Wysoki brunet spoglądał na nią z uśmiechem, najwyraźniej coś tłumacząc. Reyes zastanawiała się nad tym co takiego ma w sobie Griffin, że potrafi tak do siebie przyciągać ludzi. Głównie chodziło jej o Finna. Czemu zakochał się w tej dziewczynie? Czym sprawiła, że o niej zapomniał i szybko znalazł sobie pocieszenie na Ziemi? Te pytania dręczyły ją od samego początku. Dlatego właśnie przyglądała jej się uważnie i za każdym razem odczuwała dziwną mieszaninę emocji, gdy na nią spoglądała, a powinna jej przecież nienawidzić, prawda?

I got it real bad
Want everything she has
That smile and that midnight laugh
She's giving you now
(To jest bardzo trudne
Chcę wszystkiego co ona ma
Tego uśmiechu i północnego śmiechu
Którym cię teraz darzy)

Kolejny dzień w obozie nie różnił się praktycznie niczym od innych. Jak zawsze ktoś uzupełniał zapasy żywności dobrodziejstwami zebranymi w lesie. Ktoś przynosił kolejne porcje wody pitnej. Wzmacniano ogrodzenie wokół bazy, które miało oddzielić ich od czyhających na nich Ziemian. Raven zajmowały wszelkie przeprowadzane naprawy i prace konstrukcyjne, które skutecznie okupowały jej myśli, odpędzając je od pewnej blondynki i ukochanego chłopaka. O wiele lepiej było, gdy mogła się skupić na czymś pożytecznym. Ostatnio był to jej najskuteczniejszy sposób na ucieczkę od problemów i rozterek miłosnych. Po tym jak skończyła pracę przy przewodach i mechanizmach, które wymagały od niej wglądu, wyszła na świeże powietrze, a chłodny wiatr od razu przeniknął jej przegrzane od pracy ciało niemal do samych kości. Wzdrygnęła się mimowolnie i postanowiła pójść do swojego skromnego lokum po jakąś kurtkę. Po drodze dostrzegła jak jeden z chłopaków, który miał sprawować wartę w obozie smacznie śpi przy ognisku. Zero poczucia odpowiedzialności. Reyes przewróciła oczami i podeszła do niego, uderzając go z otwartej dłoni w potylicę. Natychmiast zerwał się jak oparzony, a dziewczyna obserwowała jak szamocze się w przestrachu, a nogi plączą mu się ze sobą.
- Boże, Raven nie strasz mnie tak - wyjąkał, a szatynka mogła dostrzec w jego ciemnych oczach wyraźny strach. Zresztą brawa jego tęczówek wyraźnie odcinała się od wychudłej, szczupłej twarzy.
- Dobrze się spało? Nie powinieneś patrolować? - zapytała może nieco za ostro.
Chłopak przetarł twarz dłonią, wyraźnie będąc zmęczonym.
- Przepraszam. Po prostu...
- Dobra, nieważne. Idź spać. Zastąpię cię tym razem - przerwała mu.
- Naprawdę?
Mogła zauważyć, że jej propozycja uradowała go niezmiernie. Co prawda nie znosiła lenistwa i niewywiązywania się z obowiązków, ale ten raz mogła mu odpuścić. Zresztą pewnie i tak nie mogłaby zasnąć także chociaż wyświadczy komuś drobną przysługę.
- Jasne. Daj mi to i idź się przespać - odpowiedziała, a chłopak uradowany jeszcze raz jej podziękował i wręczył zawieszony uprzednio na jego szyi karabin maszynowy.
Przynajmniej był zabezpieczony, powiedziała do siebie w myślach po czym westchnęła ciężko. Ruszyła na skraj obozowiska, gdy tylko zarzuciła na siebie kurtkę, chroniącą ją przed nocnym spadkiem temperatury i postanowiła stać na straży obozu.
Jej wzrok dosyć szybko dopasował się do ograniczonej ilości światła, która docierała do jej źrenic. Już po jakimś czasie mogła wyróżniać w oddali zarysy poszczególnych drzew, głazów i zarośli. Wokół było spokojnie. Nocą nawet z serca obozowiska nie dobiegało zbyt wiele dźwięków, a tym bardziej z głębi lasu. Co najwyżej do jej uszu dotrzeć mógł kojący szum liści i igliwia pobliskich roślin. Ewentualnie gdzieś w oddali odezwał się jakiś nocny ptak, który następnie wzbijał się w przestrzeń.
Reyes zaczęła się nużyć dopiero po kilkudziesięciu minutach stania na warcie. Przeklęła w myślach i wymsknęła się za ogrodzenie. Chciała znaleźć się nieco dalej od tych wszystkich ludzi nawet jeśli nie naruszali oni jej przestrzeni. Potrzebowała odrobiny prywatności, którą mogła poczuć jedynie za tą pożal się Boże ścianą z patyków. Poza tym nic się nie działo, a nawet jeśli to będzie w stanie szybko umknąć przed ewentualnym niebezpieczeństwem.
Oparła się plecami o jedno z drzew rosnących przy polanie i odchyliła głowę w tył. Obserwowała widoczne w górze niebo, na którym widniały gwiezdne konstelacje. Wciąż nie mogła przywyknąć do tego, że obserwowała je z dołu. Teraz na Ziemi cały kosmos był tak odległy...
Trzask suchej gałęzi. Raven oderwała spojrzenie od nieboskłonu i potoczyła wzrokiem po powierzchni lasu. Ktoś na pewno tam był. I nie sądziła, by było to zwierzę. Zapewne jakiś człowiek. Ziemianie jednak stawiali swoje kroki o wiele ostrożniej, znając znakomicie podszycie leśne. Kto to zatem mógł być?
Reyes starała się spłycić swój oddech, by stał się cichszy. Nie chciała zdradzić swojej obecności. Przycisnęła kolbę broni do ramienia, by być gotową do oddania strzału w każdej chwili. Nie spodziewała się jednak, że tuż przed nią rozlegnie się cichy śmiech, a z ciemności wyłonią się dwie doskonale jej znane postacie.
- Żartujecie sobie ze mnie... - mruknęła pod nosem po czym opuściła broń i zwróciła się do spacerowiczów. - Hej! Co wy tutaj robicie?
Finn przystanął tuż naprzeciw niej i głęboko odetchnął, ale nie wydobył z siebie głosu. Z kolei towarzysząca mu blondynka przeniosła spojrzenie swoich niebieskich oczu na Reyes.
- Musieliśmy coś sprawdzić. Raven, mam do ciebie prośbę - odezwała się Clarke, spoglądając na nią ze skrzętnie skrywaną nadzieją.
- Tak? Coś bardzo ważnego, co można wykonać tylko pod osłoną nocy? - palnęła bez większego przemyślenia. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, że mogło to zabrzmieć niezwykle złośliwie i oschle. Czemu jednak się tym przejmowała?
Griffin nie zraziła się jednak postawą szatynki. Kąciki jej ust wciąż były nieznacznie uniesione w lekkim uśmiechu, który zapewne towarzyszył jej od jakiegoś czasu i nie mógł zbyt szybko opuścić jej warg.
- Raven, jakiś czas temu znaleźliśmy bunkier. Jest w nim nieco rzeczy, które mogłyby nam się przydać w obozie, ale niektóre z nich wymagają naprawy - wytłumaczyła jej pokrótce blondynka.
- I chcesz, żebym to ja się tym zajęła? - dopytała dla pewności Reyes.
- A znajdę tu kogoś lepszego? - odpowiedziała jej prostym pytaniem.
Raven przyjrzała jej się uważnie. Clarke uśmiechała się do niej przyjaźnie, spoglądając na nią z tą swoją rozbrajającą prostodusznością. Nie mogła się powstrzymać od własnego uśmiechu, którego nie była w stanie stłumić nim wykrzywił jej wargi. Musiała przyznać, że dziewczyna posiadała niezaprzeczalny urok osobisty i potrafiła ugodzić w jej ego nawet zamaskowanym komplementem.
- Świetnie. To... zajmijcie się tym - wybąkał Finn, odchodząc w stronę ogrodzenia, by zostawić je z tyłu. Szatynka powiodła za nim bezwiednie wzrokiem. Jak zawsze sytuacja stawała się w pewien sposób napięta, gdy przebywali we trójkę w jednym miejscu i nawet najszczersze dobre zamiary Clarke nie były w stanie tego zmienić. Żadne z nich nie potrafiło ustosunkować się do tego, co miało między nimi miejsce i wytyczyć klarowne ścieżki jakimi hasały ich uczucia.

Girl Crush (+18) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz