Rozdział Czwarty

273 37 11
                                    

-Darcy?-podskoczyła zaskoczona, trzymała w prawej ręce wielką, podłużną łyżkę. Jej mina mówiła sama za siebie, nie spodziewała się tu mnie.-Byłam przekonana, że będziesz dzisiaj u swojej mamy, mieszkasz z nią przecież.

Oniemiała otworzyłam szeroko usta. Szybko potem jednak zdziwienie zastąpiła ewidentna irytacja. Zmieniłam minę na ponad zirytowaną, a cichy ledwie słyszalny pomruk wydostał się z pomiędzy moich warg. Wciąż była na mnie bezczelnie wpatrzona, nie rozumiała o co się tak nagle oburzyłam. Nie winiłam jej i zdawałam sobie doskonale sprawę iż niewielka w niej wina, ale...

Mój instynkt zachowawczy kazał mi pozbyć się jej jak najszybciej było to możliwe. Nim bym to zrobiła to w działaniu spowolnił mnie charakterystyczny zapach zupy, który dostał się do moich nozdrzy, byłam obrzydzona.

-Dlacz...-zaczęła, przerwałam jej w połowie wyrazu, nie dając nawet szansy, aby się odezwała.

Skrzywiła się pozostając bez ruchu.

Może kilka dni temu na kolacji i było okej, teraz cała otoczka nieźle się zmieniła. Znajdowała się w moim domu, w mojej kuchni, używając wszystkich rzeczy, które nie należały do niej oraz zaglądając do prawdopodobnie każdej szafki. W dodatku wcale mnie się tu nie spodziewała, nie wiedziała, że to moje miejsce. Moje i ojca.

-Nie powinnaś tutaj być.-powiedziałam w końcu, mój głos był szorstki i nieustępliwy.

W tym momencie nie szczególnie zależało mi na udawaniu, że jest mile widziana.

Stwierdzić, że było to dla niej zaskoczeniem byłoby za mało powiedziane, odłożyła łyżkę i nie wiedziała zbytnio co ze sobą zrobić.

-Taty nie ma, pojechał załatwiać interesy do Barbary.-wyjaśniłam po krótko, nie uśmiechało mi się do tego, żeby prowadzić z nią dłuższą rozmowę .-To jego sekretarka.-dodałam całkowicie bez zająknięcia.

Może i była ładna, może i była sympatyczna, niewinna i z całą resztą pozytywnych cech, ale nie była dla niego. Znałam go, albo byłabym to ja, albo jakaś inna odpowiednia kobieta, każda inna oprócz Elli. Cóż, ostatecznie jakaś by się na pewno znalazła.

Byłam w pewnym(w dużym) stopniu niesprawiedliwa i samolubna, bo sama miałam chłopaka, a chciałam psuć mu związki. Z tą różnicą, że mój związek polegał głównie na tym, żeby zapomnieć o męczących myślach, które zaprzątały moje nieczyste sumienie.

Chris był mi bardzo bliski, ufałam mu, mówiłam dużo, spędzałam z nim ogromną ilośćczasu i podobał mi się, mimo wszystko to nie było to czego chciałam, nie był tym czego skrycie pragnęłam. Chociaż podkreślałam, skutecznie wyciszał odrobinę te chore pomysły, kiedy był przy mnie. Teraz go nie było.

Wraz z tym kiedy wykonała jeden krok do przodu kierując się w stronę wyjścia, doszedł nas dźwięk zamków i otwieranie drzwi. Złapałam się za głowę, wiedziałam kto to. Harry. Odwróciłam się tamtą stronę, słysząc tylko odgłos miękkiego stąpania.

-Hej kochanie.-uśmiechnął się promiennie, najpierw sięgnął do niej wzrokiem, widział mnie.

Dopiero po upływie kilku sekund, uścisku i pocałunku w policzek(przełknęłam ślinę), który wymienili zauważył mnie. Opartą prawym biodrem o blat, patrzyłam na niego z naburmuszoną miną, która nie schodziła z mojej twarzy już od długiego czasu.

Nie trwało to długo kiedy ogarnęło go zdenerwowanie i surowość. Nauczycielka z pewnością wykonała swój telefon, tak jak się zarzekała.

-Musimy porozmawiać-wskazał na mnie palcem.

Cała odwaga, złośc i postanowienia jakby ze mnie uleciały. Ella, którą wydawałam się spłoszyć teraz patrzyła się na całą tą sytuację z wybałuszonymi oczami. Czy nie mogła po prostu już sobie pójść?

-Darcy wspomniała coś o tym, że dzisiaj cię nie będzie.-wymamrotała z wahaniem, przeskakiwała co chwilę wzorkiem z mojej twarzy na jego.

Jedyne czego teraz chciałam to pozbyć się wszystkiego co nagromadziło się dzisiaj oraz przez kilka poprzednich dni. Jak miałam się z tego wywinąć? Nie było żadnych szans, aby to zrobić. Był zdenerwowany na mnie przez incydent z nauczycielką i to jak mu to zapewne przekazała, że omijam jej lekcje, a w dodatku Ella... Kobieta z moich koszmarów, która w mojej bajce nie powinna się w ogóle pojawić.

Stała po środku pełnego wydarzenia, gryząc się najwidoczniej z tym czy po prostu wyjść lub poczekać na to co ma do powiedzenia w tej sprawie jej ''chłopak''. Hm, jak beztrosko i młodzieńczo wszystko brzmiało, raniło to moją duszę.

-Gdzie idziesz? Nie wychodź.-zatrzymał ją gdy była już w połowie opuszczenia naszego domu.

Ubrała długi płaszcz na siebie, zgrabnie założyła botki na obcasie i wyminęła go w przejściu. Wyruszył za nią, łapiąc ją na samych schodach. Cóż, wyglądało to na jakąś scenę z romantycznego filmu, walnęłam się dłonią w czoło.

Przybliżyłam się od razu za nimi kawałek w kierunku drzwi, dzięki czemu udało mi się odrobinę podsłuchać.

-Ona mnie nienawidzi Harry, naprawdę mnie nienawidzi. Nie widzisz tego? Cały czas próbuje nas ze sobą skłócić. Nie jestem ślepa, widzę wszystko.-mówiła.-Nie chcę stawać w żaden sposób między wami.

I to był ten moment kiedy chociaż przez chwilę ją polubiłam, przyznałam jej rację. Znałam ją już od miesiąca, widziałam kilka razy, rozmawialiśmy i słuchałam wszelakich historyjek na jej temat od ojca , ale to akurat teraz, ten pierwszy raz powiedziała coś sensownego. Pokazała, że ma jednak sprawne oczy.

Nasunęło mi się natychmiast pytanie.

Czy ojciec też to widział?

///

Przywołał mnie do siebie o godzinie dwudziestej, cały czas aż do teraz przesiedziałam sama w pokoju. Nie powiem, że było to złe, bo przynajmniej przygotowałam się na jutrzejszy dzień do szkoły. Odrobiłam lekcje, nauczyłam się na parę klasówek i zaplanowałam ubiór.

Schodziłam właśnie po schodach, zdenerwowana, zestresowana i nie do końca przekonana tego czego mogę się spodziewać. Chciał rozmawiać tylko o szkole czy o czymś więcej? Miałam szczerą nadzieję, że wkroczymy też na trochę inny temat.

-Już idę!-krzyknęłam, na tyle głośno na ile pozwalało mi moje ściśnięte z nerwów gardło.

Siedział w salonie, to było nasze ulubione miejsce do rozmów od zawsze. Czasem również zwyczajnie wchodził do mojego pokoju, siadał na łóżku i mogliśmy obgadać każde możliwe zagadnienie, które przyszło nam na myśl. Tym razem padło na kanapę przy kominku i telewizji, nigdy nie narzekałam na pogawędki w takim nastroju, oczywiście jeśli nie miały zawierać w sobie takich rzeczy jak te dzisiaj.

Przełknęłam ślinę na jego widok, wyglądał na wycieńczonego i przygnębionego. Moje serce bez pytania łamało się na malutkie kawałeczki. Nienawidziłam zastawać go w takim stanie.

Szłam wolnym krokiem nieubłaganie się do niego zbliżając, w rezultacie po chwili bezpowrotnie stanęłam przed nim.

-Usiądź.-odezwał się cicho.

daddy h.sWhere stories live. Discover now