- Czy jest coś z czym chciałby się pan podzielić z resztą klasy, panie Tomlinson? - głos nauczycielki przebija się przez chichot rozbrzmiewający wokół mnie.
Podnoszę wzrok na młodą kobietę, która usilnie stara się zapanować nad sytuacją, jednak większość moich kolegów i koleżanek z klasy wciąż śmieje się z mojej, dość udanej parodii jej piskliwego głosu.
- Temat twórczości Shakespeare'a nie jest wystarczająco interesujący pani Jennings... W dzisiejszych czasach młodych ludzi należy zainteresować czymś innym, niż paplaniną w języku teoretycznie angielskim - tłumaczę kobiecie, w moim rozumowaniu logicznie.
Może się wydawać, że jestem... Najprościej rzecz ujmując małym, niewdzięcznym gnojkiem, nie szanującym cudzej pracy i to jest bardzo nietrafne spostrzeżenie. Owszem, bywam złośliwy, może trochę zbyt pewny siebie ale to jedyne co tak naprawdę mi zostało...
- Interesujące... - nauczycielka kiwa głową w udawanym zastanowieniu - Niestety, nie jest pan tutaj od negowania systemu nauczania, a jedynie od przyswajania informacji, które my nauczyciele próbujemy usilnie wam, uczniom przekazać. - ripostuje kobieta, wyraźnie wytrącona z równowagi. - Niestety, przez takich jak pan, panie Tomlinson idzie nam to, bardzo trudno i gdyby to ode mnie zależało wyrzuciłabym pana ze szkoły, skoro zaszczyt pobierania nauki jest dla pana taką stratą czasu...
Przyglądam się belferce sceptycznie. Wiem, że kobieta ma rację, ale niestety posiadam bardzo brzydką cechę charakteru - mianowicie nigdy nie przyznaję się do błędów i w tym przypadku, nie mam zamiaru tego robić, jak i nie mam zamiaru przepraszać pani Jennings za swoje żarty, do czego prawdopodobnie będę zmuszony. Każdy człowiek ma jakieś swoje okropne przyzwyczajenie, a ja nie jestem wyjątkiem czego jestem świadomy. Niestety ta wiedza nic nie zmieni.
- Ouh, pani Jennings... Co tak ostro? - pytam z naburmuszoną miną. - Po prostu nie zainteresowała mnie pani Shakespearem ... - tym stwierdzeniem w normalnych okolicznościach zasłużyłbym na kilka godzin szlabanu po lekcjach, jednak fakt, iż pani Jennings jest jedynie nauczycielem na zastępstwie ratuje mnie przed tym.
- W całej swojej karierze pedagoga nie poznałam ucznia tak bezczelnego i... - w tej chwili wyprowadzonej z równowagi nauczycielce przerywa dzwonek, a ja oddycham z ulgą i pośpiesznie korzystając z zamieszania pakuję podręcznik i notatki, a raczej ich brak do torby z zamiarem ulotnienia się z klasy tak aby umknąć przed sokolim okiem Jennings.Po udanym wyjściu z sali od razu idę do swojej szafki chcąc zabrać materiały potrzebne mi do lekcji biologii znanej jako "Kolejna Pozycja Na Liście Rzeczy Niepotrzebnych".
Po drodze mijam tłum uczniów, którzy tak jak ja przemierzali korytarz sami lub w grupkach czy parach i jedyne o co mnie tak naprawdę interesuje to wyłowienie z tłumu, któregoś ze swoich znajomych. Tak poprostu, chcąc porozmawiać o niczym.
Docieram do swojej szafki z lekko już zdrapaną naklejką z jakże przepiękną liczbą 69 poprawioną osobiście przeze mnie różowym markerem i wyuczonym ruchem otwieram stary, wysłużony już zamek.
- Loueh! - rozlega się okrzyk lekko stłumiony gwarem na korytarzu i zanim udaje mi się odwrócić w kierunku dzwięku przy moim boku pojawia się moja koleżanka z klasy, Taylor.
Taylor to jedna z niewielu osób, która może nazywać się moją przyjaciółką, to jedynie przed nią byłem w stanie się otworzyć i uchylić jej rąbka tajemnicy jaką zapewnie jestem...
- TayTay! - pokrzykuję zarzucając dziewczynie ręce na szyję i wtulam się w nią, po czym witamy się krótkim cmoknięciem w policzek.
- Zaspałam na angielski - przyznaje blondynka z rozbrajającą szczerością, otwierając swoją szafkę, znajdującą się przy mojej. - Ale idąc tutaj dowiedziałam się czegoś, co zrekompensowało mi spóźnienie - chichocze wyciągając podręcznik i zamyka szafkę, po czym zaczyna mi się przyglądać z tajemniczym uśmieszkiem. Mnie oczywiście zżera ciekawość.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi? Nie rób takich pauz, dla lepszego efektu, bo zaskoczę Cię, ale nie dają lepszego efektu... - burczę rozżalony tym, że Taylor nie chce mi czegoś powiedzieć.
Moją przyjaciółkę odkąd pamiętam, bawiło takie trzymanie mnie w niepewności. Mnie to jednak nie bawi...
Wyjmuję swój podręcznik i zeszyt na notatki, zamykam szafkę i staję prosto patrząc na Taylor z pod przymrużonych powiek.
- Powiedz mi TayTay, prooooooooooooszę - jęcze błagalnie, czym zawsze zmiękczam dziewczynę.
- No dobrze. - mój jęk podziałał, bo Taylor wyraźnie "złamana" się zgadza. Wiem, może to dziecinne, ale tacy już jesteśmy oboje. - Przechodziłam obok sali biologicznej i prawdopodobnie mamy nowego nauczyciela. Widziałam tam jakiegoś mężczyznę. Był zdecydowanie za stary na ucznia, ale jednocześnie zbyt młody na rodzica... - mówi Taylor podekscytowana, a ja zaczynam się zastanawiać czy z dziewczyną jest wszystko w porządku...
- I to tego, tak bardzo nie chciałaś mi powiedzieć? - pytam w ogóle niezaciekawiony tą "rewelacją".
- Ale Tomlinson... Jak ty nic nie rozumiesz... On był... Ouch! - Taylor chciała zapewnie powiedzieć, że nowy belfer bardzo jej się spodobał, ale moja przyjaciółka już tak ma, że przy nadmiarze emocji, ciężko jej jest złożyć sensowne zdanie.
Prawdą jest jednak, że nowy nauczyciel biologii w naszej szkole to naprawdę powód do sensacji, ponieważ jeszcze żaden kandydat na to stanowisko nie wytrzymał dłużej niż semestr. Trochę niczym w Harrym Potterze, nad tym stanowiskiem ciąży jakieś fatum. Może to jedynie pech dyrekcji, że nie znalazła jeszcze nikogo odpowiedniego. Tak naprawdę nie wiadomo. Większość nauczycieli się zwalniała, bez podawania powodów, część zmieniała szkołę, a nawet chodzi plotka, że kilka lat temu jeden popełnił samobójstwo... Nic więc dziwnego, że w Camden College, każdy nowy nauczyciel tego przedmiotu stanowił temat do plotek i spekulacji.
- Dobrze Tay, to ja mam pomysł. Poderwij go! - chichoczę, czym zasługuję sobie na kuksańca w ramię. - Ała! - piszczę wciąż rozbawiony.
- Może ty się w końcu z kimś umówisz, Tommo? - pyta rozbawiona dziewczyna podczas gdy ja pocieram obolałe ramię.
Wtedy rozbrzmiewa dzwonek na lekcję, co chociaż na kolejną godzinę zamyka temat moich randek, a właściwie ich braku.
Idziemy w stronę pracowni biologicznej nie zamieniając ze sobą już żadnego słowa.Docieramy na miejsce, a pod zamkniętymi drzwiami stoją ustawieni w bezkształtną grupkę nasi koledzy z klasy, którzy wyraźnie zniecierpliwieni czekali na... nie mam pojęcia na co. Nie powinni już wchodzić skoro ktoś tam teoretycznie jest?
- A z nimi co się dzieje? - pyta Taylor patrząc zdziwiona na klasę.
- Ja też nie wiem. - wzruszam ramionami i podchodzę bliżej zaczepiając jednego z kolegów, Nialla Horana. Tleniony blondyn zawsze jest w centrum wydarzeń i wie prawie wszystko o wszystkim co się dzieje w naszej szkole, więc odpowie mi na pytanie czemu wszyscy stoją tutaj zamiast wchodzić do sali.
- Horan, o co chodzi? Dlaczego stoimy pod klasą, zamiast wejść do środka? - pytam chłopaka, tak naprawdę mając to gdzieś. No dobrze, przynajmniej staram się żeby tak to wyglądało...
- Mamy nowego nauczyciela biologii. - odpowiada od razu, potwierdzając przypuszczenia Taylor. - Tylko problem polega na tym, że... jakoś nikt nie ma odwagi wejść pierwszy. Rozmawiałem na tej przerwie z Amelią Baynes, wiesz tą z pierwszej klasy i opowiadała, że jest on okropnie surowy i podobno strasznie onieśmielający no i teraz, gdy o tym wszystkim powiedziałem to stoimy tutaj... - dodaje chłopak, na co ja... parskam śmiechem.
- Horan... I to tylko dlatego? - prycham z wyższością w ogóle nie rozumiejąc tej głupiej paniki i przepycham się do drzwi sali. - No dobra, skoro wy się boicie niewiadomo czego, to ja wejdę - mówię głośno, tak by każdy mnie usłyszał i naciskam na klamkę.
Wchodzę do środka rzucając okiem na nauczyciela i teraz zaczynam rozumieć, dlaczego Taylor tak zachwycała się mężczyzną i dlaczego moja klasa czeka pod salą wstydząc się wejść...
- Dzień dobry. Jesteś z której klasy? - głęboki i lekko chrapliwy głos mężczyzny, może i teraz brzmi bardzo sympatycznie, ale potrafię sobie wyobrazić jego ton, gdy ten się zdenerwuje... I wiem, że wtedy nie będzie już taki sympatyczny...
Podnoszę głowę śmielej i przyglądam się nauczycielowi.
Widzę bardzo przystojnego, młodego mężczyznę, z krótkimi, lekko kręconymi włosami, wystającymi kościami policzkowymi i ustami, które chciałbym codziennie, aż do samej śmierci całować, wielbić i na ich cześć pisać piosenki...
- Louisie Williamie Tomlinsonie... Uspokój się, ale to natychmiast! - ganię się w myślach.
- Z drugiej... - odpowiadam speszony, już na głos. Sam, nie do końca rozumiem dlaczego ten mężczyzna, zwykłym pytaniem i swoją obecnością tak mnie onieśmielił... Jeszcze nigdy, nie przeżyłem czegoś takiego, jeszcze żaden mężczyzna... Jakby to teraz powiedziała Taylor... Ouch!
Wtedy spokój i opanowanie goszczące na twarzy nowego nauczyciela znikły, a na ich miejsce wstąpiło zirytowanie, a może nawet gniew...
- Możesz mi powiedzieć, gdzie jest reszta klasy? - pyta ostro, marszcząc przy tym brwi. - Czekam na was już ponad pięć minut i powiem ci, chłopcze... Bardzo, nie podoba mi się ten fakt. - dodaje tym samym tonem, a mi przechodzi przez myśl, że miałem rację i nie jest już ani trochę sympatycznie...
- Pod salą proszę pana... - odpowiadam niepewnie. - Często mamy zastępstwa i... - zaczynam, ale nauczyciel podnosi tylko otwartą dłoń uciszając mnie.
- Zaproś ich do środka... Rozumiem, nieczęsto macie biologię z powodów różnych, więc wam wybaczę. Niestety, nie licz na to, że często będę taki pobłażliwy - mówi do mnie belfer oschle, a ja na miękkich nogach odwracam się do drzwi.
Otwieram je szybkim ruchem wciąż jeszcze będąc w szoku..
- Możecie wchodzić... - mówię i od razu idę zająć ławkę dla siebie i Taylor, jak najbardziej z tyłu.
Niestety tłum uczniów uniemożliwił mi wybranie ostatniego rzędu, znajdującego się najdalej od biurka nauczyciela, wybieram więc trzecią od tyłu ławkę w środkowym rzędzie naprzeciw biurka tego bipolarnego człowieka. Oznacza to tyle, że dzielą mnie od niego dwie ławki, w których na moje szczęście siadają po dwie osoby. Moja przyjaciółka siada obok mnie i podobnie jak reszta jest bardzo onieśmielona i ani myśli się odezwać.
Co ten człowiek ma w sobie takiego?
- Dzień dobry klaso! - rozlega się głos nauczyciela, który jest wyraźnie słyszalny przez ciszę jaka panuje teraz w sali. - Nazywam się Harry Styles i od dzisiaj jestem waszym nowym nauczycielem biologii... Mam nadzieję, że będzie nam się wspaniale pracowało...______________________________
Postanowiłam nie czekać i wymigiwać się niewiadomo jak długo i w myśl zasady "Co ma być to będzie" wstawiam pierwszy rozdział "CYTM?".
Ja wiem, nic specjalnego, krótkie, nudne i do niczego, ale już jest.
Napisałam dopiero 5 rozdziałów tak samo krótkich, nudnych i do niczego więc nie wiem kiedy będą kolejne (no może drugi jakoś niedługo, bo nie jest jakiś bardzo spier****ny), ale postaram się, żeby było lepiej...
Także no... Enjoy !!
![](https://img.wattpad.com/cover/41792873-288-k125037.jpg)
CZYTASZ
Can You Teach Me?
Фанфик" Jak wielka jest przepaść między zakochaniem, a obsesją? Zwykłe zauroczenie, może doprowadzić nawet do cierpienia, a tego nikomu nie życzę. Dlatego... Po prostu odpuść, nie jestem dla Ciebie odpowiedni..."