- Dzień dobry klaso! - witam się z uczniami stając za biurkiem i wkładam dłonie do kieszeni jeansów.
Niestety jest to może i niekulturalne, ale w tej chwili bardzo potrzebne... To najlepsze wyjście, ponieważ nie chcę żeby uczniowie po moich drżących palcach zorientowali się, że bardzo się denerwuję.
- Nazywam się Harry Styles i od dzisiaj jestem waszym nowym nauczycielem biologii... Mam nadzieję, że będzie nam się wspaniale pracowało... - przedstawiam się z uśmiechem rozglądając się po twarzach nastolatków.
Niestety te dzieciaki, podobnie jak poprzednia grupa, przyglądają mi się z konsternacją. Nie jestem tym zaskoczony... Przez stres swojego pierwszego dnia nauczycielskiej kariery, muszę sam przed sobą przyznać, że wychodzę na niesympatycznego gbura. Niezbyt mi się to podoba, bo odkąd rozpocząłem studia obiecałem sobie, że po odebraniu dyplomu zostanę najfajniejszym nauczycielem, jakiego każdy uczeń chciałby mieć...
- Jeśli pozwolicie, zacznę od sprawdzenia listy... - mówię siląc się na spokój, po czym biorę z biurka swój notes i wertuję go, starając się sobie przypomnieć, która klasa siedzi właśnie przede mną.
Mija kilka sekund ciszy, aż w pamięci świta mi rozmowa z uczniem, który wszedł do sali pierwszy. Szukam w notesie spisu nazwisk klasy drugiej, jednocześnie szukając owego chłopaka. Znajduję go siedzącego w trzeciej od końca ławce naprzeciw mojego biurka.
Chłopak jest... Powiedzmy sobie szczerze, bardzo śliczny. Nie, nie przystojny... Śliczny.
Zawstydzony tym, że wpatruję się zbyt długo w nastolatka, na oko siedem, może osiem lat młodszego i to jeszcze z takimi myślami chodzącymi mi po głowie przenoszę wzrok na listę.
- Dobrze więc... Standardowo, przeczytam nazwisko, a wyczytany uczeń daje znać, że jest obecny... Ale dzisiaj, dodatkowo prosiłbym abyście wstawali z miejsc. - mówię do uczniów, zaszczycając ich spojrzeniem, na wszelki wypadek ignorując chłopaka, na którym zawiesiłem wzrok wcześniej. - Skoro mam was uczyć, dobrze by było abym was zapamiętał.- dodaję posyłając tym przestraszonym dzieciakom ciepły uśmiech, chcąc trochę ich uspokoić...
Może niektórzy moi koledzy po fachu, uwielbiają roztaczać wokół siebie aurę grozy, dzięki czemu utrzymują dyscyplinę, ale to nie jest nic dobrego, skoro nie rozbudzają w podopiecznych ciekawości, a każdą lekcję z nimi dzieciaki traktują jak karę...
Ja nie zamierzam być tego rodzaju belfrem...
- Adams? - czytam pierwsze nazwisko z listy, na które dostaje odpowiedź w formie jednego krótkiego słowa, "nieobecny".
Wyczytuję kolejne nazwiska. Każdy z uczniów po usłyszeniu swojego podnosi się z krzesła, tak bym mógł mu się dokładnie przyjrzeć. Oczywiście zapamiętałem ledwie dziesięć osób, a reszta zlała mi się w anonimową masę. Wszystko idzie sprawnie, aż nie docieram do ostatniego nazwiska na liście.
- Tomlinson? - czytam i podnoszę głowę aby spojrzeć na wyczytanego ucznia. Ze swojego miejsca wstaje ten śliczny chłopak...
- Obecny. - odpowiada chłopak ze spokojem i jako jedyny nie przygląda mi się wzrokiem spłoszonej sarny, a wzrokiem dumnego wilka, który z całą pewnością nie ugnie się przed nikim.
Nie powiem, jest on szalenie...
- Chryste, Styles! - zażenowany głośnik w mojej głowie przywołuje mnie do porządku.
Odkładam notes licząc, że chwila słabości pozostała niezauważona przez nikogo i przysiadam z nonszalancją na brzegu swojego biurka.
- Dobrze, skoro uprzejmości mamy za sobą, zacznijmy więc od działu trzeciego... - mówię spokojnie otwierając swój egzemplarz podręcznika na odpowiedniej stronie.
- Ale panie Styles... - rozlega się cichy głos.
Podnoszę głowę znad podręcznika i szukam wzrokiem osoby, która się odezwała. Okazuje się nią szczupła blondynka siedząca koło tego ślicznego chłopaka, Tomsona... Nie, nie, Tomlinsona.
- Słucham? - pytam dziewczynę unosząc jedną brew.
- Bo... No bo... Wie Pan... - duka blondyna, na co cicho wzdycham.
- Nie, nie wiem panno... - zawieszam głos próbując przypomnieć sobie jej nazwisko, ale niestety niezbyt mi to idzie.
- Swift. Koleżanka chciała powiedzieć, że niestety wciąż jesteśmy w dziale pierwszym, więc teoretycznie nie możemy zaczynać trzeciego - zamiast nastolatki odzywa się jej kolega z ławki.
- Po pierwsze, nie rozmawiam z panem. - zwracam się chłodno do chłopaka, patrząc na niego karcąco i przenoszę wzrok na jego blond koleżankę. - Panno Swift, ja nie gryzę, więc niech pani się nie denerwuje... To jest dość ważna informacja i dziękuję, za zwrócenie uwagi. - zwracam się do dziewczyny spokojnie.
No tak, mogłem wcześniej dopytać uczniów, w końcu zatrudniono mnie w tej szkole, ponieważ często nie było nikogo na tym stanowisku, mogłem się domyślić, że cała szkoła jest do tyłu z materiałem z biologi, skoro nauczyciele zmieniani byli jak rękawiczki...
- Dobrze więc... To zrobimy tak... Ktoś mi powie na czym skończyliście, co ominęliście i tak dalej, a wtedy ja wymyślę czym się zajmiemy w pierwszej kolejności. - proponuję, a wtedy uczniowie nieśmiało kiwają głowami. - W porządku. To kto jest chętny mi pomóc?
CZYTASZ
Can You Teach Me?
Fanfiction" Jak wielka jest przepaść między zakochaniem, a obsesją? Zwykłe zauroczenie, może doprowadzić nawet do cierpienia, a tego nikomu nie życzę. Dlatego... Po prostu odpuść, nie jestem dla Ciebie odpowiedni..."