Anioły i Demony.

627 32 5
                                    

*Perspektywa Aleca*

Normalnie nie bywam na takich przyjęciach. Właściwie to w ogóle na nich nie bywam. Nie jestem duszą towarzystwa. Właściwie jestem tutaj bo Izzy i Jace opróżnili cały barek rodziców w salonie, słaniając się na nogach uciekli z Instytutu na kradzionym rowerze (co wyglądało komicznie i nie mogłem odmówić sobie nagrania tego) prawie zostali przejechani przez trzy samochody i dostali się do Pandemonium.

Ponieważ jestem dorosły to niestety na tych ,,imprezach" robię za opiekunkę Jace'a i Izzy. Są świetnymi Nocnymi Łowcami, ale nadal zachowują się jak duże dzieci. 

Gdy zmęczony długim biegiem wpadłem do klubu, uderzył we mnie odór alkoholu oraz duszący dym papierosowy. Z początku wśród wirujących na parkiecie ciał nie zauważyłem Jace'a ani Izzy, ponieważ wpadłem na kelnerkę niosącą drinki i oczywiście wszystko wylało się na moją za dużą choć najlepszą koszulę. 

Wściekły pobiegłem na schody, z których miałbym lepszy widok, lecz było to zbędne, ponieważ usłyszałam dziewczęcy krzyk i odgłos tłuczonego szkła. Izzy.-pomyślałem

Zbiegłem jak najszybciej aby zapobiec większym szkodom. Przepychałem się między tańczącymi tarasując sobie drogę, a oni obrzucali mnie wściekłymi spojrzeniami i wykrzykiwali przekleństwa pod moim adresem. Gdy dotarłem do baru, za którym stała Iz i próbowałem ją odciągnąć, zaczęła śmiejąc się rzucać we mnie szklankami i pustymi butelkami. Zrezygnowany, wściekły i zmęczony usiadłem przy oknie gdzie o dziwo dało się oddychać i miałem na oku szalejącą Isabelle i Jace'a rozłożonego na stole z twarzą w bliżej nieokreślonej substancji. 

Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem cienie szybko przemieszczające się pomiędzy domami i małymi kafejkami. Pomyślałem, że to wampiry, lecz o tej porze wydawało się to niemożliwe.

Wyjąłem stelę z kieszeni i szybko narysowałem na ramieniu runę Dalekowidzenia. To nie były wampiry, to były demony.

----

-Magnusie proszę uspokój się i daj mi pracować.- powiedziała ze zmęczeniem Catarina, która od dwóch godzin przemieszczała się Bramami do największych bibliotek poszukując starych ksiąg zaklęć, składników do eliksirów i proszków na uspokojenie, którymi mnie nafaszerowała.

-Catarino jesteś cudowna, ale wybacz nie masz pojęcia co przeżywam i tu nie chodzi o twoje życie!!- wrzasnąłem nadal łażąc wkoło stolika zapełnionego flakonami i książkami-Przepraszam. Poniosło mnie  jestem zdenerwowany, bo pierwszy raz w życiu czuję się naprawdę słaby i nic nie mogę z tym zrobić.- powiedziałem siadając obok Catariny i opierając głowę na jej ramieniu

Cieszę się, że mam Catarinę, bo jest dla mnie jak starsza, mądrzejsza siostra. Gdy zadzwoniłem do niej opowiedziałem i troszkę, może bardziej niż troszkę podkoloryzowałem swój stan. Niestety zanim przyjechała zdążyłem w tym czasie rozbić szyby w mieszkaniu , rozwalić to co jeszcze rozwalone w nim nie było i napisać testament pewien szybkiej, bolesnej i nieuchronnej śmierci.

Ja, Wasz ukochany, błyskotliwy, uwielbiany, brokatowy czarownik chciałbym ogłosić, że po mojej bohaterskiej śmierci życzę sobie aby zestaw wyjściowej bielizny otrzymał Raphael Santiago , Ragnor Fell (pomińmy go, upokarzał mnie przez całe życie) niech wyprawi uroczystości pogrzebowe, Catarina Loss dostała dostęp do mojej karty kredytowej, a Prezes Miau cały mój majątek wraz z mieszkaniem na Brooklynie.

MALEC- Miłość, która podzieliła świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz