Silny fizycznie, nie oznacza, silny psychicznie.

54 3 1
                                    

Cześć. Tu Elizabeth. Przez długi czas, poszukiwałam kogoś, z kim mogłabym porozmawiać. Nie tak, jak rozmawiam na codzień z osobami, które są najbliżej mnie. Od dawien dawna bowiem, szukałam czegoś w sobie, co wolało o uwagę. Nie wiedziałam, co to, próbowałam podejść siebie od każdej strony i w końcu odkryłam, czego mi brakowało. To, co wolało o uwagę, to moja ciekawość drugiej osoby, porównanie się z nią, z jej doświadczeniami. Czułam się ograniczona, jakbym czegoś jeszcze nie zaznała, ale musiałam tego zaznać, bo nie mogłabym spać. Zaczęłam interesować się psychologią, a zwięźlej, uczuciami u ludzi, ich zachowaniami - ,,dlaczego tak, a nie inaczej"... Trwało to kilka lat, musiałam znaleźć kogoś takiego samego, jak ja... Znalazłam na jednym z portali społecznościowych pewną dziewczynę. Młodsza odemnie. Pomyślałam ,,Nie będzie miała wiele do powiedzenia o swoim bagażu doświadczeń, bo jest młodziutka, dopiero kończy gimnazjum, ale wygląda na dosyć wrażliwą i pisze dojrzałe, więc dlaczego mam jej nie odpowiadać?"
Zaprosiłam ją do swojego domu, zrobiłam dwie, gorące herbaty i na stół położyłam paczkę ciastek. Dosyć ubogo przyjęłam ją pod swój dom, choć twierdziła skromnie, że wszystko jest w najlepszym porządku, podoba jej się każdy najmniejszy szczegół, jeśli zrobiony został w dobrej intencji. Spodobało mi się to, co cicho mówiła z uśmiechem na twarzy.
Zawarłyśmy dobry, pierwszy kontakt na żywo, nasze spotkanie trwało kilka dobrych godzin i od razu umówiłyśmy się na następne.
Na wstępie muszę przyznać, że ta rozmowa odpowiedziała mi na wiele pytań. Dostrzegłam kilka spraw, które nie widzi się gołym okiem, nie poczuje się ich szybko. Zrozumiałam, że człowiek to jeszcze bardziej skomplikowany mechanizm emocji, niż myślałam. Zdecydowałam się spytać, czy mogę opisać w "Książce przemyśleń" nasze tematy dotknięte na spotkaniu. Chętnie się zgodziła. Zacznijmy więc rozmowę.
-Cześć Lucy. Wyglądasz, ładniej niż na zdjęciach. - uśmiechnęłam się, odwzajemniła.
-Dziękuję! -cicho się podeśmiała. - Nie przeszkadza Ci świadomość, że jestem od Ciebie młodsza? Nie boisz się o słowa?
-Zawsze jestem sobą, nie udaję kogoś innego w zależności od tego, ile lat ma osoba z którą rozmawiam. Jeśli uważnie słucha i też ma coś do powiedzenia, to czytam z niej jak z otwartej księgi i także opowiadam o własnych doświadczeniach, by nie poczuła się w tym samotna. Nie oceniam człowieka po liczbie, czy wyglądzie, więc nie musisz się martwić mała. -Pogłaskałam ją po dłoni, by była tego świadoma i łatwiej mówiła o sobie.
-Okej. Pisałaś mi o tym ale chciałam to usłyszeć, patrząc Ci w oczy. Nie chcę, by było to jak w jakimś urzędzie, chcę potocznie, nie umiem tak składnie mówić, czy możesz to uszanować?-serce zaczęło jej bić, bo myślała, że odpowiem negatywnie.
-Oczywiście! Pamiętaj, że ja jestem w dużej części nadal dziewczyną zagubioną we własnym życiu, nie jestem jakimś Bogiem, nie wiele się różnimy. Rozumiem, że tak długo zajmuje Ci samo rozluźnienie się, ale spokojnie, możesz mi nawet przebić żółwika mała!
-Dobrze, więc może zacznę od przywitania się. Jestem Lucy, mam szesnaście lat. Wychowywana jestem na wsi, daleko od przyjaciół. Tutaj nie ma wiele osób, z którymi mogłabym szczerze porozmawiać. Właściwie, unikam ludzi mieszkających w moich okolicach. Nie, żebym ich nie lubiła. Ja im poprostu nie ufam, czuję, jakbym do nich nie pasowała, bo pasuję do osób, których nie widzę codziennie, a na przykład w weekendy, czy w codziennym i "conocnym" pisaniu. Nie mam z nimi tematów, wręcz wychodzę na taką, która nie ma zdania na jakimkolwiek życiowy temat. Wiem, co myślą, a przynajmniej niektórzy. Widzę to w ich oczach, takie "Jak ona może nie wiedzieć?! Kiedy ktoś zada jej pytanie, nigdy nie potrafi zrozumiale odpowiedzieć, przecież to nie jest trudne!" Nigdy nie zastanowili się głębiej, co się u mnie się dzieje, że jestem tak rozkojarzona.
Wiadomo, każdy ma problemy, które zaczynają się od najmłodszych lat, typu "Jak zdążę na dobranockę, skoro jestem tak daleko od domu?, "Koleżanki mnie non stop obgadują", "On mnie nie kocha", "Nie wiem co mam robić, by to naprawić", "Straciłem pracę" itp. Możnaby tak wymieniać godzinami, ale chodzi o to, że każdy problem, jest problemem i nie można jakiegokolwiek lekceważyć, bo nie wiesz, jak ważne jest to dla osoby, chodź można się domyśleć, że naprawdę ważne, skoro zaprząta to jej myśli.
Jeszcze bardziej rozbraja mnie w nich to, że często, gdy mam raz, czy dwa razy zły humor, widać, że jestem przygnębiona, to są przy mnie, pytają o co chodzi, próbują mi pomóc i co prawda, to podnosi na duchu dopóki znowu mnie to nie przygniecie, a wtedy oni - ,,Ostatnio Ci tłumaczyłem bardzo wyraźnie, a teraz znowu masz ten problem? Wiesz, myślę, że Ty sama się wpychasz w te problemy. Zobacz na mnie. Ja nie mam żadnych problemów, bo się nie przejmuję. Po co się przejmować? Przemyśl swoje postępowanie, bo Ty też ponosisz w tym trochę winy" Ja podziękuję za takie słowa. Dlatego unikam ludzi. Nie chcę by pytali, co się stało, bo ich to nie obchodzi.
Ich obchodzi to, że jest dziewiętnaście osób, zachowujących się tak samo i jedna, która zachowuje się inaczej, na przykład płacze. Wtedy wszyscy zwracają na tę osobę uwagę, nagle ich to bardzo interesuje. Tutaj opisuje to myśl ,,Widzisz skutek czynu, często przegapiasz trwanie czynności". To tak, jakbyś wyciągnęła dżem, na którym widać pleśń. Od razu wzbudza to w Tobie reakcję, zajmujesz się tym. Tylko, że tutaj na celu jest samoobrona, a ja często słyszałam historie, jak osoba była zastraszana przez długi czas, całkowicie zamknęła się w sobie, bała się ludzi, bała się komukolwiek odpowiedzieć na "Hej", a jej najbliżsi myśleli, że poprostu jest zmęczona dniem w szkole... Przecież nic nie mówiła, a zasady są takie, że w domu mówi się tylko prawdę i wszelkie problemy trzeba rozwiązać w rodzinie. Bała się powiedzieć, co ją spotyka w szkole, bo wiedziała, że osoby znęcające się nad nią, zdążą zrobić jej nie tylko psychiczną krzywdę ale i również fizyczną. Jestem pewna, że wystarczyłoby przyjść do dziewczyny i szczerze jej powiedzieć, że może liczyć na członków rodziny, choćby nie wiem co się działo, to wszyscy staną za nią murem. O nic nie trzeba pytać, czasami widać różnicę w wyglądzie czy zachowaniu osoby, która ma problem. To naprawdę dodaje otuchy. W moim wieku, ogólnie w gimnazjum, dzieją się przeróżne rzeczy, serio. Czasami niepojęte dla dorosłego, inteligentnego człowieka. Dlaczego gimnazjalista jest huliganem, nie szanuje innych, pali w szkolnej łazience? Odpowiedzią jest to, że takim sie urodził? Nie, nikt nie urodził się i nie żyje z takimi samymi cechami. Cechy te nabywamy z przeżyciami. Osoba, która znalazła się w negatywnym towarzystwie, będzie miała inne cechy, niż ta, która znajduje się w pozytywnym oraz tak samo osoba tzw. ,,samotnik". To nie tylko wina tego huligana, bo nim się nikt nie zajął. Tak, taka prawda, że każdy się go boi. Uważają, że on jest tak silny, nie ma serca, nie potrzebuje pomocy itd. To często mija się z prawdą, bo jest kilka możliwości. Pierwsza z nich - przed tym był grzeczną osobą, stał się tym przeciwieństwem pod presją towarzystwa, nie chciał być wykluczony. Teraz widzimy jego "cel zachowania" (a raczej jego towarzystwa, które już i tak pewnie się od niego odwróciło...), ale nikt z nim nie pogadał, nie pomógł, bo nie miał nikogo, bał się wychylić ze składu. Drugą możliwością jest, że jest on wrażliwszy, niż nie jeden nastolatek. Słaby w środku i próbuje to za wszelką cenę zasłonić. Nikt nie podejdzie go od strony "Chłopie, co jest z Tobą, czy Ty naprawdę taki jesteś? A może jesteś tak słaby, że nie potrafisz być sobą i udajesz kogoś, kim nie jesteś? Jaki jest Twój cel w tym. Zobacz, ile osób Cię lubi? No właśnie, wszyscy się Ciebie boją. Gdybyś był sobą, napewno miałbyś przyjaciół. Widzę to w Twoich szklanych oczach." Może coś by mu to dało? Kto wie. Kolejnym przykładem jest to, że osoba, która zwraca na siebie uwagę, szuka pomocy, której od dawna nie zaznał.. Moim zdaniem, takimi przypadkami powinny zajmować się siły do tego przeznaczone, i nie straszyć od wstępu konsenwencjami, tylko zacząć od serducha, wartości ludzkich.
Szczerze, sama bym nie potrafiła ustać naprzeciwko szkolnego boksera ale jak widzę takie osoby to nieraz jest mi ich szkoda, bo to oni mają takie ciężkie życie..
-Pięknie to powiedziałaś. Czyli, nie wychodzisz na dwór, bo nie masz z kim, tak jak opisałaś?
-Tak opisałam, ale nie wspomniałam o tym, że mam dużo portali społecznościowych, uwielbiam poznawać nowe osoby i każdej daje dużo zaufania (nad czym pracuje...). Mam bardzo dużo znajomych, z czego kilka osób jest u mnie tak na bieżąco i tyle w zupełności wystarczy. Konwersacja grupowa, gdzie zgraną internetową paczką jesteśmy już ponad rok, wiemy o sobie wiele i zawsze sobie pomagamy. Oni zawsze byli, Kiedy było dobrze i kiedy źle. Nawet, więcej pisali, wspierali gdy było u mnie źle. Mam kilka osób poza tą konwersacją jednak nie chcę się chwalić, czy nie wiem jak to brzmi.. Ale mam z kim gadać, jeśli mam problem. One szybko znikają, dzięki nim.
Internetowe znajomości są piękne, bo cały czas żyjesz w marzeniu, by tę osobę dotknąć w realu, wyobrażasz sobie jej sposób chodzenia, poczucie humoru, wszystko.. znasz jej całe wnętrze, dużo tajemnic, wiesz jaka osoba jest w głębi... A w realnego życia, znasz osobę tylko z zachowania i często one jest inne niż to, co osoba ma w serduszku i na przykład ja - dużo osób oceniam z zachowania, jest to mylne, ale nie chce poznać osoby, która zachowuje się według mnie źle. Dużo zachowań mi nie odpowiada, więc wolę żyć sama, by nikt nie narzucał mi sposobu wyrażania się czy postępowania we własnym życiu. Wsłuchuję się w siebie, zadaję sobie pytania i to jest dla mnie szczęście - ten spokój, który sprawia że coraz bardziej siebie rozumiem. Jestem szczęśliwa, mimo że sporo z ludźmi przeżyłam, i dobrych i złych rzeczy.

Byłam ciekawa cały czas tego, jakie złe rzeczy miała na myśli, ale nie chciałam od razu pytać, chciałam zachować to na potem.

-Szczerze Cię rozumiem, ja zawsze miałam jedną przyjaciółkę i gdy jej nie było, nie umiałam przerzucić się na kogoś innego i musiałam sobie sama zagospodarować czas, by szybciej minął. Co uważasz o LGTB?
-Też tak miałam, gdy chciało mi się przyjaźnić w szkole, teraz wolę przebywać z kolegami z klasy w bibliotece szkolnej, z nimi jest mega śmiesznie! Zawsze wolałam męskie towarzystwo, niż kobiece. Faceci inaczej słuchają, lepiej. Wiedzą, jak podejść kobietę, by zaufała, by poczuła się ważna i słuchana, a kobiety mają różnie.. w moim wieku są podziały, duety i nie "starczy"na mnie. Chociaż, nie. Mam taką jedną najlepszą koleżankę, Nikolę. Rozumiemy się bardzo dobrze, jest takim moim niewinnym skarbem. Martwię się o nią, gdy nie widzę na jej twarzy uśmiechu, chodzę z nią bardzo często na przerwach. Ona nie chodzi ze mną do klasy, więc muszę sobie dawać radę bez niej często, ale jestem twarda i mam stabilną samoocenę. Mam też drugą koleżankę, Amelię, nasze wypady to mistrzostwo, choć są rzadko... też dobrze się rozumiemy, ale czasami się kłócimy, ale nasze mamy są naszymi autorytetami. Nie lubią się, więc że sobą nie rozmawiają - nie mają swoim. My też się tego staramy trzymać, choć szybko się godzimy i nieraz nawzajem ranimy. Obydwie mamy pewność swojego.
Co do LGTB, to długi temat. Bardzo toleruję, lubię te towarzystwo, mam wiele koleżanek lesbijek, z nimi dobrze się rozmawia (dopóki któraś z nich się we mnie nie zakocha, wtedy cierpi). Geji osobiście nie znam, ale też toleruję. Co do trans, to bym się odwróciła i podeśmiała, ale tak w miarę za tą osobą. Nie lubię obgadywać, gdy osoba widzi. A, skoro osoby się nie zna, to wygląd gdy przykuwa oko, obmówię. Swoich znajomych nie obgaduje. A przynajmniej, wiem co mogę powiedzieć, a co nie, ale to też odrębny temat, sekrety zakopuję głęboko w sobie.
-Jak oceniasz swoje kontakty z ludźmi, których już poznałaś?
-W sensie? Kiedykolwiek poznałam i nie koniecznie musimy teraz utrzymywać kontakt, czy poznałam i nadal to utrzymuję?
-To pierwsze^^
-Hmmm... Jestem otwarta, za bardzo ufna... Zaczęłam to ostatnio rozumieć coraz bardziej. Dużo razy się przekonałam, kto był fałszywy, a kto prawdziwy(ci nadal są w moim życiu). Jeszcze kilka lat temu, bardzo to przeżywałam. Płacz, ból, pytania do świata. Teraz? Tylko pytania do sufitu. Jak coś, co bylo fundamentem, murem, mogło się rozsypać? Jak obietnica stała się słowem rzuconym na wiatr? Osoba, która była cudowna, stała się osobą, która udawała, a tak naprawdę chciała Cię wykorzystać? Hah, ale co taka osobą czuje? Satysfakcję? Szczerze, nie siedzę w głowach innych ale ja przenigdy nie umiałabym się cieszyć z krzywdy innych. Może kilka razy w ciągu całego życia sie wydarzyło. Raz na dwa lata? I to jest nauczka, kiedy ktoś z Twoich znajomych daje Ci mocnego kopa w tyłek. Bo to, co powiedzą inni, możesz mieć totalnie gdzieś ale to co powiedzą ci, którzy Cię znają, zaboli najbardziej. Chyba, że nie wiesz, co to znaczy "ważna osoba", jeśli Cię to nie zaboli. Wiem, co to znaczy, gdy osoba przy kłótni pokazuje sobie naprawdę. Bądźmy szczerzy, ludzie się boją. Boją się samotności, odrzucenia. Gdy mają problem, to robią wszystko, by inni pomyśleli, że jest wszystko okej. Często, na cierpieniu innych zyskują - tak im się wydaje.
-Udało Ci się kogoś zranić?
-Prawdopodobnie tak. Ale, nie wiem, co z tego było szczere, bo większość znajomości jest przez internet i nie wiem, co odczuwali tam, po drugiej stronie ekranu.
-Jesteś silna psychicznie?
-Chyba tak. Nic nigdy sobie nie zrobiłam. Chodź, kilka lat temu pierwsze dwie miłoście nie było dobrze znalezione. A straciłam na tym około trzech lat. W tym, jeszcze kłopoty w szkole, (dwie akcje) weszły mi na psychę, do dziś to pamiętam, ale błędów już tych samych nie popełniłam.

Pierwsza część kończy się wraz z pukaniem do drzwi Elizabeth. Lucy odlożyła puste szklanki. Elizabeth wróciła z poruszającą wiadomością.

Rozmowa z Gimnazjalistką.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz