Część 19 - Walc na szkle

111 21 6
                                    

Jonasz po raz kolejny odblokował telefon. Wiedział, że to zupełnie bez sensu, bo aparat leżał tuż przed nim, nie było możliwości, by nie usłyszał przychodzącej wiadomości. Trudno, nadzieja matką głupich. Pusto.

Odrzucił od siebie komórkę, oparł się o kanapę i założył dłonie za głowę. Powoli, ze świstem wypuścił z płuc powietrze, dając ujście narastającej frustracji.

„Do diabła!" — pomyślał. „Znowu mnie olewa! Dlaczego wszystko z tą dziewczyną przypomina walca na szkle? Dwa kroki do przodu, jeden w tył, byle się nie poślizgnąć". Co takiego jest w tej dziewczynie, że każe mu raz po raz próbować do niej dotrzeć, pomimo jej oporu? Przymknął na chwilę powieki. Frustrację powiększał fakt, że był przekonany, że zabawę w ciuciubabkę mają już za sobą. Że wyjaśnili sobie co nieco i przestaną gmatwać sytuację, pozwolą sprawom biec swoim torem. Przez cały weekend wymieniali SMS-y, a teraz co?

„Może przesadzam" — próbował sam siebie przekonać. „To, że na poprzednie wiadomości odpisywała niemal od razu, nie znaczy, że teraz też tak będzie, w końcu dziś poniedziałek. Co prawda skończyła już pracę, ale może nie słyszy telefonu w torebce?"

Znów zerknął na wyświetlacz i zacisnął zęby. Wtem usłyszał trzaśnięcie drzwi wejściowych. Po chwili do salonu wszedł Filip, w garniturowych spodniach, błękitnej koszuli i pod krawatem. Jonasz musiał przyznać, że wyrósł na przystojnego młodego człowieka.

— Co jest brachu? Co tak siedzisz? — zapytał, obluzowując krawat.

— Właśnie skończyłem szorować patelnię po twoim śniadaniu.

— Ale ja dziś nie robiłem nic na patelni — zdziwił się Filip.

Jedna brew Jonasza powędrowała w górę.

— Nie? W takim razie bądź łaskaw następnym razem myć ją po sobie, a nie chować w piekarniku. — wycedził Jonasz przez zęby.

— Coś ty taki drażliwy? — Filip rozpinał teraz mankiety. — Ledwo wszedłem, a już się czepiasz. Patelnia! Wielkie mi rzeczy. Powiedz raczej, o co tak naprawdę chodzi — spojrzał na brata przenikliwym wzrokiem. — Wkurzasz się, bo nie możesz znaleźć roboty, czy przez Matyldę?

— Seba dał mi cynk, że jego ojciec potrzebuje kogoś przy rozładunku. Zajdę tam jutro, dowiem się, jak to wygląda — odburknął Jonasz, zerkając przelotnie na wciąż milczący telefon. Nie uszło to uwadze Filipa.

— Innymi słowy to nasza mała Matylda tak na ciebie działa. Widziałem, jak pożerasz ją wzrokiem, nie udawaj — uśmiechnął się.

— Masz obiad na kuchence, powinien być jeszcze ciepły. Idę się przejść — oznajmił grobowym głosem Jonasz. „Jeśli nie masz ochoty odpowiadać, po prostu zignoruj niewygodny temat. Oto pierwsza zasada konwersacji według Jonasza" — pomyślał jeszcze autoironicznie.

Miał już dość siedzenia w domu. Emocje zaczynały brać górę, frustracja sprawiała, że trudno mu było się opanować, zaczynał być niespokojny. Potrzebował się wyładować.

— Na razie — pożegnał się ze skonsternowanym bratem i wyszedł z domu, zostawiając go ze zdziwioną miną.

Szedł szybkim krokiem, wpatrzony w drogę przed sobą. Myśli w głowie mu wirowały. Miał dość tej huśtawki, najchętniej poszedłby prosto do domu Matyldy, chwyciłby ją w objęcia i całował tak długo, aż sama uwierzyłaby, że to, co się dzieje między nimi, ma sens. Przeczuwał jednak, że takim zachowaniem więcej by zepsuł, niż naprawił. Może nie miał doświadczenia, jeśli chodzi o związki, ale wiedział, że jeśli chce się rozwiązać problem, najlepiej jest go przegadać. Tylko szczerość może jakoś posunąć sprawy między nimi do przodu, nie pocałunki.

Popiół i prochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz