7. Valerie

3.9K 312 47
                                    



Val to był skrót, którego zawsze używał mój brat. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek użył mojego pełnego imienia, już od dzieciństwa byłam dla niego Val, dlatego uważałam, że tylko on rościł sobie prawo do mówienia tak na mnie.

Nie pamiętam nawet dokładnie jak nazywał się ten chłopak, który zachowywał się jak rycerzyk w zbroi, ale okropnie mnie wkurzył. Może nawet tego nie chciał, doszłam nawet do wniosku, że na pewno nie zrobił tego umyślnie, jednak coś mnie w nim wkurzało niemiłosiernie i będąc w pobliżu niego miałam ochotę trochę zniszczyć tą jego wesołą buźkę.

Cały dzisiejszy dzień okazał się być jedną wielką głupotą. Ani trochę tutaj nie pasowałam i zdałam sobie z tego sprawę od razu jak zobaczyłam nowiusieńki budynek szkoły. Wszystko tutaj było nowe, solidnie dopracowane, nauczyciele byli przemili, za to ludzie podzieleni na grupki, dokładnie tak, jak w tych wszystkich amerykańskich filmach. Moja stara szkoła miała historie, każdy każdego lubił i największym problemem było niezbyt dobre jedzenie na stołówce. Być może kluczem jest to, że wcześniej byłam w szkole prywatnej, teraz jestem w państwowej.

Po dzisiejszym dniu stałam się szkolną gwiazdą. Przynajmniej tak się czułam. Gdziekolwiek szłam, cokolwiek robiłam, ludzie wytykali mnie palcami. Niektórzy mnie podziwiali, inni śmiali się ze mnie. Jednak właśnie przede wszystkim mnie podziwiali. Starałam się to ignorować, jednak myśl, że nic nie idzie po mojej myśli mnie demotywowała. Miałam być problematyczna, ale głównie chodziło o to, żeby ludzie zostawili mnie w spokoju, nie wypytywali o nic, znosili mnie i tyle. Zamiast tego już kilka dziewczyn podeszło do mnie gratulując mi odwagi by się sprzeciwić, bo one jej nie miały. Wyglądało na to, że Chad nie potrafił się opanować w towarzystwie żadnej dziewczyny.

Przez tą całą akcje z rana, zostałam wezwana do gabinetu dyrektora, do tego samego gabinetu, w którym jeszcze wczoraj dostawałam plan lekcji. Pomimo tego, że byłam nowa, nie miałam taryfy ulgowej. Trzy tygodnie pracy dla szkoły, codziennie dwie godziny po lekcjach, albo zostanę zawieszona. Druga opcja dużo bardziej mnie kusiła, jednak obawiam się, że przekroczyłabym wtedy granicę i rodzice nie pozwoliliby mi spotykać się z Johnem, a na to nie mogłam pozwolić.

Wszystko to miało zacząć się od jutra, dlatego dzisiaj miałam czas na pójście do biblioteki. Mieliśmy bibliotekę szkolną, ale nie miałam ochoty przebywać ani sekundy dłużej w tym budynku. Dlatego więc wyszłam, wsiadłam na rower i zaczęłam pedałować. Nie znałam dokładnie miasta, nie wiedziałam nawet dokładnie gdzie jechałam, pamiętam tylko jak rodzice mówili o niej w aucie. Mieli nadzieję, że mnie zaciekawią i może faktycznie się im udało, jednak nie chciałam tego ukazywać. Nie chciałam by czuli się jakby znaleźli drogę do córki, ponieważ wcale tak nie było.

Duży napis „Antykwariat" pojawił się przed moimi oczami. Zdecydowanie nie była to zwykła biblioteka miejska- budynek był stary i kiczowaty, ale to tutaj, chwilę później zasiadłam nad książkami. Nienawidziłam typowych młodzieżówek, nie kręciły mnie romanse ani happy-end, czytałam tylko wiersze i książki, z którymi się utożsamiałam. Amanda, moja przyjaciółka ze starej szkoły, zawsze mówiła o mnie jako o Czytelniczce; „Gdzie jest Czytelniczka? Co robi teraz Czytelniczka? Widzieliście Czytelniczkę?"

Prawda była taka, że „Zwykli ludzie nie wiedzą ile dla kogoś zamkniętego znaczą książki". Tak właśnie napisała Anna Frank w swoim Dzienniku. Była to jedna z wielu książek, które czytałam kilka razy, ponieważ za każdym razem poruszała moje serce i zmieniała światopogląd.

-Cześć, szukasz czegoś konkretnego?- moje przemyślenia przerwało pytanie dziewczyny. Od razu przestałam przeglądać okładki książek i odwróciłam się w jej stronę. Wyglądała na moją rówieśniczkę, miała ogromne oprawki na nosie, skomplikowaną fryzurę i była ubrana w letnią, białą sukienkę w niebieskie kropki. Była śliczna, ale dużo niższa ode mnie. Chyba zauważyła, że poczułam się lekko zakłopotana, bo dodała- Pracuje tutaj. Znaczy jest to lokal mojej babci i mamy, ale zastępuje je po szkole. Pomóc ci w czymś?

-Właściwie to tak, chciałabym się dowiedzieć czy mogłabym się tutaj zatrudnić- ani trochę nie przemyślałam swoi słów, wiedziałam jednak, że potrzebowałam jakiejkolwiek wymówki by nie siedzieć wieczorami w domu, a praca przy książkach mogłaby mnie odprężyć- Nie musiałabym dostawać wynagrodzenia. Mógłby być to jakiegoś rodzaju wolontariat- od razu wytłumaczyłam gdy dziewczyna zmarszczyła brwi.

-Musiałabym zapytać się babci- przyznała i podrapała się po głowie- Wpadnij do nas jutro, a wszystkiego się dowiesz.

-Dziękuję- wysiliłam się na udawany uśmiech- Tak przy okazji to jestem Margo.

-Jestem Jackie- odparła- Miło mi cię poznać.

-Wzajemnie- odpowiedziałam.

No dobra, przyznaje się bez bicia, teoretycznie skłamałam Jackie, że nazywam się Margo. W rzeczywistości było to moje drugie imię, którego rzadko kiedy używałam, jednak stojąc w tym antykwariacie, miałam wrażenie, że podając swoje imię, ujawniam za dużo. Ja chce tylko przetrwać i inna osobowość zdecydowanie mi w tym pomoże.

Wstrzymując oddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz