One shot

1.3K 63 9
                                    


  Mijał właśnie kolejny dość nudny dzień w obozie herosów, nie mogłem się doczekać aż w końcu uda mi się spotkać z tą na której przyjazd tak bardzo czekałem. Oczywiście chodziło mi tutaj o Annabeth, czekałem już na nią kilka dni, nie znałem dokładnych powodów dlaczego nie mogła przyjechać wcześniej, ale nie zawsze mogliśmy spotkać się od razu po przyjeżdzie tutaj. Siedziałem w swoim domku, albo inaczej, leżałem własnie na łóżku i gapiłem się w sufit. Był wczesny ranek i mój przyrodni brat dalej spał na łóżku kawałek od mojego, łatwo dało się wyhaczyć kiedy śpi a kiedy nie. Jego chrapanie można było usłyszeć już po wejściu do domku Posejdona. Córka Ateny poinformowała mnie iż najprawdopodobniej dzisiaj rano wpadnie, dlatego też z podekscytowania nie potrafiłem spać dłużej, mimo iż na pewno by mi się to przydało. Podniosłem się do pozycji siedzącej i przeciągnąłem ziewając, sam nie wiedziałem na jakiej relacji stoimy.. bo jakoś nie mieliśmy okazji jeszcze o tym porozmawiać. W zasadzie to trochę bałem się tej rozmowy i sam nie wiedziałem czy lepiej to wyjaśnić czy lepiej zostawić tak jak jest. Westchnąłem cicho pod nosem po czym zarzuciłem na siebie obozową koszulkę i wyszedłem na zewnątrz. Słońce dopiero co wychodziło zza choryzontu więc nie było za ciepło, wróciłem się do domku i wziąłem pierwszą lepszą bluzę po czym z powrotem wyszedłem. Powietrze było całkiem przyjemne i dzień zapowiadał się nawet nieźle, ale czy taki będzie? Wszystko za chwilę się okaże.. Wsunąłem dłonie do kieszeni bluzy i ruszyłem ścieżką przed siebie, co jakiś czas widziałem jak ktoś przechodził, ale nie było jeszcze o tej porze zbyt dużo obozowiczów. Nagle poczułem na swoim ramieniu czyjś dotyk, mało brakowało a wyciagnął bym z kieszeni Orkan i zaatakował bez chwili wahania, ale na szczęście osoba w porę się odezwała.
- Hej stary, wyluzuj! - to był mój najlepszy kumpel, którego byłem gotów dźgnąć Orkanem. Odetchnąłem z ulgą i zerknąłem na niego z lekką pretensją.
- Grover.. wiesz, że mogłem cię zabić? - westchnąłem głośno po czym cicho się zaśmiałem i lekko objłem go ramieniem, a on również odwzajemnił.
- Mnie? Wiesz za bardzo ci ufam Percy – zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu. Pogadaliśmy jeszcze chwile o wszystkim i o niczym, po czym powiedział mi coś o czym nie miałem zielonego pojęcia.
- Czemu nie jesteś z Annabeth? - zagadnął widocznie zaciekawiony, a ja zamrugałem oczami patrząc na niego uważnie.
- Jak to czemu? Przecież jeszcze jej nie ma – odpowiedziałem jakby było to coś oczywistego, a Grover po prostu uderzył się w głowe i gadał głupoty. Satyr jednak spojrzał na mnie z pełną powagą i wiedziałem, że nie zartuje. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale też i rozczarowanie, dlaczego nie przyszła się ze mną przywitać?
- Gdzie ona jest? - zapytałem z uśmiechem na ustach a Grover wskazał gestem głowy na domek Ateny. Posłałem mu uśmiech na odchodnym i oczywiscie pobiegłem w tamtą stronę, nie pukając do drzwi po prostu wszedłem do środka. Od razu w oczy rzuciła mi się dziewczyna o prześlicznych blond kręconych włosach, stała przy biurku i najwidoczniej była czymś zajęta, postanowiłem więc nieco ją zaskoczyć. Podszedł więc do cóki Ateny od tyłu i zasłoniłem jej oczy, jej reakcja jednak.. nieco zepsuła mi humor i dory nastrój.
- Percy.. daj spokój – westchnęła zabierajac moje ręce z jej oczu, z początku tylko się zaśmiałem i podrapałem delikatnie w tył głowy, patrząc na nią dziecinnym wzrokiem, jakby ktoś przyłapał mnie na gorącym uczynku podczas próby zdobycia ciasteczek z pudełka, które znajduje się wysoko na szafce. Tak.. wiem, głupie porównanie. Ona zmierzyła mnie wzrokiem i wyglądała tak, jakby w każdej chwili była gotowa, aby mi przyłożyć.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? - starałem się nieco rozluźnić tą ciężko atmosfere, ale wierzcie.. jeśli mi się to nie udaje to na prawdę musi być źle.
- Bo tylko ty jesteś takim idiotą, żeby wchodzić do domku Ateny.. - warknęła na mnie z dośc sporą irytacją w głosie i odwróciła się z powrotem do tego co robiła.
- Ah.. - mój nastrój powoli spadał coraz niżej ciągnąc za sobą mój dobry humor.
- Co się stało Annabeth? - zapytałem, choć trochę bałem się odpowiedzi, nie chciałem od niej dzisiaj oberwać co było naprawdę całkiem możliwe. Odwróciła się do mnie przez ramie i spojrzała w stronę drzwi, mówiąc mi wzrokiem, żebym wyszedł.
- Czy ciebie zawsze wszystko musi tak interesować? - znowu warknęła i przymrużyła oczy. Oj.. chyba miała jakiś zły dzień, bardzo zły. Ale aż tak zły, żeby nie chciała mi powiedzieć o co chodzi?
- Tak.. w końcu.. no.. jesteś dla mnie.. ważna.. i w ogóle.. - mruknąłem cicho, uciekajac wzrokiem gdzieś na boki z lekkimi rumieńcami na twarzy.
- Idź stąd Percy, nie mam ochoty z tobą gadać – odburknęła obrzucając mnie dość nieprzyjemnym spojrzeniem i pchnęła mnie lekko w stronę drzwi. Co miałem zrobić? Westchnąłem tylko i wyszedłem z domku Ateny. Wchodząc byłem wesoły i szczęśliwy.. a gdy wyszedłem było o 180stopni na odwrót. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet i ich toku myślenia.. Lepiej nigdy nie chwalić dnia przed zachodem słońca. Wychodząc z domku, spotkałem po drodze Grovera, tym razem już nie miał możliwości, żeby mnie wystraszyć więc kulturalnie podszedł i zerknął na mnie z uśmiechem, jednak widząc moje przybicie nieco się zmartwił.
- Co jest stary? - zagadnął obejmujac mnie jednym ramieniem, odpowiedziałem mu cichym westchnięciem.
- Nie wiem Grover, myślałem, że Annabeth również czekała na nasze ponowne spotkanie, ale chyba się niestety pomyliłem – opowiedziałem mu całą styuacje jaka zaszła między nami w domku Ateny, choć nie widziałem w tym sensu, jednak satyr zwyczajnie nalegał.
- Ah.. może po prostu ma gorsze dni czy coś? - zażartował, ale jakoś w tym momencie nie było mi zbytnio do śmiechu. Westchnąłem nieco zrezygnowany i posłałem mu lekki uśmiech. Próbował mnie pocieszyć na różne sposoby, ale ciężko było.. ostatecznie wróciłem do swojego domku w którym zastałem już nie śpiącego Tysona. Znowu musiałem od początku wyjaśniać wszystko co się stało, mój brat wyglądał na smutnego, gdy skończyłem mówić i od razu mnie przytulił, musiałem go uspokajać, żeby przypadkiem nie złamał mi żeber, do czego mało mu brakowało. No i tak jakoś zleciał mu owy dzień.. nie należał do najlepszych, ale też i do najgorszych, w końcu mimo wszystko nie groziło mi żadne śmiertelne niebezpieczeństwo i moje życie nie leżało na włosku. Wieczorem postanowiłem ruszyć się i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, było już późno, księżyc leniwie oświetlał uliczki obozu. W powietrzu dało się wyczuć przyjemną wilgoć, była fajna noc, szkoda tylko, że byłem skazany na spędzenie jej samotnie.. Większość obozowiczów spędzało ten czas na dworze, urządzali jakieś ogniska i te sprawy, a ja? Ja po prostu poszedłem nad wodę, tam gdzie często można mnie spotkać. Usiadłem na mostku i wpatrzyłem się w deliaktnie falującą wodę.. Ten widok zawsze mnie uspokajał i działał kojąco, niestety czasami działało to też na minus bo zaczynałem za dużo myśleć i zbyt dużo rozkminiać. Może po prostu źle odebrałem te wszystkie gesty Annabeth, a ona tak naprawdę tego wszystkiego żałowała? Westchnąłem głośno i spojrzałem na księżyc, dlaczego zawsze coś musiałem po prostu schrzanić? Beznadzieja..
Nagle usłyszałem za sobą cichy szmer, więc szbko wstałem i sięgnąłem po długopis rozglądając się nerwowo, w tej ciemności ciężko było cokolwiek dostrzec.
- Kto tam jest? - zapytałem przymrużajac nieco oczy, nikogo nie widziałem.. Nagle poczułem jak ktoś od tyłu mnie obejmuję, ten gest przekreślił dobitnie moją czujność i mocno się zarumieniłem wypuszczając mój magiczny długopis z ręki.
- Spokojnie glonomóżdżku, to tylko ja – odezwał się kobiecy głos, który bardzo dobrze znałem, odwróciłem się wtem ujrzałem dziewczynę, blond włosą córkę Ateny.. która trzymała swoją czapkę niewidkę w dłoni. To by wyjaśniało dlaczego nikogo nie mogłem dostrzec.
- Rany.. Annabeth.. aleś mnie wystraszyła – cicho się zaśmiałem z lekkim zakłopotaniem i podrapałem w tył głowy.
- Percy ja.. - wbiła swój wzrok w dół po czym podeszła i znowu mnie przytuliła, objąłem ją delikatnie.
- Przepraszam za dzisiejszy ranek, po prostu.. no wiesz.. problemy z ojcem – powiedziała cicho i pokręciła głową wtulajac się w mój tors.
- Nic się nie stało – odpowiedziałem spokojnie i delikatnie pogłaskałem ją po plecach, mimowolnie piekły mnie policzki.. nie wiem czemu się rumieniłem, ale byłem idiotą. Nie spodziewałem się, że ona do mnie przyjdzie.. bardziej obstawiałem, że to ja będę musiał się ubiegać, żeby powiedziała co sie stało, albo inaczej, żeby wyjaśniła o co chodzi.
- Powinieneś być na mnie zły glonomóżdżku – stwierdziła odsuwając się nieco ode mnie, tak, że teraz bez problemu lustrowała mnie wzrokiem.
- Ja? Zły? Nie do mnie z takimi pretensjami – zaśmiałem się krótko patrząc w te jej piękne szare oczy.. kochałem je, tak jak i ją.
- Conajwyżej byłem jedynie przybity – wyznałem z głupkowatym uśmiechem, a ona tak jakby odetchnęła z cichą ulgą.
- Jesteś najgłupszym facetem, którego poznałam Percy – zaśmiała się cicho a ja odwróciłem wzrok.
- No dzięki wiesz? - westchnąłem obrażając się nieco na żarty, ale nie wytrzymałem i również się zaśmiałem.
- Wiem, że nie grzesze inteligencją, ale.. - nie dała mi dokończyć bo zrobiła w tym momencie coś czego kompletnie się nie spodziewałem. A wiecie co to takiego? Już wam mówie.. Pocałowała mnie! Tak! Annabeth Chase mnie własnie pocałowała..
- Kocham cię głupku – powiedziała z uśmiechem patrząc w moje oczy z uwieszonymi rękami na mojej szyi. Zamrugałem oczami i byłem w tym momencie całkiem czerwony.. ale łudziłem się, że tego nie zauważyła. No wiecie w końcu było ciemno, nie?
- Ja ciebie też mądralińska.. - odpowiedziałem tak jakby ktoś właśnie oświadczył mi najbaradziej niemożliwą rzecz. Jednak koniec końców.. ta noc zamieniła się w jedną z najlepszych jakie do tej pory przeżyłem.  

[PJ] Percy x Annabeth "Ja ciebie też mądralińska.."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz