Morderstwo na weselu

999 125 124
                                    

Od wielu lat, praktycznie od urodzenia, intrygowały mnie zagadki kryminalne. Jako dzieciak chodziłem na posterunek policji, by wypytywać policjantów, o przeprowadzone przez nie sprawy. Fascynowało mnie to. Nic dziwnego, że jako człowiek dorosły zostałem detektywem, a londyński wydział śledczy zwracał się do mnie w sprawach najbardziej zawiłych i tajemniczych.

Tego jednak wiosennego poranka wybrałem się do Edenbridge nie po to, by zajmować się zagadką kryminalną, lecz aby służyć jako świadek na ślubie mojego wiernego przyjaciela – Christophera Edwardsa.

Skromna uroczystość, nie było na niej wielu gości, byłem tam właściwie jedyną osobą spoza rodziny. Anna Windsdor, przyszła małżonka mojego przyjaciela, zaprosiła jedynie swoją siostrę i rodziców, z kolei od strony pana młodego, zjawili się jego ciotka z wujkiem i dwójką ich osiemnastoletnich synów – bliźniakami. Doskonale pamiętałem, że rodzice Chrisa zginęli, gdy ten był jeszcze dzieckiem, a ostatecznie został na wychowaniu u brata swojego ojca. Historia przykra, lecz okazało się, że młody Edwards wszedł w posiadanie znacznie większej części majątku po tacie i koniec końców wyrósł na inteligentnego, przystojnego mężczyznę. Ten dzień, miał być jednym z najważniejszych w jego życiu. Nikt jednak nie przewidział, że stanie się tak straszna tragedia.

Msza nie trwała długo. Młodzi wymienili się obrączkami i przysięgli sobie miłość na wieczność. Wszystko poszło zgodnie z planem. Po uroczystości wszyscy zostaliśmy zaproszeni na obiad do pobliskiego hotelu. Sala bankietowa cała była przyozdobiona białymi wstęgami i kwiatami, każdy gość miał też przydzielone swoje miejsce przy stole. W ogólnym rozgardiaszu każdy szukał karteczki ze swoim imieniem. Ja obserwowałem wszystkich z boku. Goście wyglądali na ludzi sympatycznych. Uśmiechnięci, elegancko ubrani, niektórzy składali jeszcze życzenia parze młodej. Gdy każdy znalazł już swoje miejsce, mogłem zasiąść nad talerzem, przy którym stała wizytówka właśnie z moim imieniem.

– Zamieniłem się miejscem z Anną – poinformował mnie siedzący obok Edwards. – Dawno cię nie widziałem, chciałbym omówić z tobą kilka spraw.

Skinąłem głową. Faktycznie, dawno nie rozmawialiśmy, zwykle dzwoniliśmy do siebie jedynie na święta, czy urodziny. Pan młody poklepał mnie przyjaźnie po ramieniu.

– Dzięki, że przyjąłeś zaproszenie. To dla nas wielki, ale też potwornie stresujący dzień – mówił.

– Nie mógłbym odmówić – zapewniłem.

Chris odchrząknął, wziął do ręki kieliszek, do którego przed naszym przyjściem wlano szampana i wstał, by wznieść toast.

– Chciałbym podziękować wszystkim tu zebranym. Cieszę się, że możemy być tu razem i dzielić się tą radosną dla mnie i Anny chwilą.

Wszyscy unieśli swoje kieliszki i w odpowiednim momencie opróżnili ich zawartość. Chris uśmiechnął się szczerze i z powrotem usiadł przy stole. Hotelowa obsługa podała gościom talerze z potrawami i wszyscy zebrani zaczęli ze sobą żywo dyskutować. Przysłuchiwałem się tym rozmowom przez dłuższą chwilę, bo jako detektyw bardzo interesowałem się światem mnie otaczającym. Z ich rodzinnych opowieści wiele można się było dowiedzieć – ojciec Anny dużo chorował, wujek Chrisa był całkowicie poddany wpływom surowej żony, a ich synowie najchętniej wróciliby już do domu, bo wybitnie za swoim wujkiem Christopherem nie przepadali. Niby były to nieistotne szczegóły, lecz jak interesujące i ile powiedziały mi o przybyłych gościach. Zauważyłem na przykład, że matka Anny wydaje się zmartwiona, jej córka z kolei poddenerwowana i odrobinę zagubiona.

Rozmyślałem tak i obserwowałem, kiedy nagle panna młoda wstała od stołu i ruszyła do wyjścia.

– Źle się poczuła – wyjaśnił szybko Edwards. – Wydaje mi się, że bardzo się stresuje. Mówiła, że poszła do pokoju po coś na migrenę. Prawdę mówiąc, trochę się martwię.

Morderstwo na weselu - one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz