Podczas gdy większość moich znajomych siedzi teraz na wykładach, ja pracuję w kinie. Dalej tym samym. Postanowiłem zrobić sobie krótką (bo rok to przecież mało) przerwę między szkołą średnią a studiami. Musiałem poukładać kilka spraw, które dręczyły mnie i tak dość długo. Ale chyba się udało. Jakie chyba? Na pewno. Po lawinie wydarzeń, która nadeszła nagle, jak sraczka, myślałem, że nigdy nie uwolnię się od głosów w mojej głowie. Głosów, które mnie obwiniały na każdym kroku. Potem ta śmierć Jeffa, kula postrzałowa w głowie Alexa.
Wzdrygnąłem się na samą myśl. Skoro się udało to czemu cały czas do tego wracam? To jak kaseta, która się zacięła i na okrągło puszcza jeden fragment. Dobra słowo "kaseta" chyba nie było tu na miejscu.
-Clay Jensen, ty pierdolony sukinsynie! - usłyszałem z zewnątrz.
Podszedłem do okna wiedząc kto mnie woła. Przed moim domem zobaczyłem przemoczoną i wkurzoną Sky. Stłumiłem śmiech i otworzyłem okno.
-Deszcz cię złapał? - zawołałem
-Jeszcze żeby to była woda - warknęła - Wiem, że to twoja sprawka Jensen.
-Po nazwisku to po pysku.
-Po pysku to ty zaraz dostaniesz, niewdzięczna żmijo.
-Żmije mają pyski? - udałem zdziwienie.
-Dziecko, zabij się.
-Może wejdziesz? Sąsiedzi patrzą na ciebie jak na wariatkę.
-To ty tu zejdziesz żebym mogła ci przyjebać na ich oczach!
Zamknąłem okno, zgarnąłem pistolecik na wodę ze stolika i zbiegłem na dół. Otworzyłem drzwi frontowe i zaatakowałem Sky.
-Ile ty masz lat, co?
-Mentalnie siedem. - wciągnąłem powietrze - Sky?
-Czego?
-Kąpałaś się dzisiaj?
-Ygh, zamknij się! Przyznaj się, kazałeś Tony'emu zrzucić na mnie wiadro zgniłych jajek!
-Nic mi o tym nie wiadomo -odwróciłem wzrok.
-Zabiję cię.
-To była zemsta.
-Jaka kurwa zemsta?
-Za zgolenie moich brwi.
-To było pół roku temu!
-W zeszłym tygodniu pofarbowałaś je na różowo!
-Uroczo wyglądasz w różowym. -spojrzała się przebiegle.
Prychnąłem na nią, odwróciłem się na pięcie i planowałem wrócić do domu, ale mnie zatrzymała.
-Czekaj. Mam dla ciebie newsa życia.
-Wysłali wezwanie na komisariat? Jak miło.
-Nie. Jeszcze. w każdym razie - urwała - Bakerowie się wyprowadzają.
Spojrzałem na Sky, a następnie drogę prowadzącą do ich domu i zawiesiłem na niej wzrok.
-No i?
-Wiem, że cię to obchodzi. Nie udawaj przegrywie. Za chwilę na bank tam pojedziesz na tym swoim rowerku.
-Po co miałbym tam jechać? -dalej patrzę w ten sam punkt.
-Nie wiem, ale wiem, że wiesz, że wiem bardzo dobrze, że wiesz, że to zrobisz.
-To miało sens?
-A bo ja wiem.
Uderzyła mnie w tył głowy dzięki czemu się ocknąłem i spojrzałem na nią. Odeszła z zapachem zgniłych jajek pokazując mi przy tym środkowy palec. Wróciłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Nie pojadę tam. Nie ma opcji.
***
Nie jeździłem tą ulicą od roku. Gdy zobaczyłem w oddali dom Baker'ów, który już za niedługo nie miał być ich domem, zwolniłem. Nie chcę żeby ktoś mnie tu zobaczył. Mimo wszystko podjeżdżam za blisko, bo pani Baker zauważa mnie i wita ruchem dłoni. Wtopa. Zostawiam rower i podchodzę do niej się przywitać.
Na pewno wygląda już znacznie lepiej, ale myślę, że w dalszym ciągu wewnątrz siebie płacze po stracie córki. Pewnie dlatego się wyprowadzają. Tylko dlaczego dopiero teraz? Przecież minął już rok.
Już rok.
-Wielkie porządki? -mówię, spoglądając na duży samochód przepełniony pudłami i meblami.
-Można powiedzieć. -uśmiechnęła się życzliwie, lecz w jej oczach łatwo było dostrzec smutek połączony z ulgą. Nie chciałbyś nam pomóc?
-Co mam robić?
-Przyniesiesz kilka pudeł z garażu? nie zostało ich wiele.
-Oczywiście, pani Baker.
Po wymówieniu tego nazwiska atakuje mnie smutek, ale szybko go odpycham.
Podążam za nią w podane miejsce i zabieram się za pierwszy karton. nie przewidywałem, że jest aż taki ciężki. Rozwiązane sznurówki i ciężar paczki doprowadzają do mojego upadku na podłogę.
-Shit -przeklinam pod nosem.
Chyba powinienem był przeprosić, ale zamurowało mnie na widok rzeczy wypadających z pudełka. Jak najszybciej zacząłem je zbierać aby na nie nie patrzeć.
-Kasety -słyszę głos za sobą.
Tony oddał im te kasety? Mógł to sobie darować, tym bardziej, że mieli je nagrane na pendrive.
-Clay mam prośbę.
Po sprzątnięciu wyniku mojego umysłowego kalectwa spoglądam w pusty i rozkojarzony wzrok pani Baker. Po chwili dokańcza:
-Zrób coś z tym pudełkiem. Spal, zakop, utop, cokolwiek.
-Jest pani -nie daje mi jednak dokończyć.
-Idź już i zrób co ci każę.
***
Poszedłem z kartonem na puste pole i zacząłem podpalać. Im szybciej to załatwię tym lepiej. Dla mnie i dla państwa Baker. Dla Hannah'y pewnie też.
Patrzę na płomienie tulące i wypełniające powoli wszystkie zakamarki kartonu. Pieprzona piromania. W jednej chwili zastanawiam się nad jego zawartością. Poza kasetami są tam też jej inne rzeczy. co jeżeli to wszystko co mi po niej zostało? Kurwa. Jest za późno. A może nie?
Zaczynam ratować zawartość pudełka, parząc przy tym swoje ręce. Na szczęście ogień nie przejął jeszcze kontroli nad wszystkim. Gdy udaje mi się go ugasić sięgam po reklamówkę z pobliskiego sklepu leżącą kilka kroków dalej. Wkładam rzeczy Hannah'y do środka i zabieram ze sobą, zostawiając spalony karton i kilka papierów za sobą.
Jestem idiotą.
****************************
Hej, hej, hej jeśli to czytasz zostaw znak życia. Będzie mi bardzo, bardzo, bardzo miło. 😂💖😘😘😘
CZYTASZ
1 reason why (13 reasons why ff)
FanfictionPo roku od smierci Hannah, gdy wydaje się, że już wszystko wróciło do normalnosci, rodzice samobójczyni decydują się na wyprowadzkę. Clay przypadkiem trafia na pudełko z kasetami i nie tylko. Poznając nowe fakty i tworząc teorie Jensen traci równowa...