1

294 23 3
                                    

Podczas gdy większość moich znajomych siedzi teraz na wykładach, ja pracuję w kinie. Dalej tym samym. Postanowiłem zrobić sobie krótką (bo rok to przecież mało) przerwę między szkołą średnią a studiami. Musiałem poukładać kilka spraw, które dręczyły mnie i tak dość długo. Ale chyba się udało. Jakie chyba? Na pewno. Po lawinie wydarzeń, która nadeszła nagle, jak sraczka, myślałem, że nigdy nie uwolnię się od głosów w mojej głowie. Głosów, które mnie obwiniały na każdym kroku. Potem ta śmierć Jeffa, kula postrzałowa w głowie Alexa.

Wzdrygnąłem się na samą myśl. Skoro się udało to czemu cały czas do tego wracam? To jak kaseta, która się zacięła i na okrągło puszcza jeden fragment. Dobra słowo "kaseta" chyba nie było tu na miejscu.

-Clay Jensen, ty pierdolony sukinsynie! - usłyszałem z zewnątrz.

Podszedłem do okna wiedząc kto mnie woła. Przed moim domem zobaczyłem przemoczoną i wkurzoną Sky. Stłumiłem śmiech i otworzyłem okno.

-Deszcz cię złapał? - zawołałem

-Jeszcze żeby to była woda - warknęła - Wiem, że to twoja sprawka Jensen.

-Po nazwisku to po pysku.

-Po pysku to ty zaraz dostaniesz, niewdzięczna żmijo.

-Żmije mają pyski? - udałem zdziwienie.

-Dziecko, zabij się.

-Może wejdziesz? Sąsiedzi patrzą na ciebie jak na wariatkę.

-To ty tu zejdziesz żebym mogła ci przyjebać na ich oczach!

Zamknąłem okno, zgarnąłem pistolecik na wodę ze stolika i zbiegłem na dół. Otworzyłem drzwi frontowe i zaatakowałem Sky.

-Ile ty masz lat, co?

-Mentalnie siedem. - wciągnąłem powietrze - Sky?

-Czego?

-Kąpałaś się dzisiaj?

-Ygh, zamknij się! Przyznaj się, kazałeś Tony'emu zrzucić na mnie wiadro zgniłych jajek!

-Nic mi o tym nie wiadomo -odwróciłem wzrok.

-Zabiję cię.

-To była zemsta.

-Jaka kurwa zemsta?

-Za zgolenie moich brwi.

-To było pół roku temu!

-W zeszłym tygodniu pofarbowałaś je na różowo!

-Uroczo wyglądasz w różowym. -spojrzała się przebiegle.

Prychnąłem na nią, odwróciłem się na pięcie i planowałem wrócić do domu, ale mnie zatrzymała.

-Czekaj. Mam dla ciebie newsa życia.

-Wysłali wezwanie na komisariat? Jak miło.

-Nie. Jeszcze. w każdym razie - urwała - Bakerowie się wyprowadzają.

Spojrzałem na Sky, a następnie drogę prowadzącą do ich domu i zawiesiłem na niej wzrok.

-No i?

-Wiem, że cię to obchodzi. Nie udawaj przegrywie. Za chwilę na bank tam pojedziesz na tym swoim rowerku.

-Po co miałbym tam jechać? -dalej patrzę w ten sam punkt.

-Nie wiem, ale wiem, że wiesz, że wiem bardzo dobrze, że wiesz, że to zrobisz.

-To miało sens?

-A bo ja wiem.

Uderzyła mnie w tył głowy dzięki czemu się ocknąłem i spojrzałem na nią. Odeszła z zapachem zgniłych jajek pokazując mi przy tym środkowy palec. Wróciłem do swojego pokoju i położyłem się na łóżku. Nie pojadę tam. Nie ma opcji.

***

Nie jeździłem tą ulicą od roku. Gdy zobaczyłem w oddali dom Baker'ów, który już za niedługo nie miał być ich domem, zwolniłem. Nie chcę żeby ktoś mnie tu zobaczył. Mimo wszystko podjeżdżam za blisko, bo pani Baker zauważa mnie i wita ruchem dłoni. Wtopa. Zostawiam rower i podchodzę do niej się przywitać.

Na pewno wygląda już znacznie lepiej, ale myślę, że w dalszym ciągu wewnątrz siebie płacze po stracie córki. Pewnie dlatego się wyprowadzają. Tylko dlaczego dopiero teraz? Przecież minął już rok.

Już rok.

-Wielkie porządki? -mówię, spoglądając na duży samochód przepełniony pudłami i meblami.

-Można powiedzieć. -uśmiechnęła się życzliwie, lecz w jej oczach łatwo było dostrzec smutek połączony z ulgą. Nie chciałbyś nam pomóc?

-Co mam robić?

-Przyniesiesz kilka pudeł z garażu? nie zostało ich wiele.

-Oczywiście, pani Baker.

Po wymówieniu tego nazwiska atakuje mnie smutek, ale szybko go odpycham.

Podążam za nią w podane miejsce i zabieram się za pierwszy karton. nie przewidywałem, że jest aż taki ciężki. Rozwiązane sznurówki i ciężar paczki doprowadzają do mojego upadku na podłogę.

-Shit -przeklinam pod nosem.

Chyba powinienem był przeprosić, ale zamurowało mnie na widok rzeczy wypadających z pudełka. Jak najszybciej zacząłem je zbierać aby na nie nie patrzeć.

-Kasety -słyszę głos za sobą.

Tony oddał im te kasety? Mógł to sobie darować, tym bardziej, że mieli je nagrane na pendrive.

-Clay mam prośbę.

Po sprzątnięciu wyniku mojego umysłowego kalectwa spoglądam w pusty i rozkojarzony wzrok pani Baker. Po chwili dokańcza:

-Zrób coś z tym pudełkiem. Spal, zakop, utop, cokolwiek.

-Jest pani -nie daje mi jednak dokończyć.

-Idź już i zrób co ci każę.

***

Poszedłem z kartonem na puste pole i zacząłem podpalać. Im szybciej to załatwię tym lepiej. Dla mnie i dla państwa Baker. Dla Hannah'y pewnie też.

Patrzę na płomienie tulące i wypełniające powoli wszystkie zakamarki kartonu. Pieprzona piromania. W jednej chwili zastanawiam się nad jego zawartością. Poza kasetami są tam też jej inne rzeczy. co jeżeli to wszystko co mi po niej zostało? Kurwa. Jest za późno. A może nie?

Zaczynam ratować zawartość pudełka, parząc przy tym swoje ręce. Na szczęście ogień nie przejął jeszcze kontroli nad wszystkim. Gdy udaje mi się go ugasić sięgam po reklamówkę z pobliskiego sklepu leżącą kilka kroków dalej. Wkładam rzeczy Hannah'y do środka i zabieram ze sobą, zostawiając spalony karton i kilka papierów za sobą.

Jestem idiotą.



****************************

Hej, hej, hej jeśli to czytasz zostaw znak życia. Będzie mi bardzo, bardzo, bardzo miło. 😂💖😘😘😘







1 reason why (13 reasons why ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz