Prolog.

8 2 2
                                    

-Julia-

Tego dnia nie dałam rady. Moje życie straciło sens, którego i tak było już mało. Płacz i krzyk w pustym domu był czymś, co było tu normalne. Nie chciałam cierpieć. Nie miałam ochoty powiedzieć jej całej prawdy.
Spojrzałam na półkę obok siebie. Żyletki, porozkręcane temperówki, tabletki nasenne, narkotyki w postaci mocnych leków przeciwbólowych, walały się po całej powierzchni mebla. Pokój był pusty, jak zwykle byłam w nim sama. Przejrzałam jeszcze raz moje wspomnienia. Stwierdziłam ostatecznie, że przez ostatnie 4 lata, od śmierci mojego przyjaciela, nic pozytywnego oprócz iluzji się nie stało. Lubiłam iluzję szczęścia, jednak nie lubiłam powrotów do raniącej rzeczywistości. Mimo wielu lat życia, zostałam obdarzona jedynie nieodwzajemnioną miłością. Raczej "friendzone'm". Ciągnęłam do siebie ludzi przyjacielsko, nic nie szło dalej. Spotykałam się z odrzuceniem uczuć. Marzyłam tylko o skończeniu tego. Czułam, że dla nikogo nic nie znaczę. Nikt nie dawał mi czułości, której potrzebowałam. Wszystko pod górkę. Postanowiłam wszystko zakończyć.
Spontanicznie.
Wyciągnęłam drżącą rękę do stolika. Nie myślałam o przyszłości. Przez głowę nie przeszła mi myśl, by się pożegnać. "Niech cierpią tak jak ja." - pomyślałam, co było bardzo dziwne jak na moją osobę. Wzięłam do ręki paczkę zastrzyków ze specyfikiem, który pozwalał mi normalnie funkcjonować. Odpakowałam strzykawkę i ledwo trafiłam w żyłę. Pierwsza pusta, druga, trzecia, czwarta. Przedawkowałam. Tu jeszcze była opcja wyjścia. Mięśnie mi się rozluźniły. Postanowiłam iść dalej. Piąta, szósta, siódma. Wzięłam wszystkie, które miałam. Po chwili poczułam się słabo. Położyłam się. Byłam masakrycznie wystraszona, co poczułam dopiero po położeniu się w innej pozycji. Zimny pot i mroczki przed oczami następowały i nasilały się. Mdlałam, jednak wyciągnęłam rękę po kartkę, na której napisałam "przepraszam". To chyba najczęściej wymawiane przeze mnie słowo. Za wszystko przepraszałam. Za uczucia, za siebie, za to, że ich zostawiam.
Nagle zamknęłam oczy. Świat za powiekami był inny, w moim ulubionym kolorze. Ciemnej czerni, która była kojąca. Dawała mi poczucie, chroniła mnie przed rzeczywistością i tymi potworami, ludźmi. Starałam się myśleć o czymś dobrym. Poczułam stratę nóg, która przeniosła się na ręce, brzuch, w końcu na głowę. Leżałam bezwładnie na łóżku wpatrując się w raniące myśli i przeprosiny. Moje oczy zaczęły poruszać się, jakby poszukując pomocy. Poczułam niską temperaturę w pokoju, przez co lekko odzyskałam czucie w nogach. Zaczęłam żałować, ale był ten zarys nadziei na wyjście z tego. Coś niezwykle dziwnego wstąpiło w moje ciało, przestałam czuć, a świat myśli znikł. Czułam, że przestałam myśleć. Oślepłam na jakieś 5 sekund. Poczułam powiew wiatru, od dołu mojego ciała. Niezwykle dziwne uczucie. Nagle perspektywa się zmieniła, stałam przed sobą. To były moje zwłoki. Wystraszyłam się, więc delikatnie odskoczyłam, co skutkowało dziwnym uczuciem nie czucia kroków. Jakbym lewitowała.
Usłyszałam melodię, która była dla mnie idealna, jednak zorientowałam się, że ona po prostu nie istniała. Była marzeniem, jakbym sama ją tworzyła. Zawsze marzyłam o tym, żeby stworzyć coś podobnie cudnego. Odwróciłam się, a Za mną pojawiła się jasna plama, która stopniowo jaśniała i powiększała się. Fala pytań zalała mój nieistniejący mózg. Czy ja umarłam? Tak to wygląda? Po chwili jednak zaczęłam się obwiniać. Pojawiło się współczucie, bo zostawiam moich bliskich samych. Chciałam tu zostać, chociaż na chwilę, by pożegnać się z dwoma osobami. Moją ukochaną, jak i swoją mamą. Ta chwila byłaby czasem, która zakończyłaby wszystko. Postanowiłam nie iść do zachęcającej plamy światła, więc odwróciłam się i poszłam przed siebie. Nie wiedziałam, czy dobrze zrobiłam. Wyszłam z pokoju, jakby nigdy nic. Wszystko wyglądało tak samo. Rozejrzałam się po pokojach. Kuchnia była pusta, całkiem jak mój oddech i umysł. Odsunęłam krzesło i usiadłam na nim. Zaczęłam myśleć, czym zostałam. Duchem, duszą, czymkolwiek. W sumie, spełniłam swoje marzenie. Jestem niewidzialna.
Rozejrzałam się dookoła. Nic nowego, czułam jedynie ten dziwny brak ciała. Doskwierały mi myśli, więc postanowiłam ruszyć z powrotem do sypialni. Przeszłam przez drzwi. Gdy spojrzałam przed siebie, wystraszyłam się. Zobaczyłam tam dziewczynę z długimi granatowymi włosami, zaplecionymi w warkocz, który sięgał jej za pośladki. Na oko miała dwadzieścia parę lat. Też była wyraźnie zaintrygowana moją obecnością. Siedziała na stoliku i grała na skrzypcach.
-Kim jesteś?- od razu zapytała w prost, co mnie zaskoczyło.
-Jestem... Julia, a ty, kim jesteś?- nie podałam swojego prawdziwego imienia, czułam, że to imię już nie jest moje.
-Jestem Raven. Co tu robisz, poza ciałem?- to pytanie było dla mnie jak kubeł zimniej wody. Zaczęłam myśleć jeszcze intensywniej, panikować. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Sama nie wiem.- kobieta podeszła do moich zwłok i przyłożyła dwa palce do mojej szyi.
-Nie żyjesz, słonko.- zatkało mnie. Do tej chwili, nie dochodziła do mnie taka myśl.
-Czyli... Zabiłam się.- powiedziałam, a z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
-To nie powód do smutku, nie poszłaś do światła, jesteś jeszcze na tym świecie. Też popełniłam samobójstwo.- uspokoiła mnie.
-Dlaczego?- moja empatia się odezwała.
-To ja powinnam zadać ci to pytanie jako pierwsza, no ale dobrze... Problemy ze studiami, rodzicami i uczuciami. To teraz twoja kolej.
-Ja... To samo, tylko, że nie studia. Dopiero jestem w liceum.
-Och, rozumiem, wyglądasz na starszą.- delikatnie się uśmiechnęłam, chociaż nie było to szczere.
-Co masz zamiar robić teraz? Ja jeszcze nie wiem, chociaż parę dusz spotkałam. Wyglądasz na ciekawszą niż oni.
-Dusz? Ja, ciekawsza? Jestem tylko nieszczęśliwie zakochaną nastolatką.
-Dusze samobójców. One jedynie mogą stąpać po tej ziemi. Inni automatycznie znajdują się przed sądem. A teraz odpowiedz mi na pytanie.
-Sama nie wiem, teraz mam pewnego rodzaju wolność. Jednak, mam sama chodzić po tym świecie? Nie chcę.- jęknęłam.
-Jest parę opcji, które mogą urozmaicić Ci pobyt tutaj. Albo wieczne spacery, albo... Możesz poszukać nowego ciała. Możesz je znaleźć, kiedy pójdziesz ze mną do "maceria".
-Czyli mogę jeszcze żyć? Dobrze, pójdę z Tobą.- kobieta wzięła mnie za dłoń, i przeszła ze mną przez jedną ze ścian. Mieszkałam na 12 piętrze budynku, zaczęłam spadać, kobieta podniosła mnie i postawiła na parapecie.
-Pomyśl o tym, że latasz. Tak jak ja.- dziewczyna rzeczywiście unosiła się w powietrzu. -No dajesz.- powiedziała przyjaznym głosem. Postawiłam krok do przodu, nie spadając. Mogłam latać. -To teraz chodźmy. Nie mamy wiele czasu.-Znowu złapała mnie za rękę i udałyśmy się przed siebie.

O tych, co spotkali się w jednym ciele. #MPDprojectWhere stories live. Discover now