Jazda osiemnasta

3.9K 349 80
                                    

Leżał na łóżku od dłuższego czasu. Wzrokiem śledził ryski, ozdabiające hotelowy sufit. Nadawały mu w ten sposób pewnego rodzaju przytulności, a przynajmniej tak mu się wydawało. Przekręcił głowę, spoglądając na zegarek. Było grubo po północy, a Victora ciągle nie było. Wzruszył ramionami. Jak wróci, to wróci. Wyciągnął dłoń w kierunku jedynego źródła światła w pokoju. Zgasił małą lampkę, zajmującą przestrzeń obok zegarka. Nie będzie przecież czekał na Nikiforova pół nocy. Nakrył się niezdarnie kołdrą. Przekręcił się na bok... a właściwie próbował to zrobić. Ból przeszył jego kolano promieniejąc na łydkę i udo. Krzyknął cicho, zrywając się do pozycji siedzącej. Zacisnął powieki, czując zbierające się pod nimi łzy.

Cholerna kontuzja, cholerne zawody i cholerne treningi.

Spojrzał ze złością na wygrany dwa dni temu złoty medal, leżący na komodzie. Na jaką cholerę tak się starał? Gdyby wiedział rok temu co się stanie, nie obiecywałby Victorowi wygranego złota. Zagryzł wargę. Co jeśli zająłby ostatnie miejsce rok temu, w tej cholernej Barcelonie? Pewnie by się poddał. To może nie wyszłoby mu na dobre, jeśli miałby brać pod uwagę zdrowie psychiczne. Jednak na pewno nie cierpiałby tak mocno jak teraz. Zacisnął zęby, delikatnie przesuwając opuszkami palców, po obolałym miejscu.

Drzwi otworzyły się nagle, a do środka weszła jakaś postać. Yuuri nawet nie musiał głośno pytać, kto taki postanowił zaszczycić go swoją obecnością. Victor Nikiforov przeszedł cicho przez pokój i włączył lampkę stojącą na swojej szafce nocnej. Wzdrygnął się lekko, gdy odwrócił głowę w bok, a zamiast śpiącego Katsukiego, ujrzał wpatrujące się w niego z wyczekiwaniem czekoladowe tęczówki. Uśmiechnął się delikatnie.

- Czemu nie śpisz?

- Zastanów się dobrze. Może najdzie cię jakiś pomysł - burknął Yuuri.

- Nocne koszmary? - spytał, unosząc jedną brew do góry.

- Chciałbyś - mruknął Katsuki. - Gdzieś ty był?

- U Chrisa.

Katsuki prychnął cicho, odkrył się i podciągnął jedną nogę pod siebie.

- Nie łaskaw byłeś mnie o tym poinformować?

- Przecież wiesz, że czasem do niego wychodzę - odparował Victor opryskliwie.

- Ale zwykle mi o tym mówisz.

- Tym razem uznałem, że nie musisz o tym wiedzieć. Miałem nadzieję, iż będziesz odpoczywał.

- Jestem kontuzjowany i to upoważnia cię do nie mówienia mi, gdzie będziesz się szlajał?

- Nie jesteś moją matką.

- Jestem twoim przyjacielem, martwię się, rozumiesz? Tym bardziej, że jesteś dzisiaj cholernie zdenerwowany.

- Chodzę wkurzony, bo dwa dni temu miałeś wypadek. Nie rozumiesz, że lepiej bym zrobił w ogóle wybijając ci pomysł startowania w tych felernych zawodach? 

Yuuri zagryzł wargę. Czyli Victor też uważał, że tak byłoby lepiej. Niech będzie. Zapadła krępująca cisza. Katsuki uporczywie wpatrywał się w swojego trenera, który teraz stał przed nim z zaciśniętymi ustami. Jednak po chwili zreflektował się, gdy dotarł do niego sposób w jaki Japończyk mógł odebrać znaczenie słów, które przed chwilą wypowiedział. Jego oczy rozszerzyły się w niemym przerażeniu.

- Nie Yuuri... to nie... cholera... nie to miałem na myśli - zaczął się plątać. - Nie chodziło mi o...

- Uważasz, że lepiej byłoby dla nas w ogóle się nie spotkać? - przerwał mu Yuuri, ledwo hamując emocje.

Forget // VictuuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz