Rozdział I - Początek Piekła

190 3 1
                                    

Polska, Głogów
28 Września 2026

Nazywam się Evi a dzisiaj jest mój nieoczekiwany dzień. Dokładnie dzisiaj kończę szesnaście lat, jednakże nie mam powodu, aby się z tego cieszyć. Inni jubilaci świętują ten dzień ze swoją rodziną, a ja? Ja za to daję się omamić słowom moich rodziców, które coraz bardziej poszerzają pęknięcie w moim życiu.

Na szczęście mam psa, który nigdy się ode mnie nie odwrócił. Nazywa się ona Diana. Jest to pies rasy doga niemieckiego, wytresowanego wcześniej w policji.

Mieszkam na trzecim piętrze. Zawsze gdy wracam ze szkoły, już z pierwszego piętra słyszę wulgaryzmy rodziców.
Stanąłem przed drzwiami mojego domu, wracając z psem, z dworu. No nic, muszę w końcu wejść do tego piekła. - Pomyślałem z na pływającym mnie strachem.
Chwyciłem za klamkę i dynamicznie otworzyłem drzwi, po czym bez zastanowienia odpiąłem Dianę ze smyczy i pobiegłem do pokoju, nie patrząc na wybryki moich rodziców. W wielkim po płochu zamknąłem drzwi. Koniec, cisza, izolacja.. Kogo oszukuję? Nic ani nikt mnie już nie zdoła wyciszyć w mojej duszy. Szkoda tylko, że nie mogę zamknąć dzrwi na klucz, ponieważ długo spokojem się nie nacieszę.
Ojciec jest mało spokojny, zawsze szuka byle jakiego powodu, aby wszcząć rodzinną wojnę nie zapominając oczywiście o rękoczynach w roli głównej.

A jednak, w końcu postanowił mnie odwiedzić. Wtargnął do pokoju niczym spartanin z Trzystu i wyciągnął mnie za szmaty z pokoju. Diana rzuciła się na niego, lecz od razu dostała potężnego kopa w pysk.
Padła nieruchoma na ziemię... Nie.. Tylko nie to... Z łzami w oczach, w końcu odpowiedziałem sobie: „Dość". Wstałem pełny negatywnej energii i uderzyłem go z pięści prosto w twarz a następnie pobiegłem do kuchni i chwyciłem za ostry jak brzytwa nóż.
Nie wiem co mi wpadło do głowy, ale zrobiłem to. Leży ledwo oddychający na ziemi z nożem wbitym w klatę piersiową. Było to południe moich urodzin. Świetne urodziny nieprawdaż?
Matka, która zawsze tylko oglądała jak Ojciec mnie bije i gnoji, spojrzała na mnie z łzami w oczach. Chwyciła za swój płaszcz, a następnie wybiegła z domu.
Nie pobiegłem za nią, bo niby po co? Za to, że zniszczyła mi całe życie? Ona sama już nie wie co robi, więc nie widzę już dla niej ratunku.

Po jakichś paru minutach usłyszałem syreny policyjne. Jak zawsze psiarskie muszą się wpierdalać tam gdzie są nie mile widziane. No niestety, ale muszę się spakować a następnie zbiec w takie miejsce, aby przez najdłuższy czas mnie nie znaleźli.

Szybko się spakowałem, złapałem za plecak i wybiegłem po schodach jak na promocję piwa. Zaraz... Czy właśnie porównałem powagę moich najgorszych urodzin do promocji piwa? No nic, mnie to tylko jedno w głowie, hah...
Lecz chwila... Szczerze to nie mogłem się spodziewać takiego widoku, jakiego zaobserwowałem na parterze.
Moja „ukochana mamusia", z płaszczem na ziemi, powiesiła się na klamce od drzwi klatkowych.
Co za ironia losu, ale w końcu odpokutowała za wszystkie swoje czyny. Stanąłem nad nią i nie mogąc się powstrzymać powiedziałem, aby gniła w piekle.
Pobiegłem dalej, przed siebie. Wychodząc na podwórko, w końcu zacząłem myśleć o tym gdzie mam się schronić do czasu uspokojenia się całej afery.
Moja pierwsza myśl była trafna, abym udał się do domu mojej babci.

To miał być dla mnie bezpieczny dom, w którym będę mógł się w spokoju wyciszyć.
Zawsze mówili, że ich drzwi są dla mnie szeroko otwarte, nawet w najgorszych sytuacjach. Mając w sercu ich słowa, wchodziłem drętwo po schodach wieżowca z takim ciężarem, jakby ktoś przyczepił mi do nóg stu kilogramowe ciężarki. Jak tylko chciałem otworzyć drzwi, od obiecywanego mi drugiego domu, moja ręka działając jak magnez, kierowała się do wyjścia.
Zamknąłem oczy, odetchnąłem dziesięć razy i złapałem za klamkę. Najciekawsze jest to, że drzwi były doszczętnie zamknięte, chociaż bez problemu słyszałem standardowe kłótnie moich kuzynów. Zapukałem dla pewności. Efekt? Cisza. Uderzyłem parę razy. Również nie uzyskałem odzewu od drugiej strony. Wziąłem to do siebie, że raczej nie przyjmują gości a tym bardziej mnie. Z bólem w sercu zacząłem wracać do swojego byłego domu.

Wieczorem wróciłem do domu z piekła rodem. Całe mieszkanie, jak i klatka schodowa pozostała owinięta przez policyjne taśmy. Idąc przez klatkę, nie ujrzałem już ciała Matki. W domu również nie było ciał. Ani mojej Diany, ani durnego ojca.
Usiadłem na dwudziestoletniej sofie w moim pokoju i pogrążyłem się w łzach. Nagle ktoś zapukał do drzwi od mieszkania. Podszedłem więc i spojrzałem przez judasza, widząc sąsiadkę, która miała na imię Klaudia. Mieszka ona piętro niżej wraz z swoimi dziećmi.
Bałem się cholernie, ale uchyliłem lekko drzwi dla bezpieczeństwa, abym mógł w najgorszym wypadku zareagować.
Jak tylko mnie zobaczyła, to automatycznie zmienił jej się wyraz twarzy, po czym powiedziała - Wiem, że Ci nie łatwo.
- To nie moja wina - odpowiedziałem.
- Wiem, że nie Twoja - uśmiechnęła się. - Chodź do mnie na dół na kolację.

Poszedłem za nią, bo tak jakoś nabrałem do niej zaufania. W domu Pani Klaudik, przed komputerem siedział jej siedemnastoletni syn Robert, a dziesięcioletnia córka Magda oglądała na telewizorze kanał z kreskówkami „Cartoon Network".
Podszedłem do Roberta i po staremu się z nim przywitałem. Sąsiadka zrobiła mi jedzenie, a następnie pogoniła córkę do spania.

Kolacja była pyszna. Zjadłem podsmażane, pokrojone w plastry, ziemniaki, sałatkę domowej roboty z ryżem, no i popiłem to wszystko sokiem wieloowocowym.
Zdołałem się najeść, gdy i mnie posłała do łóżka.
Idąc się położyć, zobaczyłem, że oglądała wiadomości w telewizji. Mówiono o zabójstwie z moim udziałem. Usłyszałem, że ja, czyli szesnastoletni Evi Mid ubrany w czarne, oryginalne dresy, jestem poszukiwany w całej Polsce za brutalne zabójstwo własnych rodziców. Poszedłem w końcu spać, chciałem choć na chwilę, zapomnieć o tym wszystkim.

Czarna DuszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz