Rozdział 4

11 1 0
                                    

Dopiero teraz uświadamiam sobie, że mam takie same nazwisko jak nasz cel.
Adam Draga, a ja Annie Draga.
Nie wiem czy to nazwisko jest najpupularniejsze w Brazylii, czy może jestem z nim spokrewniona.
Po "obradzie" prosze Owena na chwile sam na sam.
- Owen, chodzi o nazwisko i o to, że ja go kojarze ale nie tak, że każdy za to co zrobił, tylko tak... Bardziej.
-Wiedziałem, że wcześniej czy później o to zapytasz. To nazwisko przy twoim imieniu znalazło się tam, bo to twój ojciec.
Wytrzeszczyłam oczy i nie wiedziałam co powiedzieć.
- Czyli musze zabić własnego ojca?
- Nie to nie tak. Jesteś córką kobiety, która była jego kochanką, zaszła w ciąże ale wiedziała, że jesli mu powie to ją zabije. Twoja matka przez dziewięć miesięcy żyła w niepokoju i ciągle się przenosiła, żeby on jej nie znalazł. A gdy cię urodziła oddała cię do domu dziecka, a sama poszła do niego i on.... Ją zabił.
My wychowaliśmy się razem w domu dziecka Annie.
Mówił tak,że trudno było nie uwierzyć w to co mówi.
- No dobrze ale skąd te wspomnienia  z garażu pełnego samochodów i wypadku jak byłam mała? Skąd wspomnienia z tego ze miałam ogromny bogaty dom?
- Garaż najwyraźniej nasz ten, nad ktorym sie w tej chwili znajdujemy,
Ktoś cię adoptował i miałaś bogaty dom, a wypadek to śmierć twoich przybranych rodziców, wróciłaś w tedy z powrotem do domu dziecka i już w nim zostałaś.
Mówił to tak realistycznie, że trudno było by nie uwierzyć... Przez co miałam mętlik w głowie bo nic nie pamietałam a jeszcze nie wierzyłam całkowicie Owenowi w to co mówi.

Siedzę w samochodzie i staram się skupić na moim zadaniu.
Po tygodniach planowania i śledzenia Dragi byliśmy gotowi.

Razem z Owenem jade do jego domu, gdzie według informacji powinien sam przebywać.

Niedaleko jego posiadłości wysiadamy z samochodów i się rozdzielamy.
Czekamy chwile aż Mikke rozwali system zabezpieczający i wchodzimy na posesje.
Idąc czuje się dziwnie bo tak jak bym juz tu była i widziała to wszystko.
Stajemy przed drzwiami i znowu to samo cholerne uczucie....
-Coś sie stało?-szepcze Owen.
-Nie.-odpowiadam stanowczo.
-To dobrze.
Wskazuje Jamesowi i Timowi co mają robić. Wchodzimy do srodka a Elena nas zabezpiecza. Chodzimy po ogromnym domu w poszukiwaniu mężczyzny.
-Owen?
-Hmm?
-Chodź.
-Gdzie?-szepczemy.
Nie wiem jak i co i gdzie ale wiem gdzie mam iść. Doprowadzam nas do pomieszczenia biurowego gdzie znajduje się sejf.
I nagle słyszymy kroki, więc postanawiamy sie schować.
Gdy mężczyzna wchodzi do pomieszczenia i schyla sie do metalowego pudła ja przykładam lufe pistoletu do jego głowy.

Otwieraj sejf albo kula w łeb.-grożę.
-Annie?
Obraca sie i patrzy z zmartwieniem.
-Annie to ty zyjesz.
-Otwieraj.
Mowiąc to przycisnełam lufe do jego głowy. Zero reakcji.
Owen strzelił mu w stope.
-Aaaaaa..!!
-Już! Otwieraj.
Draga posłusznie wykonywał wszystkie polecenia. Gdy zgarnelismy kase obrócił się i zaczął mówić.
-Córeczko.. Co sie stało.
-Nie nazywaj mnie tak!-walnełam go pistoletem w głowę a on upadł z hukiem na podłogę.
-Zmywajmy sie.- zaproponował Owen.

Zanim jeszcze wyszliśmy wrócił na górę i mimo moich protestów zastrzelił mojego ojca...

Stałam w osłupieniu a w uszach rozchodził się mi tylko huk.
- Idziemy-mowił ciągnąc mnie za rękę.

Posłuchałam się i już zaraz byliśmy w samochodach. Wracając do bazy nie bylo mi smutno ani zle z powodu śmierci ojca. Ten huk o czymś mi przypominał, tylko o czym...

Wystarczy jeden strzał..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz