Virika stała na wzgórzu i patrzyła na niewielkie skupisko chatek krytych strzechą z drewnianymi ścianami a co niektóre wyglądające na domy kupców-z kamiennymi. Z kominów unosił się dym co znaczyło że większość mieszkańców wioski skończyła już pracę w polu i teraz wypoczywała w swoich domach przy ciepłych paleniskach jedząc późny obiad. W centrum wioski stała gospoda, nawet z takiej odległości dziewczyna słyszała muzykę i śmiechy dochodzące z wnętrza.
Muszę ruszać jeżeli chcę zdążyć przed zachodem słońca -pomyślała.
Słońce niebezpiecznie bliskie było granicy łączącej niebo z ziemią, Virika wolała aby nie zastała ją noc podczas wędrówki przez las. Mroczne potwory lasów tylko czekały na takich wędrowców, do tego dochodziły dzikie zwierzęta,oraz bandyci napadający na podróżnych Virka ruszyła przed siebie przedzierając się przez gęsty las. Miała wrażenie, że jest obserwowana. Jednak gdy obejrzała się za siebie nikogo nie dostrzegła. W ręku trzymała przygotowany łuk a w razie potrzeby przy pasie trzymała krótki miecz, Uczyła się szermierki od piątego roku życia tak samo strzelania z łuku więc teraz czuła się bezpieczna czując szorstką powierzchnię łuku pod palcami, lotkę strzały z ostrym jak brzytwa grotem oraz ciężar miecza przy pasie. Dotarła do wioski w chwili gdy ostatnie promienie słońca zniknęły za granicą. Dziewczyna ruszyła szybkim krokiem do gospody po drodze rozglądając się uważnie, Każdy szczegół był ważny przez te lata nauczyła się, że trzeba być przygotowanym na każdą możliwość.
Stanęła przed drzwiami gospody i pchnęła je wchodząc do środka. Uderzyła ją fala ciepła i pieczonego mięsa, od którego zaburczało jej w brzuchu,rano zjadła jedynie lekkie śniadanie zdecydowana dotrzeć tego dnia do wioski.wszystkie spojrzenia zwróciły się w jej kierunku a rozmowy ucichły. Obrzuciła wzrokiem jasne wnętrze sali, po czym skierowała się do baru gdzie siedziała tęga kobieta o krótkich brudnych włosach żująca kawałek kiełbaski, uśmiechnęła się do niej ukazując rząd pożółkłych zębów.
-W czym mogę służyć kochaniutka? Zapytała nieprzyjemnym głosem
Nie zrobiło to na niej wrażenia już wiele razy spotykała się z gorszym powitaniem niż to
-Potrzebuję pokój na jedną noc oraz pożywny posiłek.
-Oczywiście, oczywiście- rzuciła kobieta i zaczęła pisać coś w wielkiej książce zapewne rejestrze gości. Gdy skończyła spojrzała na nią ciekawie.
-A kim ty jesteś,że sama tak nocą się włóczysz? Zapytała z nutką ironii w głosie.
-Zwykłą podróżną zmierzającą w swoją stronę- Odparła lekko zirytowana Virika. Nie lubiła gdy inni wtykali nos w nie swoje sprawy.
-Oczywiście, Oczywiście- powtórzyła kobieta zabierając się za przygotowanie dla niej posiłku.
Virika odwróciła się aby poszukać wolnego miejsca i do wtóru spojrzeń rzucanych jej z całej sali wcisnęła się w najdalszy kąt siadając tak aby obserwatorzy musieli się obracać aby wciąż na ni ą patrzeć. Siedziała spokojnie czekając na swój posiłek gdy nagle usłyszał przy uchu męski głos
-Witaj ślicznotko- Sama nigdy nie uważała się za piękność, za to członkowie jej rodziny zawsze powtarzali jakie mają szczęście mając w rodzinie taką piękność, Virika miała długie blond włosy obecnie związane w warkocz do pasa, zielone oczy i gładka świetlista cera świetnie z nimi współgrały. Była wysoka nawet dla większości chłopców w jej wieku i miała piękną figurę której pozazdrościć jej mogła każda szlachetnie urodzona kobieta. Podniosła wzrok znad stołu i spojrzała na mężczyznę siedzącego przy jej stoliku. Wyglądał na kowala poznała to po wielkich umięśnionych rękach i skórzanym fartuchu z wyraźnymi śladami przypaleń. Jego brązowe do ramion włosy spływały falami, a jego czarne oczy wpatrywały się w nią intensywnie. Gdyby nie wielki kartoflowaty nos niszczący cały efekt można by go uznać za przystojnego.
-Czego?- Warknęła nieprzyjaźnie, nie miała siły ani ochoty na towarzyskie rozmowy.
-Skąd ten nieprzyjazny ton? Przecież jeszcze nic ci nie zrobiłem- powiedział kładąc nacisk na "jeszcze"
-Nie mam ochoty na pogawędki- Jego uśmiech skojarzył jej się z pewnym człowiekiem któremu na widok większości kobiet ciekła ślinka, miał wtedy taki sam wyraz twarzy jak ów kowal.
-A szkoda bo ja myślałem że poopowiadasz mi nieco o sobie, wiesz..bardzo ciekawi mnie twoja przeszłość moglibyśmy porozmawiać o tobie..w pokojach na górze- Odpowiedział wesoło.
Oho! Pomyślała Virika.
-Za to ja jestem ciekawa jak to się stało, że jeszcze żyjesz.
Zapewne dostrzegł błysk miecza, którego dobyła bo natychmiast wstał mrucząc
-Dobra, dobra już sobie idę.
W tym momencie gruba barmanka postawiła przed nią talerz parującego jedzenia. Dziewczyna chwyciła za jedzenie i zaczęła pochłaniać kawałki mięsa w gęstym sosie z tłuczonymi bulwami.Po skończonym posiłku rozsiadła się wygodniej na krześle i zamówiła piwo.
Było jej wygodnie i ciepło siedziała rozglądając się po sali, w pewnym momencie zmarszczyła czoło zaniepokojona, gdy dostrzegła kowala siedzącego w towarzystwie paru innych mężczyzn, którzy jej się przyglądali. Wstała więc i poszła na górę do swojego pokoju odnotowując w pamięci aby przed snem zostawić...parę niespodzianek dla niezapowiedzianych gości.
Rozejrzała się po małym brudnym pokoju. W rogu dostrzegła łóżko a dalej w kącie mały stołek i balię z wodą. Niedaleko łóżka było okno z widokiem na góry, gdy podeszła bliżej dostrzegła szeroki gzyms.
-Świetnie- pomyślała- w razie potrzeby mam drogę ucieczki .
Przy drzwiach rozciągnęła cienki ale bardzo mocny sznurek na wysokości kostek, tak że każdy niechciany gość skończył by niechybnie na podłodze. Następnie zamknęła drzwi i położyła się trzymając dłoń na rękojeści miecza schowanego pod poduszką, nawyk który wyrobiła sobie podczas długich wypraw, podczas których szukała składników do wywaru, który ratował ludzi w których była choć iskra życia. Była wyznaczana do tego zadania już siódmy rok z rzędu i za każdym razem musiała zdobywać składniki w innych miejscach w tym celu przemierzała krainę Nirvina w wzdłuż i wszerz gdyż produkcja tego eliksiru była nielegalna, zabronił tego obecny król-tyran Razonix. Od kiedy został królem wybił kilka wiosek, które jego zdaniem nie były mu posłuszne. Zwykle nie wyściubiał nosa z zamku chociaż był potężnym i silnym królem, nikt nie był w stanie mu się sprzeciwić. Niektórzy mieli nadzieję, że w dniu jego śmierci nareszcie będą wolni, jednak przeliczyli się. Stało się coś czego sam Morgan (Wielki Bóg Wojny) nie przewidział.
Razonix znalazł smocze jajo.
Smoki w tych czasach były tak rzadkie że spotkanie ich graniczyło z cudem a co dopiero znalezienie jaja..Smoki były bardzo szanowanymi dzikimi stworzeniami które były tak samo inteligentne jak ludzie i wszelkie inne rasy tej ziemi, jeżeli ktoś znalazł jajo i wychował przyjaznego sobie smoka zyskiwał miano "Smoczego Wybrańca" oraz nieśmiertelność darowaną mu przez smoka. Jeśli jednak smok ginął jego "Wybraniec" również umierał. Ludzie ci nadal mogli jednak zginąć od miecza,strzały lub trucizny. Obecnie było tylko, dwóch Smoczych wybrańców, jeden- żyjący gdzieś w wielkiej starożytnej puszczy Ravara, drugim był oczywiście Król.
Virika rozmyślała o swojej rodzinnej wiosce, i o tym jak miło będzie znów zobaczyć swoją rodzinę. Uśmiechnęła się do siebie i zmęczona całym dniem zasnęła.
Nie dane jej było spać długo. Usłyszała odgłos otwieranych drzwi, obrzydliwe przekleństwo i huk padającego ciała.