10

21 3 4
                                    

   Ares nie mógł uwierzyć w to co usłyszał od swojego przyjaciela i nawet po powtórnym  opowiedzeniu wszystkiego nie rozumiał prawie nic. 
—  Czyli jesteście umówieni na randkę? — Zapytał Lucasa, gdy ten skończył mówić.
—  Na zwykłe spotkanie. Czy każda interakcja z jakąś dziewczyną musi oznaczać randkę? — Odparł zażenowany.
— Niby nie... Faktycznie pochwaliłeś jej bluzkę? — Zaśmiał się Ares.
— Tak!  Nie wiem, co cię w tym dziwi.
—  Nigdy nie prawisz innym komplementów i ogólnie jakiejkolwiek większej sympatii.   A dla Anastazji byłeś cholernie miły.  Czy ty ją chcesz poderwać?  Podoba ci się?
— Wiedziałem, że mówienie ci czegokolwiek będzie oznaczać mnóstwo durnych pytań — westchnął ciężko Lukas —  Narzekałeś na mój ciężki charakter, tak samo jak Edd.  Obaj jesteście zdania, iż nie dam rady być miłym i niedenerwującym  człowiekiem.    W sumie to prawda, ale chcę pokazać wam oraz sobie, że umiem być  inny, taki  bardziej ludzki.  Poza tym tą dziewczynę rzucił chłopak, a to idealny materiał na koleżankę.
— Niby czemu?
—   Zraniony człowiek unika powtórnego zaangażowania, więc mogę spokojnie się z nią spotykać, bez ryzyka zakochania z jej strony.    Żadne z nas nie szuka nikogo, dlatego nie przerodzi się to w nic większego.
—   A co jeśli ona coś poczuje? Są przecież ludzie którzy szukając pocieszenia po zerwaniu kończą w ramionach kogoś innego i  zauroczają  się bardziej niż wcześniej.
—  Odejdę jeśli poczuję, że zmierza to w złym dla mnie kierunku.  Takim jak ona potrzebny jest czuły i wrażliwy facet, a nie ktoś mojego pokroju.   Chociaż jeśli zakocha się  w pełnym sarkazmu mnie i zaakceptuje moją   specyficzność, to  dam nam szansę.    Lecz wtedy nie będzie wymagała ode mnie tych wszystkich romantycznych  głupot.       
—  Nie chcesz, aby ktoś  oczekiwał od ciebie czegoś, co nie wynika z natury twej  i zmusza cię do  działania wbrew wewnętrznemu głosowi — podsumował wypowiedź przyjaciela Ares. — Świetnie cię rozumiem.   Jedni kochają i nie potrafią przestać, bo tacy się urodzili, a  ciebie...ciebie nie można zmusić do miłości i uczuć. Chociaż jeśli chodzi o relacje przyjacielskie to  doskonale sobie radzisz. Nawet nie widać tego braku czułości.  Z Chloe się dogadujesz. No i ze mną.
—  Wy  jesteście wyjątkowi — zaśmiał się Lucas. — Jako jedyni mnie rozumiecie.
—    Może Anastazja też zrozumie.  Spotykając się z nią bądź sobą.  Niech polubi się takiego jak jaki jesteś.
—  Zazwyczaj to ja każę ludziom być szczerym —zauważył.— Jeśli byłbym naturalny na naszym ostatnim spotkaniu to raczej zniechęciłbym do siebie obie dziewczyny, a wypada mieć dobre relacje z ukochaną kumpla.
— Ona i tak ma cię za chorego psychola — Ares uśmiechnął się —   Ale cię lubi! Spokojnie.  Po prostu wie jaki jesteś.
—    Sympatyczna jest. Lecz nie traktował bym jej jako kogoś kto zna się na ludziach!
— Niby czemu? — oburzył się Ares.
— Zakochała się  tobie. Nikt normalny nie jest do tego zdolny — odpowiedział  poważnie, jednak po chwili wybuchnął śmiechem.
— Zabawne — ironicznie odparł również rechocząc — Lepiej opowiedz o tej swojej dziewczynie.  Kiedyś przecież miałeś jedną, ale nigdy mi o niej nie opowiadałeś.  
—  To długa historia i  wydarzyła się bardzo dawno temu.
— Mamy czas.   Jako twój najlepszy przyjaciel powinienem wiedzieć takie rzeczy. 
—   Byliśmy wtedy jeszcze w gimnazjum, a do końca roku szkolnego został miesiąc.  Siedziałem sobie  na jednej z ławek paru czytając książkę, gdy dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna.  Ona również przyniosła ze sobą jakąś lekturę.   Nie wyróżniała się zbyt wyglądem ani ubiorem. Można powiedzieć, że była pod tym względem bardzo przeciętna.  Jednak jedno mnie w niej zaintrygowało. Pasja.  Bardzo przeżywała wszytko, co działo się  w czytanej powieści.    Śmiała się, komentowała pod nosem zachowanie bohaterów lub  robiła pełną zdziwienia minę. Jednak  gdy pojawiły się w jej oczach łzy, postanowiłem zapytać o tytuł książki.    Potem streściła mi  uproszczany zarys fabuły,  a ja zrobiłem to z swoją powieścią.  Okazało się, że obydwoje lubimy podobne książki.  Olga, bo tak miała na imię,  również nie przepadała za  przesadną ckliwością oraz użalaniem się nad innymi. Szybko znaleźliśmy wspólny język i dość szybko zaczęliśmy ze sobą chodzić. Różniliśmy bardzo od innych. Dlatego znajdując kogoś podobnego do siebie wiedzieliśmy, że  będzie z nas dobra  para.  Nadeszły wakacje. Większość znajomych wyjechała z miasta.  Ty poleciałeś do  Nowej Zelandii   jeszcze dwa tygodnie przez zakończeniem roku szkolnego.   Gdyby nie Olga nudziłbym się całymi dniami.   W to upalne lato mieliśmy tylko siebie.   Oczywiście nasz związek  wyglądał inaczej niż na przykład twoje.   Czułość ograniczyliśmy do minimum, tak samo jak romantyzm. Wołaliśmy oprzeć związek na zaufaniu oraz bezpieczeństwie. Pojawiły się sporadyczne pocałunki, lecz  przytulanie podobało się nam dużo bardziej.  W razie kłopotów mogliśmy na siebie zawsze liczyć.  Pamiętam, jak jej wujek wypił trochę za dużo i zaczął demolować ich wspólne mieszkanie.  Przygarnąłem wtedy Olgę na parę dni opiekując się nią oraz zapewniając spokój.  Z kolei ona zajmowała się mną podczas mojej choroby.    Dziewczyna nie dość, że świetnie rozumiała mój styl bycia,  to jeszcze miała taki sam.     Dni mijały nam na oglądaniu seriali, graniu w gry oraz długich spacerach.  Nie rozstawaliśmy się nawet w nocy. Swoją drogą, zauważyłeś, że po zmroku prowadzi się najlepsze konwersacje?    W świetle gwiazd  rozmawialiśmy na tematy dotyczące świata oraz ludzi.   Opowiadaliśmy sobie o tym co nas denerwuje, cieszy, fascynuje oraz o swoich największych marzeniach.    Ona nie chciała niczego oprócz spokojnego jutra. Przyszłości w której nie musi bać się pijącego wujka, ani innego człowieka wyładującego swoje frustracje na niej lub jej bliskich.     Moje marzenie wydawały się  przy tym wygórowanymi oczekiwaniami głupiego nastolatka  od życia.  Kochałem ją.  Mimo całej swojej racjonalnej natury, muszę szczerze to przyznać.   Nie wiem jak to jest w świecie czułych ludzi, ale nie mogłem pozwolić na cały ból jaki ją w życiu spotykał.    Ten pijak zabierał jej całą radość z życia i sprawił, że stała się taka jak ja. Bez emocji  i zdystansowana od ludzi.  Lubiła siebie taką i cieszyła się, że nie jest ckliwą nastolatką czekającą na księcia lub latająca za tak zwanym "badboy'em" przez którego będzie kiedyś cierpieć.    Ja się taki urodziłem, ale ona została nauczona nieufności.  Dlatego musiałem sprawić, aby życie dało jej szansę na normalność.    Wysłałem list do  babci dziewczyny  w Chile.  Prosząc, a wręcz błagając o pomoc.  Sądziłem, że przyjedzie tu i zajmie się swoją wnuczką.   Dni jednak mijały, a odpowiedzi nie było.  Po miesiącu pogodziłem się z porażką.   Szczególnie, że z dnia na dzień Olga była coraz bardziej otwarta i szczęśliwa.    Zaufała mi bezgranicznie powierzając mi swoje wszystkie sekrety.  Byliśmy jak najlepsi przyjaciele, tyle że z funkcją przytulania oraz chodzenia na randki.  Może to bardzo głupie, ale zaczęliśmy nawet snuć plany na przyszłość.  Dzieci, domek na jakiś ładnym odludziu oraz  miłość aż do śmierci.   Tydzień przed końcem wakacji do Olgi zadzwonił telefon.  Okazało się, że babcia postanowiła zaprosić ją do siebie.     Bilet był już zarezerwowany. Kolejnego dnia wieczorem moja dziewczyna pojechała do Chile na kilku dniową wizytę u  babci.   Wizyty, która nigdy się nie skończyła.   Staruszka polubiła wnuczkę i zaproponowała stały pobyt.   Olga zgodziła się mimo wielkich wątpliwości, a ja nigdy nie zobaczyłem swojej pierwszej i ostatniej dotychczas dziewczyny.  Może gdybym powiedział, że chcę jej powrotu,  mieszkałaby dalej w Polsce.  Jednak wolałem postąpić słusznie, a nie zgodnie z wielkim, szczerym lecz egoistycznym uczuciem. Moim zdaniem miłość nie polega na posiadaniu kogoś lub byciu z nim, ale na daniu lub umożliwianiu jak największego szczęścia drugiej osobie.   Wkrótce nadeszła jesień, a spadowi liściom z drzew towarzyszył upadek wszystkiego, co między nami było.  Żadne z nas nie płakało z powodu końca.  Rozstaliśmy się w zgodzie i po przyjacielsku.   Racjonalnie rzecz biorąc i tak nie istniała szansa na powtórne spotkanie.     Ot i cała historia.
—  Imponująca opowieść — westchnął Ares. —   Jesteś porządny chłop! Zawsze to wiedziałem.  Przeżyła z tobą piękne lato,  a na dodatek dostała  szansę na ucieczkę od swojego smutnego życia.  Uratowałeś ją. Dobrze wiesz, że niełatwo dać komuś odejść nawet dla wyższych celów, a ty to zrobiłeś. Szacun — z podziwem stwierdził przyjaciel, dodając po chwili z szerokim uśmiechem — I wychodzi na to, że jednak jest w tobie odrobinę miłości.    Nie uważasz, że czas na kolejny związek?

AnastazjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz