Leżała na dachu swojego domu, nerwowo spoglądając w gwiazdy, jakby próbowała rozpaczliwie znaleźć tam coś... znajomego. Jej piwne oczy, które przy odpowiednim świetle mieniły się na złoto, zostały zasłonięte smutkiem, którego nawet nie próbowała chować za jakąś śmieszną maską. Krótkie blond włosy były porozrzucane wokół jej głowy, wyglądając jak niewielka aureola anioła. Nie ruszała się, a jej ciało było sztywne, jakby przyklejone do brudno-czerwonych dachówek.
— Czasami nie mamy wpływu na rzeczy wokół nas? Tak zawsze mówiłaś, to było twoje ukochane motto — zaczęła spokojnie, łkając. — Ale cholera jasna! — Podniosła głos. — Ja mogłam mieć wpływ, widziałam jak mnie zostawiasz, jak zostawiasz nasz wszystkich! Gówno dla ciebie znaczyliśmy! — krzyczała na całą ulicę, wyrzucając z siebie gniew i zapewne budząc ludzi o płytkim śnie, czy jakieś drzemiące w pobliskim parku zwierzęta.
Dziewięć minut. Tyle zajęło jej, by się uspokoić od płaczu.
Jaka była? Gwałtowna, śmiała, nie kryjąca się z niczym? Na pewno nie potrafiła stłumić w sobie bólu.
— Oddychaj — powiedziała brunetka.
— Łatwo ci mówić — syknęła, ale jako odpowiedź otrzymała rozbawione prychnięcie siostry. — Śmieszy cię to — stwierdziła, a ostry rumieniec na jej twarzy pogłębił się, o ile to było możliwe.
— Nie spinaj się, to nie ja tu jestem problemem.
— Ygh, mam tego dosyć! Wiesz, że nienawidzę tego!
— Czego? — Zadziorny uśmieszek poszerzył się.
— Dobrze wiesz, co mam na myśli!
— Wiem. — Spokojna, ale wciąż nieco rozbawiona obróciła się w inną stronę i odchodząc, rzuciła blondynce butelkę wody.
Na wspomnienie kolejne łzy skapywały lekko na jej otwarte dłonie.
Były blisko, ale nie nazbyt. Nie zwierzały się sobie ze wspólnych sekretów. Nie przytulały się, gdy wpadały na siebie poza domem. Ale, no kurczę, były siostrami! Mieszkały i żyły razem od urodzenia. Były rodziną, a o rodzinie nie da się tak łatwo zapomnieć. Może czasami były do siebie wrogo nastawione, ale przecież w wielu rodzeństwach również tak jest.
— Coś ty narobiła — powiedziała pod nosem i znów spojrzała w niebo.
Uwielbiała te tysiące białych punkcików na ciemno-granatowym tle. Zawsze uważała, że gdzieś tam jest wszystko to, o czym każdy tak bardzo marzy. A Ona – jej siostra – najbardziej marzyła o wolności.
— Jesteś niepoprawna — prychnęła złotowłosa.
— A ty tępa — odcięła się brunetka.
— Ja przynajmniej mam jakiś szacunek do siebie i godność.
— Zobaczysz, jeszcze kiedyś uwolnię się od tego całego gówna, w którym wszyscy utknęliśmy. Uwolnię się i będę żyła tą wolnością.
Nie wytrzymała. Gwałtownie zeskoczyła z dachu na maleńki balkonik i wpadając do pokoju, rzuciła się w poduszkę, tłumiąc wrzask. Chciała krzyczeć tak bardzo, że to aż było bolesne. Leżała tak tylko chwilę, by zaraz znowu podnieść się z materaca i wrócić na balkon. Złapała się rękoma barierki, a nogi przerzuciła na drugą stronę. Następnie skoczyła na drzewo oddalone od niej może na pół metra i przytuliła się do niego na chwilę, by zaraz zejść ostrożnie na dół.
Nie wzięła żadnej torby czy telefonu. Po prostu biegła przed siebie, mijając osiedle, park, aż dotarła na plażę. Na szybko zrzuciła z siebie zwiewną sukienkę i buty i w samej bieliźnie wskoczyła do chłodnej wody. Nie przejmowała się temperaturą. Chciała po prostu spokojnie dryfować po tej zimnej powierzchni, by ochłonąć. Bywała impulsywna – wszyscy tak mówili, ale miewała chwile, gdy nie potrzebne były jej szum i gwar, a błoga cisza.
— Nienawidzę cię!
— Ja ciebie też.
— Choć raz mogłabyś przyznać mi rację, wiesz?! Mam tego dosyć, że zwalasz wszystko na mnie, choć jestem młodsza, a później utrzymujesz, że to wszystko moja wina i ty jesteś święta! Kłamiesz wszystkim w żywe oczy, a sama twierdzisz, że nie tolerujesz kłamstwa! — blondynka wyrzucała z siebie wszystko rozdrażniona, a ciepłe łzy moczyły jej wątłą twarzyczkę. Miała dosyć tego, że Ona traktowała ją jak kogoś, kim można się było posłużyć i ochronić własny tyłek!
Obwiniała się. Oczywiście, że się obwiniała. Niedługo po jej łzawym wywodzie w sąsiednim pokoju zastała z rodzicami tylko idealnie pościelone łóżko, na wpół opróżnioną szafę i list napisany permanentnym markerem na ścianie.
Złotowłosa zawsze uważała Ją za swoje utrapienie. Przecież nim była. Ale teraz nie potrafiła już tak na to patrzeć.
Ona była jej własną gwiazdą. Pokazywała jej swoją jedną stronę zawsze z tej samej perspektywy i uczyła ją, że nie zawsze możemy dostać to, czego pragniemy. A później zniknęła, dając ostatni znak, że udało jej się uwolnić ze schematu.
CZYTASZ
Nieszlachetni
General FictionByli jak dwa kryształy wtopione w różne metale i choć tak odmienni barwą duszy, razem stanowili piękne, zachwycające połączenie. Ale żeby coś połączyć, najpierw trzeba to roztopić aż do ostatniego twardego elementu, a ta rola przypadła ich wspólnemu...