Zbiegał pędem ze schodów. Chciał tylko jednego, zabić. Nigdy nie przyznałby się przed sobą, ale tak chciał tego z całego serca, przecież to, że chce się zabić morderce to nic złego, prawda?
Otworzył z hukiem drzwi wejściowe, on na niego czekał. Czuł, jak czyjeś dłonie go powstrzymują, odrzucił je i szedł pewnym krokiem do przodu. Stanął po śroku placu.
-No, no, no, odezwała się w tobie gryfońska odwaga, mówią, ze to ważna cecha, ale ja sądzę, że sprowadzi na ciebie zgubę. Spójrz na siebie, przyszedłeś po swoją śmierć, z resztą, tak samo, jak cała twoja rodzina, nawet Black...
-Nie waż się wymawiać jego nazwiska - krzyknął zielonooki.
-Black, Black, Black - nucił.
-Przestań!
-Ohh, czyżby nasz bohater miał złamane serce, brak ci go, tak? - zadrwił.
-Dlaczego to robisz? - powiedział.
-Harry, harry, przecież ja zawsze bawie się swoimi ofiarami, a ty nie będziesz wyjątkiem. Crucio! - zaklęcie uderzyło prosto w pierś oszołomionego chłopaka. Czarny Pan czekał na krzyki pełne agoni, czekał, nic nie usłyszał. Jego ofierze trzęsły sie tylko ręce. Zwiększył moc zaklęcia, dał z siebie wszystko. Harry uklęknął pod napływającym bólem, ale nie krzyczał, nie płakał.
-Nigdy. Nie. Dam. Ci. Tej. Chorej. Sadysfakcji. - wycedził przez zęby.
Voldemort otworzył szerzej oczy, tylko Harry mógł to zauważyć. Posłał mu pełne grozy spojrzenie, zaś Czarny Pan znalazł w nim wole walki. Skrzywił się, co miało onaczać uśmiech. Tym razem to Harry wytrzeszczył oczy. To co ujrzał na jego, zazwyczaj kamiennej twarzy, poruszyło go. Nigdy nie widział, by na kogoś tak patrzył, zrozumienie, podziw, uznanie. Zachwiał się, na co Czarny Pan przerwał zaklęcie.
-Podziwiam ciebie, Harry Potterze - wymcknęło się Voldemortowi. Po czym spojrzał w jego zielone oczy. Nie chciał tego przyznawać, ale były piękne, mógłby się na nie patrzeć godzinami, zatonąć w nich i nigdy sie nie wynurzyć. Mogły być jego, a on chciał je uśmiercić, dlaczego chciał to zrobić? To jego podświadomość mu tak mówiła, on tego nie chciał, on pragnął mieć go przy sobie i nigdy go nie wypuścić. Wszystko przez jakąś głupią przepowiednię.
-Walić to - powiedział na głos, zadziwiając wszystkich, nastała grobowa cisza, podczas której podszedł do klęczącego Pottera. Zniżył się po jego poziomu, chwycił za podbródek i uniusł go do góry, by ich oczy znalazły się na tym samym poziomie. Zrzucił z siebie wszystkie maski, pozwalając, by ujrzał prawdziwego Czarnego Pana, a raczjej Tom'a Marvolo'a Riddle'a. Tak, to właśnie nim był bez tych zbędych dodatków. Pozwolił, by ujrzał wszystko. Przed Harry'm Potter'em nie klękała jakaś gadzina, tylko około dwudziestoletni Tom Riddle, zdziwienia chłopaka nie da się opisać.
-Przepraszam - szepnął. Harry'ego zamurowało, klęczał na przeciwko Czarnego Pana z otwartą buzią.
-Zamknij tą buzię, bo ci mucha wleci.
Zamknął ją od razu, powoli powracała mu świadomość.
-O co ci chodzi? - powiedział.
-Sam nie wiem, to wszystko jest takie dziwne, nie jestem w stanie ciebie zabić, przepraszam.
-Voldemort, odbiło tobie, czy co? - powiedział na tyle głośno, by całe zbiorowsko to usłyszało.
-Możliwe.
-Dlaczego zmienisz tak drastycznie zdanie?
-Nie potrafiłbym ciebie zabić, nie patrz tak na mnie, szłem po prostu za przepowiednią, patrząc tylko na siebie, postąpiłem źle, wiem byłem głupi i bardzo za to ciebie przepraszam. -
Uśmiech zaszczycił twarz Potter'a.
-Juz trzeci raz mnie przepraszasz, to cud z niebios - uniósł ręce ku górze.
-Pięknie wyglądasz, gdy się śmiejesz - dotknął policzka Harry'ego.
-Ty również - odwzajemnił gest i uśmiechnął się szerzej.
-Harry! Harry! - wkońcu ktoś zareagował. - Harry!
Chłopak odwrócił się niechętnie, chciał pozostać koło Toma jak najdłużej, reka Czarnego Pana muskała delikatnke policzek Harry'ego, nie chciał nigdzie iść.
-Harry - krzyknął Ron. Złoty chłopiec i Czarny Pan odwrócili się w stronę zdenerwowanego młodzieńca. - Odsuń się, skoro ty nie potrafisz, to ja go zabiję! Avada...
-Niee! - Krzyknął Harry i przykrył Voldemorta swoim ciałem.
-Co ty robisz?! - Ron stanął jak wryty, nie mógł przecież rzucić zaklęciem w swojego przyjaciela.
-Najpierw musisz zabić mnie - powiedział zielonooki brunet.
-Harry...
-No proszę, chciałeś, to zabij, zawsze marzyłeś o tym by być bohaterem. Wykończ mnie, potem jego, droga wolna. Będziesz miał sławę, bogactwo i czego zapragniesz!
-Harry...
-Nie mów tak do mnie! Zawsze byłeś ze mną tylko dla sławy, tylko tego chciałeś, nigdy mi nie pomogłeś robiąc coś bezinteresownie, zawsze wszystko planowałeś! Myślałeś, że nie wiem tak? A to cie zdziwiłem, co? Taz wszyscy mogą się dowiedzieć prawdy o Złotej Trójcy! Nigdy jej niebyło, nigdy mnie niepopierano! Hermiona przyjaźniła się ze mną tylko z podwodu Rona, gdyby nie on, nawet by ze mną nie rozmawiała! Prawda jest taka, że ona kocha się w mim od pierwszego roku! Wszystko w około mnie było kłamstwem! Crucio! - rzucił klątwą w Rona. Rozbrzmiał przyraźliwy krzyk, Ron wił się na kamiennym placu. Z oczu leciały mu łzy.
-Pr. Prosz. Bl. Gm - bełkotał.
-Mówiłeś coś? - włożył w tą klątwe całe swe serce. Ron wrzasnął, zdarł sobie gardło, nie panował nad swoim ciałem. Trzymał go tak przez dobrą minute, gdy był na skraju wytrzymałości zdjął klątwę.
-Nadal chcesz mi coś powiedzieć?
Pokręcił głową, zaprzeczając.
-Avada...
-Harry - usłyszał głos koło ucha. - Nie rób niczego pochopnie, gdy to zrobisz, już nic nie będzie takie jak dawniej.
-Wiem.
-Nadal chcesz to zrobić? - Jego ręka przeczesała włosy bruneta. - Nie będziesz tego żałować? Robiąc to przybliżysz się do mnie, nie będziesz już Złotym Chłopcem.
-Nigdy nie chciałem nim być, to nie był mój wybór. Teraz wybieram. - odwrócił się twarzą do młodzieńca. - Chce być z tobą Tom. - uśmiechnął się niepewnie.
-Ja również Harry - odpowiedział znajdując się parę centymetrów od chłopaka. Musnął ustami bliznę. Harry poczuł lekkie mrowienie, zachichotał.
-Przypieczętuj swoje słowa - przejechał palcem po policzku młodszego chłopaka. Odwrócił się i z diabelskim uśmieszkiem powiedział do swojej ofiary.
-Nigdy nie byliśmy blisko, zawsze byłesz tylko nikim, zawsze bedziesz tylko rudym poplecznikiem Złotego Chłopca. Avada Kadavra.
Rozbłysł zielony promień, który trafił prosto w pierś Rona. Harry patrzał w jego oczy, chciał zobaczyć, jak uchodzi z nich życie.
-To takie piękne - powiedział do Toma.
-Też tak sądzę - szepnął.
Na twarzy Harry'ego zagościł diabelski uśmieszek.
-Widzieliście co się stało - powiedział ,, wybawiciel świata" zwracając na siebie uwagę. - ten, kto sprzeciwi się naszym rozkazom, zginie. To przestroga - wskazał rużdżką na ciało rudzielca. - Tak więc, na kolana!
Nikt nie śmiał się sprzeciwiać. W jednej chwili wszyscy uklęknęli.
-Piękny widok - szepnął Czarny Pan. - Kto by pomyślał, że Złoty Chłopiec gryfindoru wzbudzi do siebie repekt.
-Jeszcze nie raz ciebie zachwyce - powiedział zdecydowany.
-W to nie wątpię - uniusł kącik ust. - Może powinniśmy zwiedzić nasz nowy dom, Harry?
Skinął głową.
-Lucjuszu - uniusł głos.
Od razu zjawił się srebnowłosy mężczyzna.
-Tak panie. - Pokłonił się lekko.
-Posprzątajcie tu. Teraz ja - spojrzał na stojącego obok chłopaka i się poprawił. - my, przejmujemy tą szkołę. A wy - zwrócił się do klęczących uczniów, nauczycieli i aurorów. - zostajecie. Uczniowie doprowadcie do użytku swoje dormitoria. Macie tam siedzieć, dopóki nie zostaną naprawione wyrządzone szkody. Nauczyciele wam pomogą, co do aurorów. - spojrzał na Lucjusza z iskierkami w oczach. - Wiesz co robić. - odpowiedział mu złowieszczy uśmiech.
-Tak, panie.
Tom złapał swój nowy nabytek za rękę i ruszył w stronę zamku. Potter wytrzeszczył oczy ze zdumienia.
-Spokojnie, nie chce cie zabić.
-Masz szczęście, ja też nie zamierzam -wtulił się w Czarnego Pana.
______________________________________Mam nadzieję, że się podoba. Zstawiajcie komentarze z jakimikolwiek uwagami, jestem otwarta na krytyki :)
CZYTASZ
Ostatnia walka *tomarry*
FanfictionWybija ostatnia godzina. Voldemort i Harry stają przed sobą, jak równy z równym, lecz wszystko dzieje się nie tak jak powinno. Co takiego musiało się stać, by pogromca śmierci się zawachał? Co na to Złoty Chłopiec? *one shot*