Utopia

54 4 0
                                    

Wyobraźcie sobie krainę idealną. Wiecznie zielone trawy na których pasą się szczęśliwe krowy. Pewnie ciężko wam wyobrazić sobie szczęśliwą krowę. Załóżmy, że ona po prostu tam jest i sobie je trawkę. No dobra wracając. Łagodne wzgórza, głębokie lasy, krystalicznie czyste jeziora. Mieszkamy w małej wiosce u stup gór. Ludzie sobie pomagają, nikt nie ma problemów, bo niby skąd miałyby się one wziąć. 

Okej, to tyle w roli wstępu. Piękna kraina nazywa się Taern, a to ja...  Michael. Ja tu nie pasuje. Owszem chce spędzić w tym miejscu całe swoje życie, ale no bez przesady. Tu jest tak idealnie, że nawet nie ma na co ponarzekać, nie ma czemu się buntować, nawet nie ma co denerwować. No dobra, jest mój młodszy brat Alend. W ogóle zadziwiające jest to jakie tu są imiona, sąsiad ma na imię Kern, a ja co musiałem mieć jakieś egzotyczne, bo taka moda. No cóż. Razem z moim bratem i rodzicami mieszkamy w wiosce zaraz przy rzece, daje nam to duże możliwości zdobywania jedzenia, chociaż czasem myślę, że nawet te ryby są szczęśliwe. Oczywiście, żyje tutaj też mnóstwo innych ludzi, ale nie o nich będzie opowieść. Wszyscy mieszkają w drewnianych domkach pokrytych słomą. O dziwo żaden się nie zapala. No chyba, że przypadkiem ktoś podłoży ogień. Dostałem wtedy takie lanie, że do dzisiaj pamiętam. Ale spaliłem dom sąsiadowi. Swoją drogą podejrzewam go o uprawianie czarnej magii. Słyszałem jak wypowiadał jakieś zaklęcia. Ba! widziałem przez okno jak ma powywieszane jakieś dziwne laleczki. Przestraszyłem się i mu podpaliłem dom. Pewnie uszedł z życiem przy pomocy jakiś sił zła. Boję się, że mnie widział, ale co on może. Chyba, że mnie zabije to będzie kiepsko. Może coś o moich rodzicach i tym gówniaku. Tata jest potężnej postury, kawał chłopa, albo raczej barbarzyńcy, dosłownie. Wywodzi się z rodu, gdzie każdy był barbarzyńcą, napadali na inne miasteczka i rabowali, mówi że z tym skończył. Mama jest, drobna, w sumie nie wiele o niej wiem. Pierze gotuje, tata mówił, że wychowała się w lesie wśród ludzi natury chyba nazwał ich druidami. Nie wiem co to konkretnie znaczy, ale podobno potrafi leczyć. W sumie jest to dość dziwne, że ilość śmierci w naszej wiosce jest znikoma, a praktycznie jak żyje to nikt jeszcze nie umarł. I został do omówienia ten mały gnojek. Nie widziałem nigdy weselszego dziecka. Ma 10 lat. Myśli jakby miał 3, a wygląda na 8. Fenomen życia normalnie. Zresztą jakie myśli. Siedzi łowi ryby, znaczy łowieniem bym tego nie nazwał. Ostatnio cały dzień siedział z wędką w wodzie i myślał, że rybę złapie. Prędzej to on tyfus złapie niż rybę. Podczas, gdy ja w czasie wolnym bawię się w piromana to on woli albo siedzieć z patykiem w wodzie licząc na rozstąpienie się wód, albo strzela z jakiegoś prymitywnego łuku. No nie powiem cela to on ma. Ostatnio Eriel się przebierała, skubany idealnie strzelił ekhm no nie ważne. Tak więc żyjemy sobie w tej idealnej wiosce, zawsze się coś śmiesznego przydarzy, młody coś ustrzeli, albo coś się przypali. No dobra idealnie to my żyliśmy dopóki nie przyszli oni.  Paskudne coś nas zaatakowało. W sumie to armia tego czegoś, człowiekiem to ja bym tego nie nazwał. 

TaernijczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz