Rozdział 8 - Lim Changkyun. Dawno się nie widzieliśmy.

382 41 2
                                    

*CHANGKYUN*

  Nigdy nie należałem do grupy tchórzliwych idiotów, którzy zwiewają od razu po usłyszeniu czegoś, czego nie powinni. Zawsze było wręcz przeciwnie. Miałem odwagę, by stanąć twarzą w twarz z prawdą, nawet wtedy, gdy zdawała się wypalać cholernie bolesną dziurę w mym ciele. Należałem do grona osób, które niczego się nie boją. No może prócz ciemności, ale ona była uzasadnionym wyjątkiem.

   Jednak tym razem, zachowałem się niczym zidiociały tchórz, który nagle zapomniał o wszystkich złożonych kiedyś sobie obietnicach. Wciąż zadawałem sobie pytanie dlaczego wtedy po prostu uciekłem, zamiast spytać o wszystko chłopaka. Gdybym dwa lata temu posłuchał głosu rozsądku, to teraz nie czułbym się tak żałośnie mimo upływu czasu.

   Zaśmiałem się ze swoich myśli, które wydały mi się wręcz niedorzeczne. Mój głos odbił się echem, we wciąż pustym pokoju, który na tą chwilę należał tylko do mnie.

   Wiedziałem, że nawet teraz, gdybym tylko go zobaczyć, z pewnością uciekłbym od niego w najdalszy możliwy zakątek na świecie. W sumie... Właśnie to robiłem w tej chwili. Kryłem się w położonym  po drugiej stronie Seulu akademiku. Studia muzyczne były tylko pretekstem, który miał mnie uchronić przed... Sam nie wiedziałem czym.

   Westchnąłem, zdając sobie sprawę w jakim kierunku popłynęły me myśli. Jak zwykle za dużo o tym wszystkim myślałem. Byłem już chyba przewrażliwiony na tym punkcie. A może po prostu nadal nie mogłem sobie do końca przyswoić prawdy?

   Pokręciłem głową, starając się odgonić niepotrzebne myśli. Przewróciłem się na bok, uciekając tym razem od popołudniowych płomieni słonecznych, które za wszelką cenę chciały jeszcze bardziej zepsuć mój i tak pochmurny nastrój. Nie  miałem siły z nimi walczyć, dlatego po prostu zakryłem głowę poduszką, odgradzając się w ten sposób od całej reszty świata. Czułem, że wreszcie ogarnia mnie spokój, wraz ze stopniową utratą świadomości. Z ulgą pogrążyłem się w świecie słodkich, odprężających snów. A raczej sennych koszmarów, które postanowiły mnie tym razem nawiedzić.

***

   Kiedy ponownie otworzyłem oczy, z zaskoczeniem odkryłem, że nie znajdowałem się już w przytulnym akademickim pokoju, który wręcz emanował spokojną aurą. Miejsce to, przypominało raczej ciemną winnicę, położoną głęboko pod ziemią. Czułem zapach stęchlizny, unoszący się w powietrzu, co sugerowało, że już dawno nikt nie odwiedzał tego pomieszczenia. Nikłe światło w tym niezbyt dużym pomieszczeniu dawała jedynie mała, wypalona już do połowy świeca, zawieszona na ścianie. Podszedłem bliżej regału, po brzegi wypełnionymi szklanymi butelkami. Na każdej z nich znajdowała się gruba warstwa kurzu. Sięgnąłem po jedną z nich, jednak zatrzymałem się, słysząc dobiegający z góry trzask. A później następny, tylko jeszcze głośniejszy. Moje ciało zdawało się zareagować instynktownie. Nie miałem pojęcia w którym dokładnie momencie dotarłem do drzwi. Jednak, w momencie gdy przez nie przeszedłem, sceneria znów uległa zmianie. Tym razem znajdowałem się na długim szkolnym korytarzu w busanskim liceum. Tuż przed sobą zauważyłem małą grupę osób, którzy głośno się z czegoś śmiali. Podszedłem bliżej i prawie od razu zastygłem w miejscu, widząc co było powodem ich dobrego humoru. Na ziemi, lekko dygocząc leżał młody chłopak, któremu długie, ciemne włosy zasłaniały połowę twarzy. Wokół niego walało się pełno kartek, w większości wypełnionych estetycznym pismem. Jeden z napastników kucnął, podnosząc kilka z nich i rzucił zgniecionymi fragmentami w bezbronnego chłopaka. Wyciągnąłem dłoń, chcąc go zatrzymać, jednak ona po prostu przez niego przeszła, zupełnie jakby me ciało traciło swą powłokę astralną. Lecz mimo tego napastnik prawdopodobnie wyczuł cień mej obecności, ponieważ chwilę później odwrócił się w moją stronę. Powodując u mnie jeszcze większy szok niż przed kilkoma sekundami.

"Don't you remember me?" Changki - Kihyun x I.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz