Finał Prologu, Część 3

480 33 36
                                    

Miał tylko skoczył do sklepu po papier, ale nieee... Nie można po dobroci! Teraz znajduje się w środku wojny pomiędzy postaciami z gier a resztą wszechświata. Gdy Serek naprawiał zniszczone mechanizmy TARDIS, Eleven chwilowo został uznany za wroga, atakującego planetę, na której się znajdowali. No idealnie.

Wszędzie dookoła znajdowała się masa dziwacznych, małych istot, a konkretne grupy wyglądały całkowicie inaczej od innych. Albo łazili na dwóch nogach, z normalnymi rękami, z normalnymi oczami, albo czasem mieli dwie pary zębów, po lewej i prawej stronie ciała z okiem pomiędzy. Było znacznie więcej dziwnych kombinacji, a Elevenowi bardzo kojarzyły się one z postaciami ze... Spore? Co chwila pojawiało się kilka nowych, dosłownie wyrastających z ziemi. To chyba o tym mówił koleś w radiu, była ich naprawdę masa! Ale nie był to odpowiedni moment na rozkminy, trzeba było skupić się na tubylcach, którzy najwyraźniej wzięli Elevena za lidera całej grupy. Paru mieszkańców stało tuż przed nim, uzbrojonych w zdaje się jakieś pistolety, były to cienkie, krótkie pałki, ale wycelowane w sposób przypominający zwyczajną, ziemską broń palną.

- Hej! Spokojnie! Ja nie mam żadnych... - Mimo prób załagodzenia sytuacji, Eleven i tak stał się celem ataku i gdy pierwsze strzały przyszłych Stormtrooperów ruszyły w jego kierunku, schował się za wielkim cielskiem kamiennego potwora.

- Bestia go ochrania! Zniszczyć ją! - Krzyczał cały czas dowódca tutejszych, a reszta zaczęła strzelać. Jak się okazało, ich broń nie była zbyt silna, jednak powoli a skutecznie była w stanie zniszczyć kamiennego przeciwnika. Na tyle powoli, że zanim udało im się rozwalić lewą rękę istoty, ta zdążyła zaszarżować i porozrzucać ich na wszystkie strony.

Na tym nie skończyły się problemy. Zanim Mateusz mógł się w ogóle obejrzeć, dookoła stały dwie grupy istotek ze Spore, z raczej niezbyt przyjaznymi stosunkami. Połowa z nich była praktycznie obklejona kolcami, druga połowa... Czy to... Napleciory!?

Eleven dobrze pamiętał swoje własne dzieci. Rozpoznałby je z kilometra. Tak wyrosły... Ich kieł był... jeszcze większy. Wyglądali jak prawdziwe, dorodne... istoty. Tyle wspomnień... Razem z Neskotem byli dobrymi rodzicami. Tylko... Nie wyglądało, jakby rozpoznawały własnego ojca.

Hej, Napleciory! - Krzyknął Eleven, wyciągając ręce na boki, gdy wszystkie istotki dookoła zaczęły się na niego dziwnie patrzeć. - To ja! Eleven! Nie rozpoznajecie mnie?

Nie ma to, jak być niezadowolonym z tego, że aplikacja nie zhakowała ci kamerki i nie zapamiętała twarzy ( ͡° ͟ʖ ͡°).

- To ja, chłopaki. No dalej, no! Nie mówcie, że mnie nie pamiętacie. Kto wam robił zeza? Kto wam zakładał szczękę na głowę? To ja, Eleven!

Napleciory chwilę stały w miejscu patrząc po sobie nawzajem. Nie wyglądały na zbyt przekonanych. Za to druga grupa wyglądała na dosyć zniecierpliwioną. Patrząc na istotki Spore, które biegały po okolicy, można było założyć, że niedługo pojawią się następni, próbujący zaatakować Elevena. Nie wyglądało to dobrze, za mało czasu i za dużo przeciwników. Trzeba uciekać albo...

Jak to teraz zrobić? Jak się grało w Spore? Eleven coś kojarzył, zbieranie nowych części, zbieranie DNA, atakowanie wrogich gniazd... Czekaj, było też coś o zaprzyjaźnianiu się z nimi. Tak, można było z nimi jakoś dojść do porozumienia. Tańcząc, śpiewając, pozując chyba czy coś, coś trzeciego było, no nie? Nie pamiętał tego dokładnie, to było dosyć dawno. Nawet nie licząc przygód w TARDISie, to minęło już sporo czasu. Nieważne. Eleven podszedł do Napleciorów, popatrzył jednemu z nich prosto w oczy i... Umm... Jak to szło? Wykonał jakiś dziwaczny taniec, żeby zasugerować im, że chce walki na densy, to były jakieś dziwne, prymitywne wygibasy w grze bodajże, on zaczął przeskakiwać z jednej nogi na drugą i zrobił jeden obrót wokół własnej osi, szalony, a trzeba przyszpanić.

"Trolle w TARDIS" - Fanowski Sezon 1 - Game MasterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz