Rozdział I

6 0 0
                                    

Shiloh nigdy nie miała łatwego życia. Fakt - miała oboje rodziców, brata, znajomych, nie brakowało jej w życiu niczego pod względem materialnym. W jednym wielkim skrócie: miała wszystko, czego wielu normalnych ludzi życzyłoby sobie. Wszystko prócz miłości i zainteresowania.
Jej rodzice kłócili się od zawsze. Do tej pory, ani ona, ani jej brat nie wiedzą, czy robili to myśląc że dzieci już śpią, czy może to wychodziło dopiero wieczorem. W każdym razie państwo Baker kłócili się głównie między godziną 21:30, a 23:00. Shiloh miała kilka zaburzeń, o których nie wiedział nikt inny. Denerwowały ją rożne dźwięki, sytuacje. Nikt nie wiedział, że każdej nocy płakała z powodu wiatru wiejącego na zewnątrz, albo z powodu deszczu dudniącego o okno w dachu. Nikt nie wiedział też, że ta codziennie uśmiechnięta siedemnastolatka pod grubą warstwą makijażu chowa siniaki. Oczywiście, proszę mnie dobrze zrozumieć! Nikt jej nie bił, absolutnie - robiła to sobie sama. Kiedy coś ją denerwowało, albo stresowało, biła się po żebrach, albo twarzy.
Shiloh Baker uczęszczała do nowej szkoły od kilku miesięcy, zaprzyjaźniła się z kilkoma osobami, ale nikomu do końca nie zaufała. Nikomu poza jedną osobą - poza dwoma swoimi nauczycielami. Prowadzili koło teatralne, na które uczęszczała. Naprawdę to kochała, czuła że tylko na scenie może się odstresować i odciąć od wszystkich problemów. Poza tym ta dwójka naprawdę ją motywowała. Drogi czytelniku, czy wiesz o czym jeszcze nie wiedział nikt poza samą Shiloh? O jej zauroczeniu, które poprzez fascynację przerodziło się w miłość. Miłość do pana Stevensa. Dla wielu uczennic był to stary, homo - wariat, ale nie dla niej. Ona kochała go całym swoim sercem, jednak wiedziała, że to się nigdy nie uda. Przecież nigdy w życiu nie chciałaby odpowiadać za rozpad czyjejś rodziny. Czy chciałaby odebrać komuś męża? Ojca? Chciałaby żeby ktoś odebrał go jej? Nie. Dlatego też siedziała cicho i starała się zachowywać normalnie.
Tego dnia Shiloh wstała jak zwykle, wypiła kawę pistacjową, zrobiła dość mocny makijaż, ubrała się, umyła zęby i wyszła z domu. Jadąc autobusem miała ostatnie chwile swojej słabości, już nakładała maskę - przecież umiała to robić doskonale. Shiloh każdego dnia wraz z makijażem nakładała inną twarz. Twarz, która pozwoli przetrwać jej trudne chwile. Miała wiele nieprzyjemności w szkole z powodu plotek i wyrażania własnych opinii. Od tego momentu udawała, że wszystko jest dobrze, a wszystkie swoje sekrety powierzała tylko sobie. Kiedy wysiadła z autobusu na przystanku pod szkołą, automatycznie zaczęła się uśmiechać i witać ze wszystkimi napotkanymi znajomymi. Chociaż jeśli ktoś bliżej przyjrzałby się jej oczom zauważyłby, że są pełne żalu, zazdrości i smutku. Jedyne, co naprawdę ucieszyło Shiloh tego dnia było zastępstwo z jej ulubionym nauczycielem już na pierwszej lekcji. Szybko pobiegła na ostatnie piętro, gdzie zamiast lekcji francuskiego miała odbyć się lekcja historii. Wbiegła do sali, właściwie bez powodu. Po prostu nie było nikogo z kim chciałaby rozmawiać, więc wolała iść do klasy. Jednak w sali historycznej czekał na nią pan Stevens. Jak zawsze idealny w każdym calu. Spojrzał na nią swoimi oczami koloru morza, które mimo upływających lat nigdy nie zmieniły koloru. Każdego dnia, niezależnie od pogody czy nastroju zawsze były takie błyszczące, żywe i roześmiane.
- Podejdź bliżej Shiloh, chciałbym z tobą porozmawiać - powiedział odgarniając z czoła niesforny, brązowy kosmyk. Lubiła jego sposób mówienia i myślenia. Dobrze im się rozmawiało, toteż podeszła bez najmniejszych obaw.
- Jak się czujesz? - zadawał jej to pytanie za każdym razem, kiedy nawiązywali kontakt wzrokowy. Tylko on potrafił odczytać jej emocje.
- Dobrze, tak jak zwykle - odpowiedziała mu.
- To dobrze, czy tak jak zwykle?
- Tak jak zwykle...
- Chcę ci pomóc.
- W jaki sposób? Mi nikt nie może pomóc.
- Mam coś, co rozwiąże wszystkie twoje problemy. Używaj go jak chcesz bez względu na wszytko, czas żebyś pomyślała o sobie i wreszcie była szczęśliwa - podał jej tylko długopis i niewielki notes. - Używaj ich mądrze - dodał.
Chciała spytać o coś jeszcze, ale już nie zdążyła, bo zadzwonił dzwonek. Myślała długo jak ma używać notesu i długopisu, ale wkrótce się o tym przekonała...

WriterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz