Rozdział II

2 0 0
                                    

Shiloh wróciła do domu mając w głowie setki myśli na sekundę. Postanowiła usiąść do lekcji i zapomnieć o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Wyciągnęła angielski i biologię. Odrobienie dwóch przedmiotów zajęło Shiloh około piętnastu minut. Następnie zaczęła robić prezentację na historię.
Powinnam znaleźć jakiś notes i zrobić notatki - pomyślała.
Shiloh bezmyślnie sięgnęła po pierwszy zeszyt z brzegu i długopis. Nagle przypomniała sobie od kogo je dostała.
- To przecież bzdury, żaden długopis i kilka kartek nie są w stanie czynić cudów - szepnęła sama do siebie - A może jednak...?
Otworzyła notes na pierwszej stronie. Wyglądał niepozornie i nie było w nim nic niezwykłego. Niewielki zeszycik z brązową okładką, taką jaką mają ekologiczne zeszyty. Długopis też nie był niczym nadzwyczajnym - czarny ze srebrnymi elementami.
- Nie daj się zwariować Shiloh - uspokoiła sama siebie.
Wzięła do ręki długopis i zaczęła pisać.
Znajdujemy się 1930 roku...
Chwila, co? Na chwilę ją zamroczyło, więc zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła zobaczyła dziwnie znajomy pokój. Niby taki sam, a jednak inny. Siedziała przy biurku i robiła zadania na fizykę.
Po kilku minutach postanowiła zrobić sobie przerwę. Schodząc na dół przeszła obok lustra - nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Przeszła kolejny raz i kolejny i kolejny...
- To przecież niemożliwe - powiedziała sama do siebie.
Shiloh dotykała swojej twarzy, ubrania, rąk i włosów - wszystko było inne, czuła się niezwykle nieswojo we własnym ciele. Tak jakby nie należało do niej. Z domem było podobnie - czuła jakby była we śnie. Ale to nie był sen.
Powoli zeszła na dół, nadal wąchając się przy każdym kroku.
W równie dziwnej, co cała sytuacja kuchni znajdowała się jej mama - tak samo odmieniona.
- Mamo, dlaczego jesteś taka inna? Czemu wszystko jest inne? Gdzie jest nasz dom, poza tym czy ty nie powinnaś być w pracy?
- Czy to jakieś żarty? - spytała pani Baker.
- To wszystko jest dziwne i inne! Mamo wróćmy do naszego starego domu. Powiedz mi co się stało?
- Bredzisz. Masz gorączkę? Może i ciebie ta zaraza dopadła?
- Jaka zaraza? - zdumiała się Shiloh.
- Chodź kochanie, musisz położyć się pod pierzynę, a ja zaraz zrobie ci okłady  - powiedziała miękkim głosem pani Baker.
- Nie chce żadnej pierzyny, ani okładów! Wytłumacz mi, co jest grane!
- Bredzisz w jakimś niezrozumiałym języku. Kładź się do łóżka, zaprowadzę cię.

Dziewczyna leżała w łożku od godziny, próbując pojąć, co się dzieje.
Może to wszytko było tylko snem?
Sięgnęła pod poduszkę i wyjęła pamiętnik. Chwyciła coś podobnego do pióra o zaczęła pisać.
Drogi pamiętniku,
Dzisiaj miałam dziwne wrażenie, że pochodzę z zupełnie innej czasoprzestrzeni. Wszystko wydaje mi się obce, niezrozumiałe i inne niż powinno być. Lekarz, który u mnie był stwierdził, że prawdopodobnie jestem chora, ale ja w to nie wierzę. Jedyne czego teraz chcę to, aby dzisiejszy dzień przestał być taki ponury, chciałabym aby wyszło słońce...

WriterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz