~

347 63 30
                                    

~^~

Tego, co do niej czuję, nie mogę zdefiniować w jednym słowie. Czasem jest to nienawiść, za to, że porzuciła mnie i to, co chciałem jej podarować. Czasem zrozumienie, bo wiem, że nie było łatwo jej przyjąć podarunku. Później szaleńcza miłość, tak mocna, że przez łzy wywołane myślą o niej, nie mogę się uspokoić całą noc. Żal i wyrzuty sumienia, że nie zrobiłem tamtego wieczora nic więcej. A mogłem. Mogłem użyć innych słów, inaczej sformułować wypowiedź, mogłem być bardziej przekonujący, mogłem nie sprawiać wrażenia obojętnego, mogłem... Teraz mogę jedynie kolejny raz powtarzać co byłem w stanie zrobić, a czego nie zrobiłem.

Tworzyła dookoła siebie mur, który chciałem przejść. Nie pozwalała nikomu się do niego dostać, ale ja wiedziałem, że muszę przez niego przebrnąć. Nie dopuszczała do siebie nikogo, a na co dzień zakładała nieprzyjemne maski. Czasem była oziębłą dziewczyną, która na każdą wypowiedź skierowaną w jej stronę, nawet najbardziej wyszukany komplement, odpowiadała ironią i sarkazmem tak dotkliwym, że człowiek zaczynał zastanawiać się nad sensem własnego istnienia. Na początku pokazała się jako chorobliwie nieśmiała introwertyczka, kochająca literaturę i muzykę klasyczną. Miesiąc później obudziła się w niej inna dziewczyna i starała się otworzyć na ludzi, zacząć z nimi rozmawiać, śmiać się i cieszyć z życia. Uśmiechała się, kiedy inni patrzyli, a chwilę później płakała w rękaw, bo nie mogła poradzić sobie ze swoją sytuacją. Po kilku tygodniach obcięła włosy i przefarbowała je na jasny blond, a za kilka dni zaczęła nosić mocny makijaż, by zakryć siniaki na twarzy. Tylko ona jedna wiedziała, co się wtedy z nią działo. Do całej kreacji nosiła ciemną mroczną biżuterię, a na zdjęciach, jakie mi pokazywała, miała sceniczny makijaż, tak ostry, że w pierwszych sekundach nie byłem w stanie jej poznać. W czerwcu żegnałem ją jako szczupłą, uroczą dziewczynkę, z niebieską szamponetką na głowie i krwistoczerwonym uśmiechem na ustach, gdy odbierała swoje świadectwo, zaś we wrześniu była już wychudzoną blondynką z papierosem w dłoni i sińcami pod oczami. Przez dwa miesiące przeszła tak drastyczną zmianę, że myślałem, iż do jej klasy dołączył ktoś nowy. Przez pół roku panował spokój w jej przebraniach, może dlatego, żeby później świat był jeszcze bardziej zachwycony jej nowym wyglądem. Wróciła do naturalnego koloru włosów i przestała nakładać na twarz makijaż, a ludzie mogli ujrzeć jej posiniaczoną i spuchniętą od płaczu twarz w całej swej okazałości. Była drobna, a przez znaczną utratę wagi można było dostrzec wystające kości policzkowe i mocno zarysowaną szczękę. Nie wyglądała groźnie, chociaż może tylko mi się tak wydawało. Widziałem w niej kogoś innego, innego niż wszyscy dookoła. Widziałem w niej tego, kim naprawdę była – z jednej strony dojrzałą emocjonalne dziewczynę, a z drugiej dziecko, które lekko pogubiło się w swoich uczuciach, dziewczynę, która potrzebuje pomocy. Często przyglądałem się jej brązowym oczom, próbując coś z nich wyczytać, ale były tak samo zamknięte na otaczający je świat, jak ich właścicielka. Dwa tygodnie mogłem podziwiać jej naturalną urodę, dopóki żółtymi plamkami na jej ciele nie zainteresowała się szkolna pedagog. Wtedy w jej życiu, oprócz papierosów, pojawił się również alkohol. Nie nadużywała tego trunku, piła tylko w najgorszych momentach, ale i tak ją to wyniszczało. Była zbyt młoda na takie używki. Znów stała się fanką ciężkiego metalu, a nie ułożoną słuchaczką muzyki klasycznej. Przestała się odzywać i odsunęła się od ludzi, z którymi rozmawiała. Nie można ich było nazwać przyjaciółmi – plotowali na jej temat przy każdej możliwej okazji, a ona nie zrywała kontaktu, mimo wielu przykrych sytuacji. Nienawidziła ich, ale tylko ich miała. Wiedziała, że gdy znów będzie siedziała sama na przerwach, kolejny raz przypałęta się do niej psycholog szkolny. A tego nie chciała. Nie przefarbowała włosów, ale przez anemię stała się przerażająco blada, co kontrastowało z jej ciemnymi włosami. Z takim wyglądem po raz drugi żegnałem ją w czerwcu, rok później. A gdy znów zobaczyłem ją we wrześniu, w ostatnim wrześniu, gdy miałem uczyć ją angielskiego, kolejny raz nie mogłem wyjść z podziwu, jak bardzo człowiek może się zmienić. Jej włosy były platynowosiwe i z pewnością nie był do defekt spowodowany wiekiem. Zaczęła używać eyelinera, przez co jej i tak wielkie oczy stały się naprawdę ogromne. Wisiały na niej wszystkie ubrania, a gdy założyła bluzkę z większym dekoltem, widać było jej wystające obojczyki. Uśmiechała się słabo, gdy jej wiedza na temat mojego przedmiotu wielokrotnie przerastała wiedzę posiadaną przez innych uczniów. Ja wtedy posyłałem jej zadowolone spojrzenie i zauważalnie tylko dla niej unosiłem kąciki swoich ust. Pięknie wyglądała w tych siwych, babcinych włosach. Sięgały jej do ramion, a ona często zaczesywała je za ucho, w skupieniu czytając książkę na podłodze przy kaloryferze.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 16, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

KwintesencjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz