Rozdział 1 - Nowa

22 4 7
                                    



Właśnie weszłam do szkoły. Wielka akademia zachwyciła moje oczy. Rozejrzałam się. Co chwila gdzieś na końcu korytarza ktoś przechodził. Poszłam więc przed siebie. Po chwili zatrzymałam się przy jednym z wielkich okien. Na terenie Akademi znajdował się piękny ogród. Nie mogłam oderwać oczu od soczysto zielonej trawy, pięknych, kolorowych kwiatów i ptakach odzianych w jaskrawe barwy. Można by patrzeć bez końca.
- Ej! Zielona! - usłyszałam za sobą.
- Tak? - zapytałam?
- Fajne żelazne buty - zarechotali.
Niestety. Z moich paznokci i porów w skórze na stopach i dłoniach wydobywa się fioletowa substancja, która rozpuszczała wszystko poza żelazem. Dlatego nosze buty i rękawice zrobione z tego metalu.
- Może my je trochę ponosimy? - zapytali z szyderczymi uśmieszkami.
- Nie.
- Oj lala nie prowokuj nas.
Cofnęłam się i próbowałam uciec. Jednak udało im się mnie złapać, zdjąć moje buty i wyrzucić je przez okno. Następnie oni odeszli sobie śmiejąc się i unosząc głowy dumnie niczym paw. No pięknie. Jeśli się nie pośpieszne to jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że odwiedzę jądro ziemi. Podniosłam się i zaczęłam biec na dół. Jednak zostawiłam za sobą ślady w postaci plam stóp, które wyżerały marmurową podłogę. Po drodze jeszcze wpadłam na kogoś, substancja chlapnęłam i spaliłam chłopakowi bluzę. Nagle ktoś inny podszedł do mnie i sarkastycznie powiedział:
- Uważaj bo szkołę spalisz - a może to jednak nie był sarkazm.
- To nie moja wina! Chłopaki z starszej klasy wyrzucili moje buty za okno!
- Idioci - odparł.
Ja zdziwiona, dalej podskakują patrzyłam co dalej będzie. Wskakują z powrotem do środka chłopak trzymał moje buty. Miły jest. Fajnie, że chociaż ktoś ode mnie nie ucieka z krzykiem. Założyłam je z powrotem. Przestałam robić  nowe dziury w podłodze ale zostały stare. Oj woźny mnie chyba zabije a z tego co słyszałam to do najmilszych nie należy. Każdy się go tu boi. Ciekawe dlaczego. Naprawdę jest taki straszny? Może tylko takiego gra. Wyrwałam się z zamyślenia i spojrzałam na chłopaka, który mierzył mnie wzrokiem i z uśmiech powiedziałam do niego:
- Dziękuje.
- Nie ma za co - odpowiedział.
- Jestem Sandra Tos - podałam rękę.
Nie uścisnął jej. Pewnie się bał, że go poparzę.
- Miło cie poznać. Jestem Zeo - powiedział.
Po chwili podeszło do mnie dwóch innych uczniów, pytali się o moją toksyczność, w której jestem klasie, z kim mam pokój. Okazało się, że z taką jedną bardzo uroczą i ciekawą dziewczynką. Zauważyłam, że Zeo siedzi na parapecie trochę dalej. Podeszłam lecz ten zaczął odchodzić.
- Zaczekaj! Zostań.
On się odwrócił i spojrzał na mnie zdziwiony. Tak jakby słyszał to po raz pierwszy.
- Nie chcesz zostać? - zapytałam.
- Na nic się nie przydam. Zresztą i tak większość ludzi z tej szkoły się mnie boi - odpowiedział.
Jego się boją? Niby co z nim jest nie tak? Wygląda normalnie, jest miły i uprzejmy.
- Dlaczego? - zapytałam nie ukrywając zaciekawienia.
- Oprócz tego, że wszystkich dziwi, to, że zasłaniam cały czas twarz... Większość osób boi się moich mocy... Moja ślina jest toksyczna... Dlatego noszę maskę... Gogle noszę, bo moje oczy świecą w ciemnościach... A kaptur mam ze względu na włosy... Są toksycznie zielone, przez co jestem wyśmiewany... - mówił to z takim bólem, że aż serce bolało.
- Ja też jestem toksyczna. Staram się nie przejmować ich uwagami.
- Mówią na mnie jaszczur bo mam taki język.
- Na mnie mówią toksyczna. Nie martw się. Ja cie lubię.
- Naprawdę? - powiedział nie dowierzając.
- Tak.
Piękne widoki, wywalenie moich butów za okno, zabawy z toksycznością i nowy przyjaciel o podobnych zmartwieniach co ja. Czym jeszcze zachwyci mnie ta akademia?

Akademia Where stories live. Discover now