Wychodząc przez bramy laboratorium pracującego dla rządu USA, prowadzącego" ściśle tajne" badania na obiektach nieznanego pochodzenia, zastałem bardzo brzydką pogodę. Idealnie opisywała mój aktualny stan psychiczny ,który chwile temu został zrównany z zimną ,twardą ziemią.
"Nie wiecie co nadchodzi" krzyczała ,kiedy siłą wyprowadzali ją z celi. Nie mogłem nic zrobić ,ale próbowałem ,nie jestem przecież bezdusznym człowiekiem jak Ci, którzy agresywnie byli nastawieni w stosunku do niej.
I za to ludzkie zachowanie zostałem obezwładniony i dosłownie wyrzucony za drzwi.
Tak jak się wyrzuca psa ,który nasika na dywan. Albo kota ,nie to głupi przykład. Przecież nieważne jak złą czy paskudną rzecz zrobiłby kot i tak go kochamy i nie mamy serca wywalić. Chyba ,że ktoś jest poważnie paskudny,okrutny i bez serca.
C h y b a ,że ktoś naprawdę jest szajbnięty i przerabia je na ciasteczka. No co ? Na świecie jest 7 miliardów ludzi ,a każdy jest inny i ma inny gust kulinarny co nie ?Zmierzając do głównych bramek ,przy których żołnierze niechętnie sprawdzali legitymacje ludzi ,wjeżdżających na teren kompleksu , mijałem żołnierzy ,od szeregowych aż po sierżantów i majorów. Gdzie nie gdzie przejeżdżały ,większe lub mniejsze wojskowe furgonetki ,a ludzie w żółtych skafandrach nieśpiesznie przenosili srebrne walizki i skrzynie z naklejkami w kształcie trupich czaszek.
Krople deszczu leniwie opadały na bezduszny beton.
Nie dali mi nawet okazji porozmawiać z ojcem ,który pracuje jako analityk medyczny ,mający wstęp do większości sektorów na terenie laboratorium ,dlatego wprowadził mnie do strefy najbardziej strzeżonej i ukrywanej przed światem ,zwaną "Strefą XR-158"
Teoretycznie jej w ogóle niema.
W oczach świata to co tu się dzieje nie istnieje ,jest nie dostępne dla tych ,nic nieświadomych ludzi.Nagle wszystkie moje głupie problemy ,kłótnia z dziewczyną , zacinający się telefon ,przerywający filmik na YouTubie ,gnijący kawałek pizzy pod łóżkiem stały się jak pestka arbuza w porównaniu do autobusu.
Poczułem się jak jedno malutkie ziarenko piasku w bezkresnym morzu wszechświata. Nic nieznaczące ziarenko ,niczym się niewyróżniające i na nic niemające wpływu. To uczucie jest podłe.To że wkurzenie się na cały świat i obrażenie go ,czy zwalenie całej winy nic nie da ,bo on ma to w d u p i e.
Tak.
Gdzieś tam na samym końcu, nie skończonej otchłani odbytu.
"Niczego nie dotykaj" ostrzegł mnie ojciec przed wejściem do strefy ,grożąc przy tym palcem. Ale problem leży zupełnie w innym miejscu ,ma inną podstawę i motyw ,ponieważ to mnie to wszystko dotknęło.
Zmusiło do myślenia ,a to boli.
Do uświadamiania sobie rzeczy, które nigdy mi nawet przez myśl nieprzeszły."Musze uciekać" ostatnie słowa ,które wyszły z jej ust zanim pomarańczowa substancja ze strzykawki ,wpłynęła do układu krwionośnego.
Zanim jej delikatne ciało bezwładnie upadło na zimną ,betonową posadzkę.Nerwowo skubałem kartki w notesie ,przypominając sobie wczorajsze wydarzenie i totalnie ignorując wykład pani ,o obliczeniach stechiometrycznych.
-Dallas ?
-Obecny -odpowiedziałem bez zastanowienia, a po klasie przeszedł stłumiony chichot.
-Wiem , zadałam pytanie - podniosłem wzrok natykając się na twarz lekko zdenerwowanej Pani Peterson. Kobieto ,jak możesz zadawać mi tak głupie i przyziemne pytanie ,kiedy ja tu rozmyślam nad bardzo istotnymi sprawami wszechświata ?
Myślenie o tym wszystkim co dzieje się po za naszą świadomością to już nie nauka a wyobraźnia. W takich wypadkach nauka absolutnie niema nic do gadania.
A czymże ona jest ?
Jest zamkniętym kołem wiedzy ,którego nie da się ruszyć ,pod żadnym pozorem nie wolno wyjść poza jego obrzeża. Niema mowy o przekroczeniu cienkiej granicy między tym co naukowe ,a wyobrażone ,bo nauka zaczyna się wtedy ,kiedy jesteśmy w stanie
coś u d o w o d n i ć. Bo po jakiego grzyba trzeba na siłę szukać bezsensownych argumentów, skoro można w to po prostu uwierzyć ?
Ale wiara to już kolejna rzecz ,która przerasta naukę."Uwierz" powiedziała moja matka na łożu śmierci. Słowo ,które niema większego sensu ani głębszego znaczenia. Ale jednak słowo wypowiedziane w takich a nie innych okolicznościach nabiera istotnej fabuły , zachowana jest głębia ,przekaz i wydźwięk jaki za sobą niesie.
-Chcę i muszę tam wrócić- Zabrzmiało to jak ostry rozkaz, skierowany do mojego ojca.
-Absolutnie -Jego odpowiedź była tak sucha i bez emocji jakby przynajmniej od wczoraj ,bez przerwy ćwiczył wypowiadanie słowa "absolutnie". Absolutnie ,absolutnie ,absolutnie ,absolutnie....
-Bo ? -Cisło mi się na usta "ale dlaczego nie" ale zabrzmiał bym jak pięciolatek ,któremu tatuś nie kupi lizaczka.
-Znasz odpowiedź - Znam i brzmiała "Bo nie" czyli odpowiedź zajmująca pierwsze miejsce na mojej liście "znienawidzonych odpowiedzi mojego ojca" -Po co?
-Ta niebieska dziewczyna
-To nie jest człowiekiem -powiedział stanowczo ,przerywając mi.
-Co ? To według ciebie jak wyglądała ?
-spojrzałem na niego podejrzliwie. Ale mój wzrok nie potrafił wygrać z jego groźnym spojrzeniem ,zauważyłem że mam brudne Nike.-Jak hybryda- Kolejna wyćwiczona odpowiedź ,wypowiedziana bez zastanowienia.
-No bez jaj - Mocno wydmuchałem powietrze ,nadając dramatyzmu i jeszcze bardziej wkurzając tym ojca.
-Dość !
-Nie. Ciężko ogarnąć tak prostą rzecz ? Che z nią tylko porozmawiać.
-To nie umie mówić - Słowo "to" odbijało się w mojej głowie jak puste ,pozbawione sensu echo.
-Proszę -Tak ,to jest myśl ! Wezmę go na litość.
-Brzmisz jak twoja matka.
-O co Ci chodzi ?
-Twoja matka...- Czyli znowu zaczyna się tą przejmującą opowieść o jej śmierci. Podróż samochodem ,wypadek ,szpital ,gangrena ,śmierć. Nie dramatyzujmy.
-Naprawdę ,nie musimy do tego wracać tysięczny raz. Czy to jest twój jedyny argument na... hm... wszystko ?
-Nie -Wbił wzrok w drewnianą podłogę ,wyglądał na zmartwionego choć to nie w jego stylu.- Masz już swoje 19 lat- Miło że pamiętasz tato.- Ale historia śmierci twojej matki ,którą znasz to kłamstwo wymyślone na potrzebę zaspokojenia ciekawości ośmioletniego Camerona.
Pracowała razem zemną, choć zajmowała wyższe stanowisko. Kiedyś ruszyło się jej sumienie i podobnie jak ty ,własnie teraz, chciała pomagać. "Pomagać". -prychnął pod nosem a na twarzy zagościł złowrogi uśmieszek. Odwrócił się na pięcie i tak po prostu wyszedł. W Y S Z E D Ł. Wyszedł zostawiając mnie w totalnym osłupieniu.Moje myśli plątały się jak chmara komarów ,które niewiedzą co mają z sobą zrobić i lecą a każdą stronę ,czasem wracają i tak w kółko. Miałem wrażenie ,że z moich uszu wyleci para z wściekłości ,podobna do tego z czajnika.
Emocje ,myśli ,uczucia ,wszystko się wymieszało ,to jakby wrzucić do blendera banana ,jabłko ,grusze ,zmiksować i zrobić bananowo-jabłkowo-gruszkowego szejka złości ,gniewu ,furii z nutką irytacji.