Przez następny tydzień nie wychodzę z łóżka z wymówką, że się przeziębiłam. Nie miałam ochoty iść do szkoły, patrzeć na moje przyjaciółki i udawać, że jest dobrze, że ta cała sytuacja nie zrobiła na mnie żadnego wrazenia. A przede wszystkim nie miałam ochoty oglądać jego. Zamiast tego leżałam zakopana pod kołdrą, skutecznie odganiając od siebie nieprzyjemne myśli serialami. Nie wspominając o dwóch tonach opakowań po ciastkach walających się po podłodze. Bardzo produktywnie spędzony czas. Ale bylo mi tak dobrze, ciepło i wygodnie.
Dlatego skrzywiłam się po przeczytaniu sms'a od Michelle, że razem z Leah jadą po mnie i zabierają mnie na imprezę.
Pierwsza i podstawowa zasada: Alice nie lubi wychodzić z domu. Mam alergię na wszelkiego rodzaju spotkania ze znajomymi, które wymagałyby ode mnie ruszenia tyłka z kanapy. Mogłabym spędzić większość życia w pokoju. Serio. Mój wskaźnik aspołeczności zaczyna oststnio osiągać apogeum.Wzdycham ciężko i wstaję z łóżka żeby się ogarnąć. Wiem, że nie ma sensu się z nimi kłócić. Czy będę tego chciała czy nie i tak pojadę na tą imprezę. Wierzyły, że to jedyne co mogły dla mnie zrobić jako moje przyjaciółki. W każdym przygłupim czasopiśmie, książce bądź serialu impreza po rozstaniu to rytuał oczyszczenia. Zupełnie jakby uchlanie się, a potem zeszmacenie w toalecie miałoby komukolwiek pomóc. Ale wiedziałam, że dziewczyny chciały dobrze. Dlatego kiedy podjechały pod mój dom, wskoczyłam do auta i zdobyłam się na radosny uśmiech.
Widziałam ich krytyczne spojrzenia w stronę mojego ubioru, jednak żadna go nie skomentowała.- Gotowa, żeby dzisiejszej nocy zapomnieć o Joshu? - zapiszczała Leah. Przybrałam najbardziej radosny ton głosu jaki byłam w stanie i odkrzyknęłam.
- I to jeszcze jak!
- I o to chodzi! Zuch dziewczyna - dorzuciła Michelle i obie zaczęły chichotać radośnie. Ruszyłyśmy z piskiem opon, podczas gdy mnie żołądek podchodził do gardła.
Muzyka dudni mi w uszach, a neonowe światła walą po oczach, sprawiając, że przyciskam sobie palce do skroni. Obserwuję szalejącą wokół mnie zabawę, pary zataczające się na parkiecie lub przyciskające się do siebie w akcie czegoś co chyba miało przypominać pocałunek. Rozlane piwo i tony petów pod moimi stopami, wprawiają mnie w obrzydzenie. Przyciskam się do ściany najmocniej jak się da, w nadzieji, że jeśli naprawdę się postaram to stopię sie z nią i zniknę. Dym papierosowy szczypie mnie w oczy i przyprawia o zawroty głowy. Muszę stąd wyjść. Kieruję się korytarzem w stronę bocznych drzwi, mijając obściskujące się pary. Jeszcze chwila. Tylko mała chwilka.
Wypadam przez drzwi na ulicę, chłonąc orzeźwiające, zimne powietrze. Opieram ręce na kolanach i pochylam się do przodu, czując jak zawartość żołądka podchodzi mi do gardła. Mrugam kilka razy, uspokajając oddech i wtedy dobiega mnie ciche parsknięcie. Obracam się, a przy drzwiach kuca nie kto inny jak moja wcześniejsza pocieszycielka.- No proszę proszę, moja królowa dramy we własnej osobie. - rzuca mi rozbawione spojrzenie, gasząc papierosa o ziemię.
Kiedy wstaje, karcę się cicho w myślach za mój dzisiejszy wygląd. Dżinsy i za duża granatowa bluza wyglądają żałośnie w porównaniu z jej czarną sukienką. Przez moje zamiłowanie do słodyczy nigdy nie noszę tak obcisłych rzeczy, jednak jej figura prezentuje się w niej idealnie. Nie mogę oderwać od niej wzroku kiedy podchodzi do mnie powoli, a jej biodra kołyszą się na boki. Moje IQ jest w tym momencie na poziomie warzywa. Dzielą nas centynetry, a jej ciepły oddech owiewa moje policzki kiedy się odzywa.
- Dość się już napatrzyłaś?
- W..wcale nie patrzyłam - jąkam się, spuszczając głowę na dół. Brawo, super Alice, udało ci się złożyć całkiem sensowną wypowiedź, tak trzymać.
- Jaasne. Co ty tu w ogóle robisz?
- Imprezuję z dziewczynami.
- Taak, właśnie widzę - prycha - Chyba niezbyt wychodzi Ci to imprezowanie. Więc spytam jeszcze raz, co tu tak właściwie robisz?
- Nie wiem cholera!
Nie chciałam tu przychodzić od samego początku, to zupełnie nie w moim stylu. Czuję narastającą we mnie złość, mogłam leżeć sobie teraz w ciepłym łóżku i oglądać moje ukochane seriale, opychając się przy tym ciastkami. Jestem zmęczona i poirytowana, a stojąca przede mną dziewczyna wygląda jakby miała ochotę mnie jeszcze trochę pomęczyć. Odsuwam się od niej na kilka kroków z zamiarem odejścia kiedy łapie mnie za ramię.
- No już już, nie denerwuj się - uśmiecha się przepraszająco, puszczając mnie - Już wiem, chodźmy coś zjeść! Jedzenie jest dobre na wszystko!
Odwraca się i rusza przed siebie, nie oglądając się na mnie. Podążam za nią wzrokiem, zastanawiając się co mam zrobić. Po chwili jednak ruszam za nią, krzycząc
- Hej, jak ty masz w ogóle na imię?!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Resztę wieczoru spędzam z Loren w barze, jedząc frytki i popijając colą. Dziewczyna miała rację, jedzenie jest dobre na wszystko. Cicha muzyka wypływa z głośników i jest to naprawdę miła odmiana po kilku godzinach spędzonych w dyskotece. Napycham sobie buzię frytkami, podczas gdy Loren zanosi się śmiechem widząc moje obżarstwo. Opieram głowę na rękach i obserwuję ją, kiedy sama napycha sobie buzię po brzegi. Nasz śmiech zwraca uwagę wszystkich ludzi w lokalu, ale nie przejmuję się tym. Już od progu wszystkie spojrzenia skierowane były w stronę Loren w jej kłusej kreacji. Taka już chyba jest. Onieśmiela swoją obecnością i zwraca na siebie uwagę wszystkich, jednocześnie sprawiając, że czujesz się przy niej niezwykle odprężony. Poza tym jest ciągle uśmiechnięta, a buzia jej się nie zamyka. W ciągu ostatnich dwóch godzin dowiedziałam się o niej tyle, że nie byłam w stanie wszystkiego spamiętać. Jest starsza ode mnie o rok i chodzi do tej samej szkoły co ja. W tym roku ją kończy, ale nie przejmuje się zupełnie egzaminami, bo jak to ujęła "głupi ma zawsze szczęście". Marzy o tym, żeby pracować jako przewodnik turystyczny, dlatego też zaraz po zakończeniu roku wyjeżdża, żeby pozwiedzać świat. Jej oczy błyszczały, gdy opowiadała mi o miejscach, które chce zobaczyć, wymieniając przy tym miliony przedziwnych nazw, których nigdy wcześniej nie słyszałam.
Najbardziej na świecie kocha kawę i swojego kota Theodora. Tak, nadała mu imię na cześć postaci z bajki, ponieważ uwielbia je oglądać.
W porównaniu z nią, moja osoba wydała mi się strasznie nieciekawa. Oprócz uzależnienia od jedzenia i mojego laptopa, do głowy nie przychodziły mi żadne istotne informacje na mój temat. Więc na większość pytań Loren odpowiadałam wzruszeniem ramion, czym zdawała się kompletnie nie przejmować.- Ty naprawdę lubisz jeść - zaczęła się śmiać, kiedy wróciłam do stolika z dwoma pączkami.
- Cóż, jeśli chodzi o mnie i jedzenie, to jesteśmy naprawdę szczęśliwą parą - odpieram, podając jej drugiego pączka i sama wgryzając się w swojego. Uśmiecham się błogo, czując słodki smak lukru i oblizuję usta.
- Właśnie widzę - śmieje się, zcierając resztki lukru z mojej twarzy.
Wspominam jej dotyk, kiedy leżę w łóżku tego samego wieczoru. Myślę o jej uśmiechu, który mi posłała na pożegnanie i o tym co powiedziała odchodząc.
Do zobaczenia.
Te dwa proste słowa napawają mnie takim szczęściem, że aż mam ochotę krzyczeć.
Kiedy? Kiedy znów Cię spotkam Loren?
Delikatny uśmiech błąka się po mojej twarzy, kiedy przymykam oczy i wtulam się mocniej w poduszkę. I jeszcze na moment zanim odpływam, przychodzi mi do głowy myśl, że jest to pierwsza noc od tygodnia, podczas której nie płaczę.
CZYTASZ
Lovingly (ZAWIESZONE)
RomanceW deszczowy, pochmurny dzień, spotkałam dziewczyne która nosiła ze sobą słońce. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ To pierwsze moje opowiadanie i mam nadzieję, że zostanie ono cieplutko przyjęte ^^ Jak na razie będzie się pojawiać nieregularnie, ponieważ us...