Randka

35 5 18
                                    

   Koncert był rewelacyjny. Zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie miałam okazji być w pierwszym rzędzie. Postanowiłam nacieszyć się tą chwilą, ale myśli nie dawały mi spokoju.

   Może uda mi się wyjść zanim John mnie zauważy? Byłoby super...  A może fajnie będzie się z nim spotkać, choćby dlatego, że jest przystojny. Przecież lubię wyzwania.  Ale to nie zmienia faktu, że jest dla mnie zupełnie obcy i może się okazać jakimś psycholem. Różnie w życiu bywa - zamyśliłam się, zamiast cieszyć się ostatnim utworem mojego ulubionego wokalisty.

   Rozejrzałam się wokół z nadzieją, że uda mi się ukryć w tłumie. Byłam niska, więc nie było to takie trudne. Szturchnęłam znacząco Zarę na znak, żeby wyjść zanim piosenka dobiegnie końca. Spojrzała na mnie lekko rozczarowana, ale miała u mnie dług, więc poszła ze mną. W końcu to dzięki mnie byłyśmy tak blisko sceny.

- Chcesz zwiać przed tym chłopakiem? - Spytała trochę zdziwiona.

- Chyba nie myślisz, że gdziekolwiek z nim pójdę. Załatwił nam miejscówki i to by było na tyle. - Oburzyłam się.

- Przecież jeszcze wczoraj wieczorem mówiłaś mi przez telefon, że chciałabyś mieć chłopaka. - Sugerowała, żebym się z nim spotkała.

- To było wczoraj, dzisiaj już nie chcę - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę bramek wyjściowych, gdzie na szczęście nie było już żadnego ochroniarza.

   Zadowolona, że udało mi się ukryć przed Johnem, pognałam w stronę samochodu, czyli jakiś kilometr, bo parking na którym stałyśmy był ogromny. Było ciemno. Przyświecałam sobie drogę latarką w telefonie, jednak po kilku minutach bateria mi padła.

- Czekałem na ciebie- odezwał się głęboki głos. Nie byłam w stanie zobaczyć jego właściciela, ale widziałam przynajmniej zarys postaci. Tego nie przewidziałam.

- Dzięki za to, co dla nas zrobiłeś, ale nie mogę z tobą nigdzie iść. Komórka mi padła i znając moją mamę to dzwoniła już jakieś trzy tysiące razy. Zwłaszcza, że jej nie powiedziałam, że gdzieś jadę. - Wyolbrzymiałam trochę, Wiedziałam, że mama jest w pracy, a nawet jeśli było by inaczej, z pewnością by nie zadzwoniła. To nie tak, że się nie interesowała. Po prostu zdarzało mi się już wracać późno, ale zawsze wracałam. Tego się trzymałyśmy.

- Wiem, kiedy dziewczyna kłamie. I wiem też, że w waszym języku "nie", znaczy "tak", więc chyba wszystko już ustalone. Pojedziemy coś zjeść, a potem odwiozę cię do domu - oznajmił.

   Nie pytał o zgodę. Nie wahał się. Po prostu oznajmił. Jak bym nie miała nic do powiedzenia.

- Ale ja nie jestem głodna - próbowałam się bronić, ale w tym momencie mój pusty żołądek wydał z siebie przeraźliwie głośny dźwięk protestu.

   Spojrzał na mnie z lekką drwiną.

- A nie mówiłem? "Nie" znaczy "tak". - Uśmiechnął się spoglądając na zmianę to na mnie, to na swój czarny motocykl. Wtedy wpadłam na ostatnie, czym mogę się sprzeciwić.

- Nie mamy dwóch kasków - powiedziałam zadowolona, że nigdzie nie pojedziemy.

- Ten kask jest dla ciebie, słonko. Ja nie używam takich głupot.

   Nieco mnie zamurowało jego drastyczne podejście. Chyba nie wiedział, czym ryzykuje jeżdżąc bez kasku.

- Dobra, ale chyba ja też mam tu coś do powiedzenia - odezwała się Zara, o której obecności zapomnieliśmy. Nie więcej niż 100 km/h i nie później niż dwunasta w nocy. Rzuciła mu znaczące spojrzenie, jakby była moją matką, poklepała mnie po ramieniu, wsiadła do swojego samochodu i odjechała, jak gdyby nigdy nic. Tego się po niej nie spodziewałam.

Ostatni razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz