Na zawsze

503 56 7
                                    

  Dlaczego los nie może dawać wszystkim tego, co najlepsze?

Ponieważ wtedy, dla niego zostałyby te złe rzeczy i go zniszczyły.

I wtenczas na świecie byłoby samo zło.

I świat by umarł.

A tak, to umierają   t y l k o   ludzie.

Co z tego, że ci najlepsi.

***

- Żyj! – krzyknęła Nadzieja.

- Bez ciebie nie potrafię – odparło cicho Życie.

***

  Świeciło słońce, niebo było bezchmurne i idealnie błękitne. Delikatny wiatr bawił się przydługą trawą, od czasu do czasu wwiewając złoty piasek z wąskiej dróżki w jej źdźbła. Wąską dróżką zaś podążał młody chłopak, o przysłaniającej brązowe oczy grzywce i porcelanowo bladej skórze. Pomimo świetnej pogody miał na sobie zasuniętą pod samą szyję bluzę i długie spodnie z grubego jeansu. Tulił do klatki piersiowej obfity bukiet białych goździków w jasnofioletowym papierze. Był już blisko swojego celu, właściwie o krok od skromnego budynku w kształcie sześcianu.

  Starannie wytarł podeszwy sportowych półbutów przed przekroczeniem progu i od razu skierował się na lewo, by już po krótkiej chwili stanąć przed ścianą. Ścianą składającą się z obudowanego, szklanego regału. Uśmiechnął się do zdjęcia przyjaźnie uśmiechniętego bruneta. Patrzył mu trochę w oczy, ale potem zamrugał prędko i wciągnąwszy między zęby wnętrze policzka, pochylił się do ciężkiego wazonu, w którym stały przywiędłe już odrobinę kwiaty sprzed dziesięciu dni. Wyciągnął je, zastępując tymi świeżymi i ponownie zerknął na zdjęcie bruneta, tym razem samemu rozciągając suche wargi w ciepłym uśmiechu.

  Stary bukiet zbyt oficjalnych lilii wylądował w koszu, a czarnowłosy chłopak ponownie przed zdjęciem. Opierał czoło o chłodną powierzchnię, czasami zerkając w oczy tego uśmiechniętego na obrazku. Łzy spływające po jego jasnych policzkach wcale nie znaczyły o rozpaczy, chociaż gdzieś w głębi serca ją miał. Ale trwał nie złamany i również się uśmiechał, bo wiedział, że tamten to lubił.

                                                                                             ***

- Wiesz, że nigdy nie byłeś słaby. Nawet wtedy, kiedy zostałeś pokonany. Po prostu on był silniejszy. Nadal cię kocham, nie ma innej opcji. Nadal słyszę twój głos przy uchu, nadal czuję twój dotyk, wybacz mi, że jestem tak miękki i ci to pokazuję, ale bez ciebie jest tak trudno. Wiem, że jesteś tuż obok, ale i tak mi mało. Przepraszam, Jiminnie.

Yoongi oparł jedną dłoń na ciemnej szybie, jakby chciał pogłaskać go po policzku.

- Tak bardzo lubiłem to robić, pamiętasz? Ja pamiętam. Najbardziej lubiłem to robić, kiedy się uśmiechałeś. Uwielbiałem czuć pod palcami twoje piękno, twój uśmiech i ciepło twoich rumieńców. Twój uśmiech... Jimin-ah... To była najpiękniejsza rzecz, jaką obdarował mnie los, wiesz? Nie wiem jak bardzo bym się stoczył bez ciebie z uśmiechem na ustach. – Kąciki jego ust znów powędrowały do góry pod wpływem wspomnień. Przesunął palce tak, żeby dotykały warg Jimina na oszklonym zdjęciu. – Moje całe szczęście. Mógłbyś mnie wyrwać z piekła tym uśmiechem, Jimin-ah.

Pociągnął nosem.

- Nienawidziłem wszystkiego, gdy zamieniałeś uśmiech na łzy. Naprawdę. Nie wiem czemu, ale kiedy się wzruszałeś, to też. Twoje łzy i twój smutek były jak strzały wycelowane w moje serce. Znowu myślę tylko o sobie... Jestem ci tak wdzięczny za to, że kiedy gasłeś, to nie płakałeś. Chyba zrobiłeś to, bo zbyt dobrze mnie znałeś i przez to, że byłeś zbyt dobry. W przeciwieństwie do mnie, prawie nigdy nie myślałeś o sobie, tylko o mnie. Ech, Jimin... Nigdy się nie poddałeś, słońce. Nie uległeś, kiedy przyszedł przeklęty czas, nie płakałeś. Nie przegrałeś. Nie chciałeś, żebym poszedł za tobą niewłaściwą drogą.

remember you || yoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz