Wake Up |T.E

294 27 23
                                    

  Zaniepokojony telefonem przyjaciela blondyn, z prędkością dźwięku znalazł się w miejskim szpitalu. Zdyszany o mało nie wywrócił się podbiegając do niewysokiego bruneta, którego o mały włos nie zrównał z ziemią.

-Co się... Co... Się... - wysapywał

-Oddychaj Tris, oddychaj... Wdech, wydech i tak w kółko. - powiedział brunet

-Ciebie to śmieszy?  - odpowiedział zdenerwowanym głosem - Co się stało? Gdzie ona jest? Co z nią?

- Wszystko w porządku... No prawie... Śpi - wypowiadał drapiąc się po głowie.

- Śpi? Spać może w swojej sypialni... Ewentualnie w mojej, nie w szpitalu! - wybuchnął

- No dobrze, uspokój się... I najlepiej usiądź.

- Nie mam czasu na grzanie kawałka plastiku, mów co się stało i dlaczego nie ma obok Ciebie Mel!

Bradley, Bo tak zwał się brunet poprawił burzę loków na swojej głowie, po czym wskazał dłonią na szklane drzwi za blondynem.

  - Mel jest tam i... Leży w śpiączce... Bo

- Co!?

- Możesz mi łaskawie nie przerywać?
Mówiłem, żebyś usiadł.

- Nie chcę siedzieć!

Brunet westchnął, ale po chwili przerwy kontynuował

- No więc Mel jest w śpiączce, bo ona jak i jej instruktor znaleźli się pod kołami ciężarówki, której nie zauważyli, widziałem ten wypadek, zadzwoniłem po pomoc, a kiedy dowiedziałem się, że nie ma lepszego wyjścia od śpiączki, wykręciłem Twój numer - odetchnął.
- Tris? Tristan!? - pomachał mu dłonią przed oczyma.

- ... Kiedy ona się obudzi?

- Nie mam pojęcia, ale właśnie idzie tu ktoś, kto prawdopodobnie będzie coś wiedział. - Stwierdził Bradley wzrokiem wędrując za postać przyjaciela.

Blondyn odwrócił się na pięcie, zatrzymując swój wzrok na staruszku w białym kitlu. Chciał go zatrzymać, ale w tym samym momencie do uszu wszystkich żywych istot w promieniu kilkuset metrów dotarł przeraźliwy pisk szpitalnej machinerii, który wprawił lekarza w ruch szybkością porównywalną do rozpędzonego ogiera.

- Spokojnie, Melanie leży w sali obok- Brad poklepał przyjaciela po ramieniu i jeszcze raz pokazał mu palcem pomieszczenie, w którym spała dziewczyna.

- Ja tu tak dłużej nie wytrzymam... Myślisz, że mogę ją zobaczyć?

Brunet w czarnych rurkach wzruszył ramionami i nawet nie zdążył się odezwać, kiedy blondyn zniknął za szklanymi drzwiami.

                            

Tristan ujął jasną dłoń dziewczyny i przybliżył ją do swoich ust całując jej wierzch. Nie wierzył, że zapadła w tak głęboki sen... I, że nie obudzą jej zapach świeżo parzonej kawy i dźwięki ulicy zza okna. Przerażała go nieznana ilość czasu, którą musiał przeżyć bez niej u boku, bez jej śmiechu i godzinnych pogadanek, które podnosiły go na duchu, kiedy ten obumierał.

- Wstawaj, no dalej, obudź swoje śpiące serce... - wyszeptał.

Kilka minut po tym do sali wpadł lekarz - maratończyk  w podeszłym wieku, podszedł do blondyna i wszystko mu wytłumaczył.
Staruszek nie był jednak w stanie określić kiedy i czy w ogóle dziewczyna się wybudzi... Wszystko zależało od niej.

Po wyjściu lekarza, w pomieszczeniu znalazł się Bradley, zerknął na Mel, a następnie na swojego przyjaciela... Czuł się okropnie widząc jego przybity wyraz twarzy.
Podniósł krzesełko stojące obok sąsiedniego łóżka, a następnie zajął miejsce obok załamanego blondyna...

I tak czekali, siedząc przy niej i nie odchodząc dalej niż do szpitalnej toalety czy automatu z kawą...

                               +++

- Brad, ja tutaj zwariuję... Ile to jeszcze potrwa? - Jęknął Tris.

- Mówiłem Ci żebyś pojechał do domu odpocząć...

- Ehh, nie o to chodzi - przerwał mu.
-Nie potrzebuję odpoczynku. Potrzebuję Mel, mojej małej Melanie. Potrzebuję jej iskierek w oczach i słodkiego głosu... Po prostu jej. Muszę coś zrobić, muszę ją jakoś obudzić... A ty masz mi w tym pomóc.

Brunet powyginał swoje ciemne brwi i dotknął palcami swojej koszuli, bezgłośnie wymawiając "Ja?"

- Tak bracie, Ty.
  
                                +++

Następnego dnia, żadnego z nich nie było przy młodej blondynce... Nie było ich wtedy kiedy w budynku nagle popękały wszystkie szyby, a głośny dźwięk ogłuszył chyba każdą osobę znajdującą się w gmachu szpitala jak i jego okolicy.
Nie było ich tam, ponieważ to oni byli winowajcami tych zdarzeń... Z resztą nie tylko oni, tłum dzieciaków stał razem z nimi grając na plastikowych instrumentach i krzycząc w niebogłosy... Powodem popękanych szyb była perkusja "pana wysokiego" , podłączona do potężnego wzmacniacza... Zaraz po tym mini pokazie zza tłumu wystrzeliły fajerwerki, którym towarzyszyła piękna barwa głosu bruneta, stał on obok perkusisty wyśpiewując wyszeptane tydzień wcześniej słowa
"Obudź swoje śpiące serce"...

Kiedy zakończyli swoje przedstawienie, nasłali na ochronę towarzyszące im dzieci, a sami wpadli do szpitala przez wybite okno. Pobiegli na drugie piętro i w mgnieniu oka znaleźli się obok blondynki.

- Budź się kochanie, budź się... - Wypowiadał sapiąc. - No dalej.

Po dłuższej chwili, młody mężczyzna zacisnął oczy, przyjmując do wiadomości niepowodzenie, otworzył je jednak szybciej niż zamknął słysząc głos swojego niskiego towarzysza.

- Otworzyła oczy, Tris, słyszysz? Obudziła się. Obudziliśmy ją! - wykrzyknął

Blondyn natychmiast wyściskał drobne ciało dziewczyny i wydał z siebie okrzyk radości jednocześne zdradzając ścigającym ich ochroniarzom swoją pozycję. Perkusista poczuł ból, spowodowany uderzeniem bruneta, który chciał odwlec konsekwencje ich występu do ostatniej możliwej chwili...

KONIEC



                          

365 Days with The VampsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz