»•«
«Miłość 6. napisał(a)»
Byulyi, powtarzam to ostatni raz, ODPIERDOL SIĘ ODE MNIE.
Blokuję ten numer, a jeśli jeszcze raz się do mnie odezwiesz to zgłoszę to na policję.«Odpowiedzieć?»
»•«
Ściągacz w żółtej skarpetce był nieco luźniejszy od tego w czerwonej, ale i tak utrudniał dopływ krwi do stopy. Okropnie irytowała ją ta nierówność, a sytuacji nie polepszał okrutny mróz, od którego zdrętwiały jej wszystkie członki. Zza okularów, gdy wystarczająco mocno się skupiła, mogła dostrzec koniuszek czerwonego nosa i starała się skierować na niego całą swoją uwagę tylko po to, aby nie wyciągnąć z kieszeni płaszcza telefonu i nie odczytać wiadomości, którą przed chwilą dostała.
Seulgi przez ostatnie tygodnie brała ją na dystans — najpierw nauka, później niejaka Irene były jej ulubionymi wymówkami, aby odłożyć w czasie ostateczną konfrontację, o którą niemal ją błagała Byulyi. Teraz miała ochotę skakać ze szczęścia: nawet wizja spędzenia pół godziny w puszce zarazków i ich nosicieli wydawała się jej być mniej wstrętna, dlatego, gdy autobus tylko zajechał na przystanek, weszła do niego bez ociągania i zbędnych teatrzyków.
Nie udawała ani spóźnionego pasażera, ani gapowicza — nawet nie wychodziła i wchodziła na każdym przystanku, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, które mogłaby wstrzymywać do kolejnego postoju. Zachowywała się jak normalna nastolatka, ale mimo to, tak jak zwykle, żadna staruszka nie chciała przyjąć zaoferowanego miejsca, a osoba, obok której usiadła, wstała z wcześniej zajmowanego siedzenia z nieukrywanym zrezygnowaniem.
Trzydzieści minut nudy i bakterii minęło jej zaskakująco szybko i bezproblemowo na rozmyślaniu o pięknych oczach ukochanej.
»•«
Dom rodziny Moon był bardzo duży. Niebotycznie duży. Wręcz ogromny.
Ogródek był jeszcze większy, ale Byulyi nie zastanawiała się nad tym, z pośpiechem i bez strachu następując na przerwy między kostką brukową. Jej długie nogi w końcu na coś się przydały i pierwszy raz od kiedy nauczyła się chodzić, nie plątały się ze sobą. Często bywały bezużyteczne, ale niewygoda wiążąca się z używaniem wózka inwalidzkiego przekonywała nastolatkę do niepozbywania się ich.
Wbiegła do swojego pokoju, po drodze mijając się ze sprzątaczką i matką (albo z babcią i matką; albo z matką i kobietą: nigdy nie bawiły ją honoryfikaty) pierwszej z nich uśmiechając się na powitanie, a drugiej kiwając głową. Żadna nie zatrzymała jej na dłużej — i dobrze — więc bez problemu znalazła się w swoim sanktuarium — czyli garderobie.
Garderoba, tak jak wszystko tutaj, była przestronna i przesadnie duża. Byulyi nie miała wielu ubrań, a nawet jeśli to i tak nie znajdowały się one w niej: oprócz koca z poduszkami, laptopa i karteczek samoprzylepnych na ścianie była całkowicie pusta.
Tuż przed przesuwanymi drzwiami — białymi do momentu, gdy Byulyi uznała, że jej myśli są jednak krwistoczerwone — zostawiła swoje schodzone trampki, wkładając w nie niedopasowane skarpetki z różniącymi się ściągaczami, i rzuciła się na futerkowe poduszki.
Wysunęła telefon z żółtego płaszcza, którego nie miała siły tudzież czasu ściągnąć, i palcem przejechała po ekranie, tworząc z kropek gwiazdkę. Czerwona jedynka przy ikonie wiadomości kuła jej oczy i napawała serce podekscytowaniem wymieszanym z niepokojem. Delikatnie; tak jakby ekran miał wybuchnąć, nacisnęła na aplikację i lekko się uśmiechając, przeczytała esemesa.
»•«
Wyszła na krótki moment z szafy, aby podejść do biurka i wyjąć z niego plik kartek samoprzylepnych. Otworzyła szufladę i westchnęła ciężko, stawiając się przed trudnym wyborem, który motyw karteczek powinna wybrać. Przez lata funkcjonowania sanktuarium dorobiła się ich pokaźnej kolekcji: zwykłe, dwukolorowe, z misiami grzecznymi i tymi mniej. Nigdy nie sądziła, że przez to będzie musiała dokonywać tak trudnych selekcji.
Gołe stopy nie ślizgały się tak dobrze na wypastowanych panelach, więc po paru próbach zrezygnowała z tego całkowicie, idąc do garderoby tak jak na normalnego człowieka przystało. W palcach obracała blok karteczek w kształcie serca, a ich czerwony kolor dobrze kontrastował z trupio bladym odcieniem skóry dziewczyny.
Przystanęła przy zawieszonym na sznurku przybitym pinezką do ściany długopisem i używając ów muru jak podkładki. Skrupulatnie przepisała treść całej wiadomości, okraszając ją drobnymi serduszkami i usmiechami, chwilę później naklejając ją między autkiem wożącym "nie powiesz mamusi, prawda?" napisane niedbałym, dziecięcym pismem, a zwykłym żółtym kwadracikiem z "I'd pay to see you frown" będącym częścią składową refrenu Ballady Mony Lisy.
Odsunęła się na jeden krok, aby z należytym szacunkiem i miłością przypatrzeć się nowemu dziełu, po czym oklapła na poduszki, wyciągając się jak kotka. Było idealnie i nie sądziła, aby coś mogło to zepsuć.
»•«
Ostatnie wyszukiwania:
[17:09] co zjesc na obiad
[17:05] naprawa ekranow wszystkie modele seul
[17:03] jak sprawdzic jaki ma sie model telefonu
[17:01] naprawa ekranow seul
[16:57] co znaczy gdy dziewczyna pisze ci ze zglosi cie na policje
[16:55] co dziewczyna ma na mysli mowiac zeby sie odpierdolic
[16:50] jak sprawdzic czy dziewczyna cie lubi»•«
Zielony kosz z naklejką Rillakumy został wzbogacony o dwa potargane serca: to z papieru i to od Byulyi. A wszystko zostało przyozdobione szkłem z telefonu, które mieniło się prawie tak ładnie, jak brokat wysypany na puchaty dywan przez jakiegoś bachora.
A/n: Polskie tytuły brzmią głupio, a angielskie jeszcze gorzej.
CZYTASZ
Fleur artificielle ↠ moonsun
Fanfictionvows are spoken to be broken Moon Byulyi x Kim Yongsun [250617]