Moją kolekcje płyt CD razem z wieżą ustawiłam obok wnęki okiennej, tuz obok balkonu. To wprost wymarzone miejsce do siedzenia i słuchanie ukochanych zespołów. Oczami wyobraźni widziałam już siebie zalegającą na poduszkach i słuchającą The Caling z błogą miną.
Ie mogła się doczekać, kiedy wszystko uporządkuje i będę mogła trochę odpocząć przy muzyce. praktycznie cały dzień gra u mnie radio albo odtwarzacz. Czasem doprowadzam tym rodzinę do szału, ale cóż - kocham muzykę. A poza tym każdy chyba przyzna, że robienie na złość rodzince to przyjemne zajęcie.
Właśnie przypinałam do tablicy korkowej moją kolekcję rysunków i wycinków z gazet, kiedy usłyszałam krzyk mamy:
- Margo, obiad!
Nie chciało mi się jeść, wolałam dokończyć rozpakowywanie. Skoro muszę tu mieszkać, to chociaż w swojskim otoczeniu moich gratów. Nie miałam jednak wyboru, zeszłam na dół.
Rodzice wiedzieli, że nie chciałam się wyprowadzać. Starali się jakoś mi to ułatwić i umilić. Rzeczywiście - już za oddanie mi największej sypialni w domu, która miała własną łazienkę, należał im się złoty medal.
Gdyby tylko własna łazienka mogła mi zastąpić pozostawionych przyjaciół.
Mama z prawdziwym zapałem zabrała się do urządzania jadalni: na środku ustawiła długi stół pokryty lnianym obrusem, w wazonie ułożyła kwiaty, podłogę przykryła puszystym perskim dywanem, a pomalowane na pastelową zieleń ściany ozdobiła sielskimi akwarelami. Hm, jak na mój gust było trochę za słodko. W naszym starym mieszkaniu w ogóle nie mieliśmy takiego pomieszczenia i posiłki jadaliśmy w kuchni. Natomiast tu: żyć nie umierać. Wielka chata, wszystko się mieści, a Sweter szaleje ze szczęścia, bo cały dzień może spędzić na dworze. Chciałabym móc się tak cieszyć jak on.
Schodząc po schodach, zerknęłam z rozbawieniem na wiszące w ramkach, kurpiowskie wycinanki na białym tle. Podobno oryginalne, wycinane nożycami do strzyżenia owiec. Prosto z Polski . To pomysł mojej babci od strony taty. Upierała się, że w naszym nowym domu powinno być trochę ducha kraju, z którego pochodził jej syn. Ja nie widziałam w tym większego sensu, ale kto będzie się kłócił z babcią? Na pewno mama nie miała takiego zamiaru. Łączyły je stosunki typowe dla teściowej i synowej, zaognione tym, że synowa wywiozła ukochanego syna z kraju. A na dodatek ma czelność porywać go za ocean. Po prostu bezczelna.
Na dole schodów o mało nie przewrócił mnie biegnący pies. Rozpędzone trzydzieści kilogramów to nie byle co. Uskoczyłam mu z drogi. Chyba pomknął do ogrodu. Tata zamontował w drzwiach kuchennych specjalną klapę, żeby Sweter mógł swobodnie wchodzić i wychodzić. Mama początkowo nie chciała się na nią zgodzić - w końcu złodzieje i dzikie zwierzęta też mogą tędy wejść do środka. Oczami wyobraźni widziała szopy pracze, które podstępem będą się do nas włamywać i grzebać w koszu na odpadki. Ja jednak wierzę, że mój odważny pies potrafi przepędzić nieproszonych gości. A jeśli nawet nie.....cóż, nie obrażę się, jeśli szopy zjedzą śmieci i nie będę musiała ich wynosić.
- Co dziś dobrego? - spytałam, siadając za stołem.
- Kurczak z rożna, ziemniaki i sałatka - odpowiedziała z uśmiechem mama.
- Znowu kurczak? - jęknęłam - Nie znoszę go.
To chyba jedyna mięsna potrawa, której nie lubię. Serio...
Babcia, zajmująca miejsce naprzeciwko mamy, posłała jej pełne dezaprobaty spojrzenie. Szkoda, że to nie ona mnie żywi. Mogłabym do końca życia jeść na obiad pierogi jej produkcji albo placki ziemniaczane.
hej to znowu ja ! :)
To kolejna część pierwszego rozdziału. niedługo pojawi się kolejna.......jak wam się podoba?
Gwiazdki i komy mile widziane będą dla mnie motywacją.
YOU ARE READING
Wilk
Teen FictionMargo Cook to zwyczajna nastolatka. Pewnego dnia przenosi się razem z rodzicami z Nowego Jorku do miasteczka Wolftown położonego w głębi olbrzymiej puszczy. Od przeprowadzki dręczą ją koszmary, w których ucieka przez las przed groźnym prześladowcą...