Bezradność

744 78 43
                                    


  Czarnowłosy mężczyzna, szedł wzdłuż kamiennego korytarza, kierując swoje stopy w stronę kuchni. Odkąd wyszedł ze swojego pokoju, przez ten cały czas zastanawiał się nad tym, kiedy tak naprawdę stan zdrowia Erena się polepszy. Jedynie co teraz mógł zauważyć, to ciągłe zwijanie się z bólu. Mimo iż, Eren wziął silne leki przeciwbólowe, uciążliwy problem zniknął, ale co się stanie gdy ich działanie przestanie działać? Albo co gorsza, gdy się skończą? Levi doszedł po chwili do wniosku, że nie było nawet wiadomo, co tego wszystkiego było przyczyną. Wiedział, że powinien wyciągnąć ta informację od brązowowłosego chłopaka, ale z drugiej strony obawiał się, że nawet on nie będzie w stanie odpowiedzieć na to pytanie. A to mogło prowadzić ich do samego początku, do tak zwanego punktu zwrotnego.  Westchnął zrezygnowany, otwierającym tym samym, drewniane drzwi, które głośno zaskrzypiały. Kiedy wszedł do środka, zdziwił się, że nikogo tam nie było, więc natychmiast postanowił przygotować szybko jakieś jedzenie, w momencie gdy do słabo oświetlonego pomieszczenia wszedł Erwin. 

 - Co u Erena? - zapytał, chyba z obowiązku, co nawet przez chwilę nie zdziwiło ciemnowłosego chłopaka.

 - Bez zmian - odparł, ruszając w stronę drzwi, kiedy blondyn złapał go za łokieć. 

 - Nie powinieneś tyle u niego siedzieć - stwierdził mężczyzna, uważni, przyglądając się jego twarzy.- To dziwnie, że zostałeś jego niańką.

 - Nie będę znowu o tym z tobą dyskutował, Erwin - warknął, wyrywając z ucisku swoją rękę. 

 - Nie powinieneś się przemęczać - rzucił, krzyżując swoje ramiona na piersi.- Jesteś najlepszym żołnierzem, więc jeśli będzie jakaś misja, będziesz nam potrzebny. 

 - Tak samo, jak dzieciak - powiedział, spoglądając na niego jak zawsze swoimi znudzonym wzrokiem.- Przestań pierdolić. Teraz bawisz się w matkę? 

 - Nie bawię - zaprzeczył, przewracając oczami.- Zawsze się o ciebie martwiłem. 

 Levi zmarszczył swoje ciemne brwi i przyjrzał mu się dokładnie. Nie wiedział co wstąpiło w jego przełożonego, niemniej jednak nie zamierzał tego zostawić bez komentarza.

 - Nie wiem na co liczysz, Erwin - powiedział poważnie, zmierzając w stronę wyjścia.- Ale przestań, to wkurwia. 

 W tym samym czasie Eren, wpatrywał się w obskurny sufit. Wciąż miał dalszy problem z jakimkolwiek poruszaniem się, ale mimo wszystko nie chciał zwracać na to uwagi. Był wściekły, z powodu swojej słabości. Nie chciał być tylko niepotrzebnym nikomu balastem, którego zawsze można było się szybko i bezboleśnie pozbyć, a teraz dokładnie taki był. Był bezużyteczny. Tylko zajmował czas kapralowi, przez co tamten, zaniedbywał przez niego swoje obowiązki. Zielonooki zacisnął pięści na kołdrze, na tyle ile był wstanie. Czuł się ociężale i bezbronny. Wiedział, że musiał coś z tym wszystkim w końcu zrobić. Chociaż tylko spróbować. Wziął głęboki wdech i zmusił swoje obolałe ciało do wysiłku. Udało mu się jedynie podnieść głowę, ale czując ucisk w klatce piersiowej, ponownie znalazł się w pozycji leżącej. Spróbował, raz jeszcze, i jeszcze, i jeszcze, dopóki po jego policzkach zaczęły spływać łzy bólu i jednocześnie bezradności. Nie chciał się tak czuć. Nie chciał być bezużyteczny, niepotrzebny. Był tylko problemem dla innych... Ponownie zacisnął mocno zęby i użył całej siły aby usiąść, ale za mocno się przechylił i już po chwili spadł z łóżka. Jęknął przeciągle z bólu, jednocześnie cicho szlochając. 

 - Muszę wstać... - wysyczał, lecząc na brzuchu. Podparł się ręką, by choć na chwilę spróbować się unieść, ale nawet i to nie przyniosło żadnego skutku. Ponownie upadł boleśnie na twarz. Czuł jak niekontrolowanie się trząsł. Mięśnie były spięte do granic możliwości, mimo to spróbował jeszcze raz... 

Nowe marzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz