Czułam delikatny wiatr muskający mą twarz. Rozwiewał moje pudrowo różowe włosy i ulubioną, trochę przybrudzoną ziemią zieloną sukienkę w kwiaty. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w śpiew ptaków, szum drzew i bzyczenie pszczół...
Nic nie mogło zniszczyć mi tej chwili prawda?
Uśmiechnęłam się pod nosem i nucąc coś zaczęłam wracać do domu. Mijałam wielkie dęby i brzozy których listki bawiły się z wietrzykiem. Dostrzegłam małą sarenkę koło krzewu malin w moim ogrodzie. Gdy tylko nieśmiało podeszłam bliżej, zniknęła w lesie.
-Słodka...-chichoczę i wchodzę do swojego niedużego domku z drewnianych bali. Mimo tego że miał już swoje lata ,jedna ściana już cała zarosła winoroślą i bluszczem, i tak go kochałam. Miał tylko 4 pokoje, w tym moją przytulną sypialnię w której dominowały odcienie delikatnego różu i zieleni, kuchnię, salon i łazienkę (w której mogłam się zaszyć nawet na 2,5 godziny). Zrobiłam sobie małą kawkę z mlekiem, wzięłam "Wichrowe Wzgórza" i wróciłam do ogrodu. Usiadłam w cieniu drzewa i pogrążyłam się w lekturze...nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam...
Ale obudziłam się...gdzie indziej?
-Gdzie...gdzie jestem? -rozglądam się trochę przestraszona. Wokół panowały nieprzeniknione ciemności...sama byłam jakaś czarna...za mną usłyszałam dziwny, niepokojący szept jednak nie mogłam go zrozumieć.
-H-halo? Jest tu kto?-szepnęłam- boję się...
Mimo to nikt nie odpowiedział. Zostałam sama w tej ciemności...pewnie na zawsze.
-...YOU IDIOT.