Rozdział drugi

125 13 0
                                    

Nadtłuczone lustro stanowi słabą ozdobę dla szaro-kwiatowej tapety w małym pokoju. Mimo tego oglądający się w nim młody kelner szczerzy się jak szalony, okręcając się na wszystkie strony. To, co się w lustrze odbija, jest już przecież ozdobą! Wstający dzień sypie światłem przez okno, idealnie oświetlając szczupłą sylwetkę. W głębi pokoju, na jednoosobowym łóżku z dwoma poduszkami, siedzi drugi chłopak, w podobnym co modniś wieku. Podpiera głowę pięścią i przygląda się z dezaprobatą. Ten przed lustrem zupełnie ją ignoruje.

- I jak? - obraca się do przyjaciela, najwyraźniej po komplementy. Entuzjazm bije z opalonej na złoto i piegi twarzy.

- Lepiej by było, gdybyś chociaż ubrał spodnie...

Blondyn w odpowiedzi tylko się śmieje, obciągając na sobie cudownie nową koszule w wąskie brązowe paseczki.

- Oj, Toris! Moje jedyne porządne spodnie się suszą, o - na dowód wyciąga rękę w kierunku rozwieszonego pod sufitem sznurka. - A nieporządnych do tego cacka nie mogę ubrać! Śliczna, nie? Przyznaj.

Koszula była śliczna, faktycznie. I to właśnie to najbardziej martwi Torisa - bardziej nawet, niż konieczność oglądania przy okazji nagich nóg i bielizny z łatą na pośladku.

- Feliks... - wzdychając ciężko podciąga nogi do klatki piersiowej. - Skąd miałeś na to pieniądze? I na czynsz wczoraj?

Jego przyjaciel tylko uśmiecha się w odpowiedzi, szybko odwracając się do lustra i widoku swojej nowiutkiej koszuli.

- Wypłata, mówiłem ci. Zostałem po godzinach posprzątać po tej bijatyce w knajpie, mówiłem. Szef docenił i nawet raz zapłacił mi po ludzku.

Odbicie w lustrze odpowiada Feliksowi jeszcze szerszym – dumnym! - uśmiechem. Nawet nie kłamie tak bardzo, gratuluję sobie w myślach. A Toris nie wie, że jeszcze trochę mi zostało i będę mógł mu kupić wino na urodziny.

Owszem, Toris nie wie - nie wie, w jakie kłopoty wpakował się znów jego przeklęty przyjaciel... Nie miałby nic przeciwko takiej niewiedzy, naprawdę.

Ma tylko nadzieję, że jakkolwiek Feliks ukradł te pieniądze, zrobił to dyskretnie, na litość boską.

***

Potężnie zbudowany mężczyzna leży rozciągnięty w cienkiej i zmiętej pościeli. Cudzoziemiec - widać po mocnych rysach twarzy, po jasnobłękitnych oczach, złotych włosach. Widać też, że nie jest nowo przyjezdnym. Włosy ma wybielone słońcem do niemożliwości, twarz i dłonie o dwa tony ciemniejsze. Mimo tego jego silny tors jasno odcina się na tle karnacji leżącego z nim chłopaka. Jest niemal karmelowy, a włosy ma rudawe.

Obaj zdają się być zatroskani, a drobniejszy chłopak mówi. Cicho, prędko i po włosku. Cudzoziemiec słucha, przeczesując swoimi dużymi palcami kosmyki miękkich włosów. A więc pozna w końcu wiarygodne informacje...

A tym samym więcej wiarygodnych dowodów, że należałoby jak najszybciej zabrać Feliciano. Zabrać, porwać, rzucić pracę i wywieźć go daleko, daleko – poza wpływy jego niebezpiecznego brata.

Już wcześniej słyszał o awanturze w Colpo di fortuna, nie pytał jednak. Starczyło mu, że Feli był cały i zdrowy - trochę tylko zmartwienia pozostało w piwnych oczach. Sam nie próbuje zgadywać - kto by tam wiedział, o co im poszło.

Wiedział, że prędzej czy później się dowie. Feliciano zawsze mówi.

Z ulicy dobiegają odgłosy tętniącego życiem przedpołudnia, a Feliciano w końcu zamyka usta. Powiedział już wszystko - jak nowi w mieście zawitali w Colpo di fortuna, jak rozpoczęto partie kart. Potem kolejną i kolejną, i jeszcze dwie następne. Jak Roma oszukiwał, jak - zdaje się - oszukiwał też nietypowy mężczyzna, albinos. Wszystko toczyło się dobrze i Feliciano tylko trochę bał się wybuchu afery, gdy ten siwy zaczął wygrywać... Ale pretekst wcale nie przyszedł z tej strony. Nieszczęście, że Feliciano siedział z brzegu - bo to właśnie stamtąd przyszedł pretekst: inny przyjezdny, przyjaciel dwóch z grających.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 02, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Barbaresco (Hetalia)Where stories live. Discover now