Rozdział VI [Taehyung]

329 40 20
                                    

Chyba jeszcze nigdy nie widziałem Jimina w takim stanie, no a znamy się naprawdę długo. Zanim jednak zdążyłem to jakoś skomentować, Jimin posłał mi spojrzenie kopniętego szczeniaka, więc sobie darowałem. Podałem kierowcy adres naszego miejsca pracy, a kiedy ruszyliśmy, ponownie zlustrowałem mojego przyjaciela wzrokiem. 

-Dużo wypiłeś? - spytałem przybliżając się do niego. Jimin spojrzał na mnie jak na idiotę i lekko się odsunął, no ale w samochodzie miał ograniczone pole manewru. Jimin zawsze upijał się winem, bo piwo go nie ruszało, likieru nie lubił, a wódka sprawiała, że odjeżdżał po jednym kieliszku (No co? Przyjaźnimy się naprawdę długo! Dolewanie wódki do jego soku na imprezach to była pierwszorzędna rozrywka...Eeeee, ale my nie o tym...). Przez lekko wyczuwalny zapach alkoholu i perfum Jimina, przebijał się mocny zapach papierosów. Skrzywiłem się i odsunąłem. - Stary, chyba przeholowałeś. 

-Daj mi spokój - warknął jednak Jimin i oparł czoło o szybę w samochodzie, najwidoczniej nie mając ochoty ze mną rozmawiać. Nie odezwał się do mnie aż do wejścia do laboratorium, gdzie zarówno Hoseok, jak i Namjoon wytrzeszczyli oczy. 

-Jimin, wszystko okej? Wyglądasz, jakby ktoś cię zabił. - W duchu przybiłem Hoseokowi piątkę za to porównanie, na głos jednak się nie odezwałem, żeby Jimina bardziej nie dołować. 

-Yoongi się ode mnie wyprowadził - mruknął tylko. Przez następne minuty streszczał wydarzenia z poprzedniego dnia, a my słuchaliśmy go z uwagą, jak rasowe psiapsióły. Stali sobie w kuchni miło gawędząc i nagle Yoongi zobaczył pająka, to musiała być piękna akcja, gdy nagle efektownie padł na ziemię. Trzeba przyznać, że sytuacja Jimina nie przedstawiała się wesoło. O nie! Mój ship umierał, a ja nie mogłem nic z tym zrobić! Jimin, prosiłem, żebyś nie spieprzył! 

-Uuuch... - Namjoon przeczesał dłonią włosy i uśmiechnął się lekko. - Nieciekawie wyszło. Nie martw się, Jiminnie, pogadam z nim. Yoongi trochę przesadził, na pewno nie powinien cię uderzyć. 

Hoseok tymczasem ujął twarz Jimina dłońmi i ze zmarszczonymi brwiami doszukiwał się uszczerbków, dokładnie oglądał jego policzki, a wyraz twarzy oznaczał, że jak tylko znajdzie siniaka, albo rankę, to pojedzie do Yoongiego z granatnikiem. Chyba nie chciałbym być na jego miejscu... 

-Zostaw - mruknął Jimin, odpychając ręce Hoseoka. 

-Wystarczy tylko słowo, Jimin. Wyjebać mu? - zadeklarował  szybko Hoseok. Namjoon nawet lekko się uśmiechnął. 

-Może nie tak drastycznie, co? - wtrąciłem, zanim w ogóle doszłoby do rękoczynów. Znaczy w sumie już doszło, ale wydaje mi się, że chcemy Yoonminy pogodzić, a nie skłócić jeszcze bardziej. Oddanie Yoongiemu raczej nie będzie temu sprzyjać. 

-Tae ma rację, przecież to też moja wina - mruknął Jimin, pocierając dłonią policzek. - Zasłużyłem. 

-Nie zasłużyłeś, to był wypadek - zaoponował szybko Namjoon. - Yoongi jest impulsywny, a wtedy musiał być naprawdę przerażony, ale przecież to nie ty byłeś temu winny. Gdybyś nie wiedział o jego strachu, też by do tego doszło. Mówię ci, porozmawiam z nim i będzie dobrze. Naprawimy to. 

Jimin tylko pokiwał głową i nawet jak chciał coś powiedzieć, to przerwało mu otworzenie drzwi. Christopher wszedł do labo i nawet się przywitał, ale my odpowiedzieliśmy tylko niezrozumiałym pomrukiem. Tak, tak, ja wiem, to uprzejmie jak jasna cholera, ale... no... ja go jeszcze nie zabiłem, uważam, że to bardzo uprzejme z mojej strony. Kretyn zabił mojego pająka! 

-Dobra, panienki - rzucił Hoseok. - Koniec chrzanienia. Wracamy do pracy. Nie martw się już, Jiminnie. I pamiętaj, wystarczy słówko... 

-Dzięki, Hobi. - Jimin nawet się uśmiechnął, a potem sięgnął po swój fartuch. - Ale teraz już naprawdę wracajmy do roboty. 

Arachnolove | YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz