Bądźmy ze sobą szczerzy

229 17 0
                                    

No i jest. Stoi i czeka mimo wyrządzonych mu krzywd. Zawsze wydawało mi się, że to ja tu jestem beksą i mięczakiem. Że to on trzyma się mocno na ziemi i czuwa nad naszym szczęściem.

Myliłem się. Teraz wiem, że nie jest tak, jak sobie to wyobraziłem.

Głupi byłem, wiem to. Wiem cholera, że zagrałem na jego uczuciach pomimo tego jak bardzo go kocham.

Nienawidzę tego swojego kombinowania w relacjach międzyludzkich. To.. to wychodzi ze mnie, a ja z trudem próbuje nad tym panować. Ale stało się. Znów nie dałem rady. Tak jak wtedy z Jonasem, Evą... Co mi odbiło?

Już za to przeprosiłem, ale nadal czuję tego ciężar. Czy w równoległym świecie w tej chwili też jestem tak nieszczęśliwy?

Czy w domu gdzie dla odmiany są żółte kurtyny, leżymy spokojnie z Evenem zamiast siedzieć w gęstej nabuzowanej ciszy?

Za bardzo odpłynąłem i nie zauważyłem kiedy Even podszedł do mnie, gdy stałem jako ostatni z klasy w progu sali lekcyjnej. Złapał mnie za rękę z uważnym wzrokiem skierowanym w moje smutne na ten czas oczy.

Wiedziałem, wiedziałem, że ten gest wcale nie zwiastował wybaczenia.

- Wszystko gra? - zapytał.

- Jasne - odpowiedziałem, a on pociągnął mnie do bufetu.

Usiedliśmy przy naszym ulubionym stoliku. Pamiętam, że któregoś razu zastanawiałem się czy Even wybrał go ze względu na to, żeby odciągnąć mnie od mojej ekipy. Był daleko od tamtego miejsca, gdzie zazwyczaj przebywałem z Jonasem i resztą.

Pokręciłem głową, aby się otrząsnąc z tych myśli. Nie czas teraz na to.

Even się uśmiechnął. - O czym myślisz?

Dobrze wiesz o czym, pomyślałem. O nas. O tym jakim dupkiem byłem, a ty nadal patrzysz mi w oczy z uwielbieniem.

- Nie odpowiesz mi? - spojrzał mówiąc to za okno, gdzie powoli uczniowie zbierali się w grupki, żeby iść się rozerwać po szkole. W końcu jutro wolne. Jakiś dzień bez zajęć czy coś.

- Odpowiem. Myślałem o pracy klasowej z biologii. Słabo mi poszła. Sana mnie zabije, bo siedziała ze mną długo do nocy na skype, żeby mi wytłumaczyć te durne mchy... - znowu skłamałem, a on o tym wie. Boże on wszystko wie. Czyta z moich oczu jak z książki. Najprostszej książki dla dzieci.

- Isak, to nie koniec świata, wiesz? Poprawisz. - uśmiechnął się rozbrajająco, a ja nie wiedziałem czy się schować czy pozostać w miejscu. Naciągnąłem kaptur na głowę.

- No co ty robisz głuptasie - roześmiał się pochylając się do mnie przez stół i gładząc mój policzek dodał - chcesz już iść do domu?

Do domu. Czyjego? Gdy tylko wracamy do domu wszystko zaczyna się od nowa...

- Nie... Even, jesteś głodny? Pójde po coś, hm? Tost? Hot-dog? - zaproponowałem już wstając z miejsca.

- Kardamon - uniusł znacząco brew, a ja już wiedziałem czego chce. Na moją twarz wkradł się ukradkiem uśmiech, po czym szybko przytaknąłem i uciekłem z jego pola widzenia.

***

- Odprowadzę cię - zatrzymał mnie, gdy już odchodziłem.

- Nie trzeba Even, poradzę sobie.

Wystarczyło jednak jedno jego spojrzenie i uległem. Był już wieczór, szliśmy naprawdę wolno. Za wolno, ponieważ ja chciałem jak najszybciej zostać sam.

Czułem się okropnie. On udawał, że wszystko jest ok. Ja byłem ostrożny, oszczędny w słowach i niepewny. On w głebi duszy też się wahał, jednak jemu jemu udawało się z naiwnością dziecka mi ufać mimo wszystko. Sam sobie nie ufam. Sam gubie się w sobie, a Even wyciąga do mnie rękę, jako zraniony, najwspanialszy i najbardziej podatny na urazy mężczyzna jakiego kocham.

- Wejdzmy do środka - zaproponowałem przy drzwiach od mojego pustego jak zazwyczaj domu. Od jakiegoś czasu nie mieszkałem z Eskildem i Linn. Mieszkałem tu, sam i może to było powodem mojego izolowania się nawet od Evena.

- Dobrze, skarbie - pocałował mnie, zabrał ode mnie klucze i przekręcił zamek w drzwiach. Wraz z tym odgłosem zrobiło mi się słabiej. Na co ja się znowu piszę...

______________

No i dziękuję za przeczytanie pierwszego rozdziału :D

SKAM | EVAK | Ostrożnie, IsakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz