Rozdział 1

11 2 0
                                    

Blask słońca wdzierający się nieproszenie przez okno budzi mnie. Leniwie otwieram jedno oko dla wychwycenia kontrastu i wyrównania jasności w pokoju. Patrzę na czarną tarczę zegarka wiszącą po przeciwnej miętowej ścianie. Stwierdzam, że dodanie sobie kilku minut leżenia na wygodnym materacu i pod ciepłą kołdrą nie zrobi jakoś wielkiej różnicy, zważając na to, że się nigdzie nie śpieszę. Przykrywam się kołdrą i tak trwam. Dzień zapowiada się cudowny, brakuje jedynie śpiewu ptaszków bo słońce już wisi nad głowami. A raczej wpada w oko. Po dobrych dziesięciu minutach z łóżka wyławia mnie duchota w pomieszczeniu. Podchodzę do okna i je uchylam po czym stwierdzam, że wole je otworzyć na oścież. I w tym samym momencie gdy to robię słyszę głośne borowanie, które kojarzy mi się z dentystą, ale to jedynie mój nowy sąsiad z góry. Skąd to wiem? Poprzedni sąsiedzi stwierdzili, że to mieszkanie jest dla nich już za małe po urodzeniu drugiego dziecka. Nie ma w nim na tyle miejsca i z przykrościom, jak to kiedyś usłyszałam z ich rozmowy, musieli się wyprowadzić. Sprzedali dom przedwczoraj. Wtedy ostatni raz ich widziałam.

Wychylam się przez okno i z przymrużeniem oka patrzę w górę czekając aż przestanie. Kiedy nadarza się okazja krzyczę:

- Hej! Ty! Tam na górze!

Nie słyszy mnie. Pewnie ma zamknięte okno. Niestety nie widzę za bardzo, bo widok zasłaniają mi kwiatki na parapecie pozostawione po poprzednich domownikach, którzy swoją drogą cenili ciszę i spokój o dziewiątej rano.

Staram się wzbudzić w sobie całą energię i krzyczę głośniej.

- Halo! Przepraszam! Nie wiem jak Pan/Pani ma na imię, ale sądzę, że jednak jesteś Panem, bo to głównie mężczyźni są specjalistami od wykczeniowek. W każdym bądź razie mógłby Pan/Pani przestać zakłócać poranny odpoczynek innym domownikom tego bloku?

Chwilę czekam aż okno się otworzy, a kiedy do tego dochodzi z niego wychyla się mężczyzna. Ma około 3 dniowy zarost, lekko podkrążone oczy i prostokątną szczękę. Jego wiek szacuję na około dwadzieścia pięć lat.

- Przepraszam i nie chciał bym być nie miły dla Pani sąsiadki z dołu, ale jest godzina dziewiąta więc prawnie nie zakłócam ciszy. Wybaczy Pani, ale MĘŻCZYZNA WYKOŃCZENIOWIEC musi wracać do swojej pracy.

Kończy mówić i cofa się do pomieszczenia, a mnie do głowy przychodzą tylko słowa: "Jeszcze się przekonasz kto tu rządzi".
Pokój się wystarczająco przewietrzył. Zamykam okno, a borowania znów następują. Lekko zdenerwowana, że jedna osoba zdążyła mi już popsuć nastrój ruszam do kuchni gdzie znajduje się moje ulubiony przedmiot. Lodówka. To takie piękne słowo. W nim znajdziesz od kostki masła, jajek przez sery, szynki aż dojdziesz do naleśników robionych wczoraj albo zupy na dziś. Oczywiście nie może zabraknąć czekolad czy batoników.
Podchodzę do cudu technologii żeby wyciągnąć z niej sok pomarańczowy, mój ulubiony z miąższem. Sięgam po szklankę i zaraz napój miłuje moje kupki smakowe przy okazji chłodząc mój przełyk by w końcu umiejscowić się w żołądku zapełniając go w jakimś stopniu. Wyciągam toster z szafki i włączam go kiedy dwie kanapki z topionym serem i salami wypełniają miejsce dla nich stworzone. Odwracam się i przechodzę po talerz a kiedy chce położyć go na stole to zauważam karteczkę z charakterystycznym pismem dla mojej mamy - Moly. Zgięty papier rozprostowuję i zaczynam czytać na głos bo tak lepiej mi się skupić nad słowami.

Droga Latiko.
Pojechałam do pracy i wrócę koło 3. W lodówce prawie nic nie ma więc przydałoby się pojechać do sklepu zrobić jakieś zakupy. Zostawiłam Ci auto. Kluczyki znajdziesz na komodzie przy drzwiach wejściowych. Pod karteczka znajdziesz 30 dolarów. Bardzo Cię proszę nie wydawaj pieniędzy na głupoty.
Kocham, mama.

Chicago DreamsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz