Rozdział 1

369 11 0
                                    

Rose obudź się. – Usłyszałam delikatny głos mojej mamy.

 - Co? Już jesteśmy Londynie? – Zapytałam leniwie przecierając oczy.

 - Niezupełnie. Przespałaś cały lot, pozbieraj swoje rzeczy, bo znów je zgubisz. – Wskazała palcem na zeszyt i telefon, które leżały rozsypane na fotelu.

Szybko wróciłam je do torebki i zaczęłam się rozglądać. Inni tak jak ja powoli zbierali swoje klamoty, niektórzy czytali, a jeszcze inni rozmawiali zapewne na nudne tematy. Zwróciłam uwagę na chłopaka możliwe w moim wieku, który kurczowo trzymał się swojej torby tak jak by znajdowało się tam Bóg wie, jakie skarby. Jego oczy błędnie krążyły po ludzkich twarzach. Nagle jego wzrok spoczną na mnie, a ja jak oparzona odwróciłam głowę i przywarłam do fotela. Nie musiałam spojrzeć w lustro by uświadomić sobie, ze moje policzki przybrały kolor czerwony.

  Z głośników dobiegł głos mężczyzny informujący o tym, iż za parę minut będziemy lądować oraz prośba o zapięcie pasów bezpieczeństwa. Nie mogę doczekać się by końcu zobaczyć mowy dom i na drugi dzień pójść do szkoły. W jednym momencie moje podekscytowanie minęło, kiedy przez myśl przemkną mi głos Victorii – „A jeśli nie znajdziesz tam przyjaciół?” No właśnie, co wtedy będzie? Moje smutne myśli przerwała mama:

 - No chodź! Chyba nie chcesz tu zostać?

Kiedy my wylądowaliśmy? – Zapytałam siebie w myślach.

 - Nie, nie chcę. – Rzekłam.

 - Dobra to ja pójdę po bagaże, a ty idź na parking i zadzwoń po taksówkę. – Zaproponowała.

 - Ok. – Rzuciłam i poszłam wolnym krokiem na umówione miejsce z mamą.

  Dzień w Londynie był piękny. Zaczęłam wdychać świeże powietrze, które nie było tak czyste jak w Irlandii. Z tylnej kieszeni wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po pojazd.

~*~

 - Otwieraj te drzwi szybciej. – Zaczęłam szturchać mamę z niecierpliwością.

 - To przestań mnie szturchać, bo nie mogę trafić do dziurki.

 - Dobra. – Przewróciłam oczami.

Kiedy usłyszałam klikniecie w zamku odepchnęłam mamę od drzwi i wparowałam do pomieszczenia.

Dom był duży i przestrzenny, meble były w stylu nowoczesnym. Dominowały kolory pastelowe. Kuchnia niezbyt wielka, ale za to przytulna. Z jej okna podziwiać można ogród.

 - I jak ci się podoba? – Mruknęła rodzicielka rozcierając obolałą rękę, zupełnie niezadowolona z tego, iż ja popchnęłam.

 - Jest świetnie! Lecę na górę! – Krzyknęłam

  Mój pokój był koloru niebieskiego. W rogu stało łóżko wyrzeźbione z drewna, biurko, 2 szafy i komoda. Obok łóżka znajdowała się szafka nocna, a na niej lampka. Na środku pomieszczenia leżał kremowy dywan, który doskonale kontrastował się z całą resztą. Biurko i łóżko były delikatnego brązowego koloru, a cała reszta to barwa kremowa.

 - Rose! Zejdź na dół! – Usłyszałam wołanie mamy.

 - Już idę! – Krzyknęłam.

Zbiegłam po schodach i stanęłam w drzwiach do kuchni.

 - Wynieś swoje walizki na górę i się rozpakuj. Jeśli chcesz to możesz iść ze mną do sklepu. Muszę kupić jedzenie.

 - Nie. Idź sama ja się rozpakuję. – Powiedziałam.

 - Dobrze. – Odpowiedziała z rozczarowaniem.

Nie moja wina, że jestem zmęczona. – Pomyślałam.

Wzięłam swoje rzeczy i zaczęłam taszczyć je po schodach. Nie ukrywam było by mi łatwiej gdybym wzięła po jednej walizce, ale jestem upartym człowiekiem próbuje nowych możliwości.

Mam strasznie dużo ciuchów. – Pomyślałam.

Układając ciuchy w szafie jakoś specjalnie o niczym nie myślałam, jedyne to tylko by równo poskładać odzież. Zupełnie nie potrzebnie. Zapewne na następny dzień i tak tam będzie bałagan.

Kończyłam właśnie składać ostatnią parę spodni, kiedy zadźwięczał mój telefon. Rzuciłam się do niego z ciekawością, kto do mnie napisał. Była to Victoria:

„ I jak w nowym miejscu”

Natychmiast wystukałam odpowiedź na dotykowym ekranie:

„Super poczekaj, aż Ci wszystko opowiem!”

Pisałyśmy chyba ze 2 godziny, kiedy po raz drugi w tym dniu niespodziewanie przeniosłam się do krainy Morfeusza.

Life is DangerousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz