Rozdział I

20 1 1
                                    


Zacznę może od tego, że ta historia nie będzie należała do najprzyjemniejszych jakie zdarzyło mi się opowiadać.. Nazywam się Samantha Petterson. Obecnie mam 18 lat, siedzę w zimnej piwnicy, zapisuję i próbuję poukładać sobie w głowie to, co chciałabym Wam powiedzieć. Będzie to zdecydowanie jedna z historii, która nie przydarzy Wam się nigdy w życiu, no chyba, że jesteście tak samo wielkimi pechowcami jak ja, ale czy określenie 'pechowiec' jest obecnie dobrze użyte? Nie wiem.. Zdecydujecie sami po usłyszeniu całej historii.

Cofnijmy się, więc do dnia przed moimi 18 urodzinami. To był dokładnie dzień przed nimi. Wszystko zapowiadało się cudownie. Sukienka już kupiona i przygotowana na następny dzień, a konkretniej na mającą odbyć się nazajutrz wieczorem imprezę urodzinową. Wizyta u fryzjera umówiona, makijaż wybrany, sala gotowa aby przyjąć sporą liczbę gości. Czy czułam podekscytowanie? Zdecydowanie tak. To miał być dzień jedyny w swoim rodzaju. Impreza miała zostać zapamiętana przez nas wszystkich na bardzo długi czas. Miałam spędzić całą noc w otoczeniu przyjaciół, bliskich znajomych, no i co najważniejsze, mojego chłopaka. Byliśmy ze sobą już od 2 lat i wtedy uważałam nasz związek za jeden z tych, który był odbierany przez inne osoby jako tak zwany przykład jak wygląda związek idealny. Bardzo się kochaliśmy, ufaliśmy sobie bezgranicznie, spędzaliśmy wspólnie dużo czasu, mogliśmy się wygadać sobie nawzajem w każdej sytuacji nieważne czego by ona mogła dotyczyć, wspieraliśmy się. Byliśmy tylko dla siebie. No przynajmniej w takim przekonaniu trwałam aż do mojej imprezy 18stkowej, ale o tym wspomnę później, ponieważ ten incydent poważnie wpłynie na dalszy rozwój całej nieszczęsnej, a może i szczęsnej(?) sytuacji. 

Dzień przed imprezą jak zawsze obudziłam się o godzinie 5:30, ponieważ chcąc nie chcąc musiałam iść do szkoły. Pocieszała mnie wtedy tylko myśl o tym, że jest piątek, a jutro ma się odbyć najcudowniejszy dzień w moim życiu. Jak tak teraz na to patrzę i myślę nad tym dłużej to, sądzę że byłam naprawdę bardzo naiwną osobą... Wracając do tematu. Zwlekłam się leniwie z łóżka i pierwszą czynnością jaką wykonałam było zejście na dół do kuchni. Po kilku minutach tosty były zrobione, herbata tak samo, więc teraz już spokojnie mogłam usiąść na krześle w kuchni i zjeść śniadanie. Następnie zaliczyłam łazienkę, uczesałam moje włosy, które były w kolorze tlenionego blondu i wyszłam z pomieszczenia by w końcu ubrać się, zabrać plecak i wyjść na autobus. Pech chciał, że wybrałam szkołę oddaloną od mojego domu o jakieś 40 minut. Nie pytajcie dlaczego wybrałam akurat ją, w tej chwili siedząc tutaj sama zastanawiam się jaki był mój cel... Wsiadłam do autobusu, w którym nie było zbyt wielu ludzi i od razu zajęłam miejsce przy oknie. Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam oglądać dobrze znany mi widok za oknem. Po dotarciu na miejsce zauważyłam na przystanku moją przyjaciółkę, która jak zresztą codziennie czekała na mnie z lekkim uśmiechem na ustach. Lekki uśmiech symbolizował, że jest zdenerwowana i znając życie chodziło o kolejnego chłopaka, który moim zdaniem pojawił się w jej życiu przez przypadek. Wysiadłam z autobusu i podeszłam do niej zamykając ją w uścisku, a ona od razu zaczęła opowiadać mi, co jest powodem jej podniesionego ciśnienia i wcale mnie on nie zdziwił, bo chodziło o to, o czym przed chwilą wspomniałam.

- Co za chory pojeb z niego! – powiedziała oburzona chowając swoją komórkę do prawej kieszeni jeansów.

- Mówiłam Ci, że tak będzie, ale jak zwykle zresztą mnie nie posłuchałaś – wywróciłam oczami, ale wiedziałam, że na niej obecnie nie zrobiło to żadnego wrażenia, bo była w amoku tego, co się działo zapewne jeszcze kilka minut temu przed moim przyjazdem.

Cała Emily. Czasami miałam wrażenie, że to faceci rządzą jej życiem, ale ku mojemu zdziwieniu potrafiła się od nich odgonić i normalnie funkcjonować. Można nawet powiedzieć, że stawała się nagle feministką. Zdecydowanie nie była normalna, ale to właśnie czyniło ją moją przyjaciółką. Mam nadzieję, że przynajmniej jeszcze żyje... Cały dzień spędziłyśmy w szkole pośród tych wszystkich ludzi, którzy mieli już dość tego tygodnia zresztą jak chyba każdy oprócz tych oczywiście, którzy szkołę uważają za jakąś świętość, za co naprawdę ich podziwiam. Koniec lekcji, rozpoczął się weekend, więc moje podekscytowanie wzrosło maksymalnie. Na myśl przychodziły mi tylko wyobrażenia jutrzejszego wieczoru. Wróciłam do domu tym razem zatłoczonym autobusem. Do końca tego dnia w sumie nie działo się już nic ciekawego. Rozmawiałam kilka minut z moim chłopakiem, pisałam cały wieczór z Emily, a potem poszłam się umyć i położyłam się spać.

I uwierzcie mi... Gdybym wiedziała, co wydarzy się następnego dnia to nigdy w życiu nie chciałabym, aby ranek nastąpił tak szybko, a wieczór jeszcze szybciej...

We blockWhere stories live. Discover now