Cyrk. Zawsze miło mi się kojarzył. Przypominał mi dzieciństwo. Zwłaszcza niezapomnianą wyprawę z siostrą i dziadkiem do cyrku podczas niemiłosiernej ulewy. Mokrzy po kolana dotarliśmy na wielkie show. Życie przypomina cyrk. Ma podobny tryb funkcjonowania. Najpierw zachwyca i zadziwia. Sprawia, że stajemy się niemal uzależnieni od doświadczania niesamowitego podekscytowania wielką grą artystów. Z czasem zauważamy, zwłaszcza gdy dorastamy, jakim kosztem to wielkie, widowiskowe show jest odgrywane. Nie wiemy jacy ludzie kryją się pod maska klauna lub pogromcy tygrysa. Są to pewnego rodzaju maski, które przybieramy, aby się przypodobać, niczym w codziennym życiu. Ilekroć musimy udawać kogoś innego, lub udawać, że lubimy dane rzeczy, tylko po to by pokazać się odpowiednim świetle. Ja niestety bardzo często przyjmuje maski, ponadto uważam to za jeden z największych z nieskończoności minusów jakie posiadam. Zawsze starałem się wywrzeć na swoim rozmówcy dobre wrażenie. Chciałem, żeby moje oblicze się mu spodobało. Żeby poczuł bliskość z moją osobą, lecz wychodząc z takiego założenia często nieświadomie zakładamy sobie maskę, która powoduje wykreowanie swojej osoby w taki sposób, aby zadowolił naszego rozmówce. Zawsze mam sobie to za złe. Nie ukazuje wtedy prawdziwego siebie. Takiego jakiego bym chciał się ukazać. Ta maska niszczy prawdziwego mnie. Stopniowo. Cicho i powoli. Stara się przekonać mnie, że moja syntetycznie wytworzona kreacja to moje prawdziwe JA. Jestem zły przez to na siebie. Chce z tym skończyć. Wiecznym udawaniem, naginaniem prawdy i własnego wizerunku w celu wpasowania się w czyjeś preferencje. Lecz jest to koło, które ciężko przerwać, zwłaszcza jeśli kreuję się swój wizerunek dla kogoś, kogo się poważa i chce wywołać u niego pozytywne wrażenie. Działa to na wielu płaszczyznach. Kreowanie masek jest dla nas wygodne. Stawia nas w sytuacji bezkonfliktowej. Jest to, według mnie, egoistyczne zachowanie. Nie chcemy ukazać i bronić prawdziwego siebie, lecz kryjemy prawdziwe ja w kątach zakamarków własnej świadomości. Doprowadza to do tłamszenia się samego siebie. Tak naprawdę, stopniowo sami siebie wyniszczamy. Dusimy się wewnątrz otchłani kłamstw spowodowanych pseudo wygodą.