remorse

65 11 2
                                    

@iamblackbear
i got a good bj today

Blondyn z niedowierzaniem po raz kolejny spojrzał na ekran srebrnego iphone'a, jakby upewniając się, że to, co widział, nie było jedynie złudzeniem. Niestety tweet był w stu procentach prawdziwy i ani trochę nie przypominał figla, który mogła spłatać mu wyobraźnia.

Niebieskooki wciągnął głośno powietrze, przełykając rosnącą w jego gardle gulę. Nie chciał łez. On jedynie potrzebował usłyszeć, że, tak, to, co przeczytał było prawdą. Drżącą ręką wybrał numer dziewczyny, oddychając ciężko. Słyszał sygnał, jeden za drugim, aż włączyła się automatyczna sekretarka. Spróbował jeszcze kilka razy, lecz brązowowłosa nie odbierała.

— Nie, nie, nie, nie — szeptał, zwinąwszy się w kulkę na bordowej pościeli.

Słone łzy moczyły miękki materiał. Luke obejmował swoje chude nogi ciasno ramionami, chlipiąc w poduszkę. Próbował przekonać samego siebie, że to nie prawda. Że Blackbear wcale nie miał na myśli jego dziewczyny. Owszem, już na początku ich znajomości, Arzaylea, chcąc być wobec niego szczera, opowiedziała o relacji, którą miała kiedyś z muzykiem. Hemmings znał te wszystkie brudne sprawy, ale widział w niej kogoś lepszego. Kogoś, kto zasługiwał na miłość, więc obdarował ją uczuciem, zapominając o przeszłości.

Uśmiechnął się przez łzy, wspominając ich wszystkie dobre chwile. Naprawdę nie chciał wierzyć, że zdradziła go, będąc w trasie z przyjacielem. Okej, blondyn nie był zachwycony pomysłem, by Rodriguez jechała z Blackbearem, ale nie mógł izolować jej od znajomych przez głupią zazdrość. To byłoby nie w porządku. Ale, w takim razie, czy w porządku było, że zdradziła go, a Blackbear publicznie się do tego przyznał? Czy w porządku było, że teraz Luke płakał, nie mogąc zebrać rozbitych kawałków swojego serca?

Załamany dwudziestolatek ostatni raz sięgnął po telefon. Naprawdę nie wiedział, co zrobić, dlatego zadzwonił do przyjaciela. Miał nadzieję, że zostanie zrozumiany. On potrzebował teraz jedynie odrobiny uwagi i wsparcia.

— Ashton? — spytał cicho, gdy loczek niemal natychmiast odebrał. Zignorował jego przywitanie czy pytania, co się stało. Luke sam nie miał pojęcia, co właśnie się stało. — Przyjedź do mnie, proszę — mruknął niewyraźnie przez tłumiony w sobie szloch.

— Będę za dziesięć minut, spokojnie — zapewnił perkusista przerażony słabym głosem przyjaciela, mógł również usłyszeć ciche łkanie — hej, Luke, zaraz przyjadę, okej? Przytul się do Petunii i spróbuj uspokoić, nie zostawię cię.

Starszy chłopak rozłączył się, dając Hemmingsowi choć trochę pocieszenia. Był obok zawsze, to dlatego blondyn tak bardzo go kochał. Sugerując się radą piwnookiego, zawołał do siebie psa, który już po chwili leżał wtulony w niego i cicho pochrapywał. Luke uśmiechnął mimo płaczu, ciaśniej obejmując swoją piggy. Czując łzy niebieskookiego, Petunia odwróciła głowę, zlizując je z bladych policzków.

Mruknął cicho, że kocha ją mimo wszystko i przymknął oczy. Wygodnie było mu leżeć i przytulać się go gorącego ciała psa. Hemmings miał na sobie jedynie koszykarskie spodenki, a przez otwarte okno wpadał lodowaty wiatr. Tego dnia pogoda w Los Angeles była niemal tak tragiczna jak jego poranne samopoczucie.

Po jakimś czasie usłyszał otwierające się drzwi i nawoływanie przyjaciela. Mimo to pozostał cicho, pozwalając piwnookiemu znaleźć jego skulone ciało w sypialni. Wchodząc do domu, Ashton nie spodziewał zastać się młodszego przyjaciela w totalnej rozsypce. Tymczasem Luke leżał zwinięty w kłębek, ściskając mocno psa. Był blady i wyglądał na zmęczonego. Na jego twarzy lśniły łzy, pociągał nosem, a, na dodatek, co chwilę wstrząsał nim spazmatyczny szloch.

remorse | larzayleaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz