Piętno przebudzenia roz. II

153 6 0
                                    

            Struga zimnej wody zwilżyła suchą ziemie pod krzakiem Kameli, przycinanej tak by utworzyła ozdobną kulkę najeżoną gwiazdkami o wielu, półokrągłych ramionach. Pochylił się nad jednym z kwiatów i odetchnął głęboko jego słodkim delikatnym zapachem.

            Odsunął się od rośliny i już miał iść dalej rozmyślił się jednak. Odstawił na ziemię butelkę z wodą i zbliżył się do otwartego na oścież okna. Poczuł na twarzy lekki wiatr niosący ze sobą zapachy późnej wiosny i śpiew ptaków pomieszany z radosnymi krzykami uczniów z drugiego i trzeciego rocznika grających w piłkę nożną z pierwszoroczniakami do których przyłączyło się parę uczniów z ostatniej klasy. Ich gra nie była zbyt zgodna z zasadami, bo grali w mundurkach i nie pod czas zajęć sportowych, więc w sumie jako prefekt powinien do nich pójść i powstrzymać ten cały harmider. Niby powinien, ale nie miał do tego najmniejszej ochoty nie on jedyny zresztą. Leo, jego najlepszy przyjaciel który także był prefektem sędziował w meczu a inni kibicowali razem z tłumikiem zebrany wokół boiska.

            Profesorowie też chyba machnęli na nich ręką bo siedzieli na murowanym ganku szkoły i popijali spokojnie herbatę ciesząc się pięknym słonecznym dniem, całkowicie ignorując fakt że pod ich nosami właśnie łamane są zasady szkoły.

Niby profesor Steel, próbował coś tam przedsięwziąć, ale szybko się poddał i teraz siedział na ławce pod cieniem drzew czytając grube tomiszcze i ostentacyjnie ignorując wszystko dookoła.

Dalej na niewielkim, płaskim pagórku w pewnym oddaleniu od zażartego meczu  rozłożyły koce dziewczęta. W blasku powoli chylącego się ku zachodowi słońca błyszczały srebrną stojaczki z przekąskami i różnokolorowe porcelanowe serwisy. Że też im się chciało taszczyć to taki kawał z dziewczęcego dormitorium, choć zapewne nie robiły tego same. W końcu to damy, najprawdopodobniej znalazły sobie paru osłów… to znaczy miłych dżentelmenów, skorych do pomocy.

Zamknął oczy napawając się samotnością i spokojem. Dbanie o szkolne roślin było jego ulubionym zajęciem i chwilą wytchnienia do wszystkich tych którzy mają do niego jakeś śmiertelnie poważne sprawy, które przeważnie okazywała się błahostkami. To, „Podoba mi się dziewczyna i nie wiem jak do niej zagadać”, lub „Nie zdałem matmy, mam jeszcze trzy poprawkowe terminy, ale na pewno obleje, wyleją mnie ze szkoły, a ojciec wydziedziczy, proszę pomóż!”, bądź „mam depresje bo mój kot mnie nie lubi”! Czasami miał ochotę posłać wszystkich w diabły, ale wiedział że i tak koniec końców znów zaczął by pomagać. Taka nieznośna skaza charakteru, której nie mógł się oduczyć. Tak jak tego że po prostu lubił słuchać ludzi i widzieć ich ulgę gdy wreszcie znaleźli kogoś kto może i co najlepsze chce ich wysłuchać.

Jednak on sławna „wyrocznia”, ciekawe zresztą kto wymyślił tak durne przezwisko, potrzebuje odpoczynku. Nawet jego najlepszy przyjaciel Leonard, stawał się czasem nieznośny z tym swoim wiecznym optymizmem. Wręcz człowiek miał ochotę przyłożyć mu w głowę by trochę otrzeźwiał i spojrzał na świat bardziej realistycznie. Choć w tym przypadku nawet jakby walnąć go młotkiem, czy przejechać karetą to niewiele by się na to zdało. Pewnie zaraz by wstał i się cieszył że ma wszystkie zęby na miejscu…

Z zamyślenia wyrwały go stukot obcasów, sądząc po hałasie damskich. Zaklnął w myślach kiedy nieznośne całkowicie niszczące spokój i harmonie z przed chwili trzaskania urwały się tuż za jego plecami. Wykrzywił usta w miłym troszkę wymuszonym uśmiechu i już miał powitać intruza, ale zamarł gdy usłyszał jej głos.

Głęboki, wiecznie znużony głos który budził tyle wspomnień i bólu.

Głos jego matki.

- Ty dziecię błogosławione łaską Matki i także przez nią przeklęty, niosący miano Opiekuna, przebudzisz się pierwszy! Przebudzisz jako pierwszy!

Piętno przebudzenia roz. IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz