Jodge
Nie wiem ile spałam, ale raczej całą noc. Dzisiejsze koszmary były tragiczne, przez to obudziłam się zapłakana. Śniła mi sie ta sytuacja w parku. Chciałam o niej zapomnieć, ale coś czuje, że nie zapomne o tym do końca życia.
Po chwili do sali wchodzi lekarz, Justin i dwuch facetów w granatowych mundurach. Podchodzą wszyscy do mojego łóżka i pierwszy odzywa się lekarz.
- Dzień dobry Jodge. Jak cie czujesz?
- Lepiej... - smutek miałam wymalowany na twarzy i z tego co widziałam w telefonie to jestem cała posiniaczona.
- Ci panowie są z policji - wskazał na nich ręką, jakbym nigdy policji nie widziała. - chcą ci zadać kilka pytań. Czy jesteś w stanie odpowiadać?
- Tak... Postaram się. - z niechęcią się zgodziłam.
- Ty też możesz wyjść - powiedział jeden z policjantów do Justina.
- Chce żeby został - przerwałam mu - on mnie uratował pewnie bedzie wiedział wiecej niż ja.
- No dobrze. Co pani robiła o tej porze w parku?
- Wracałam z pracy.
- Gdzie pani pracuję?
- Eh... Myior St. 74 - moje policzki zalały się czerwienią i bardziej po smutniałam. Funkcjonariusze popatrzyli się na siebie i zapisali moją odpowiedź.
- Czy pamięta pani wygląd napastnika?
- Nie wiem... Miał chustę do połowy twarzy... Chyba czrne włosy, nie wiem było ciemno i czarną bluzę.
- A coś bardziej charakterystycznego? Tatuaż? Kolczyk? Cokolwiek.
- Malutki tatuaż koło oka... Jakby kropeczka albo łezka.
- Okej jeśli coś bedziemy jeszcze potrzebować to zgłosimy sie do pani. Do widzenia.
Cały wczorajszy wieczór przeleciał mi przed oczami... Zaczęłam płakać i po cichu szlochać.
- Ej... Jodge nie płacz. To nie twoja wina.
- A właśnie że moja. Jakbym sie posłuchała przyjaciół. Lepiej sie uczyła, poszła na studia to bym miała przynajmniej na chleb. Ale wybrałam swoją droge w życiu i co z tego mam? Taniec? To jedyne co mi wychodzi - zalałam sie jeszcze wiekszym płaczem. Chłopak siedział przez kilka minut w ciszy i zakłopotaniu, a ja próbowałam opanować łzy.
- Nie wiem co powiedzieć, naprawde... - chłopak spuścił głowę i sie za myślił.
Wzielam do ręki telefon i odwróciam sie tyłem do Justina. Przeglądałam czy przypadniem Dominik do mnie nie dzwonił ale nic na to nie wskazuje.
Wsunęłam urządzenie pod szpitalą poduszkę i zaczęłam myśleć co mój narzeczony może robić. Nawet nie napisał głupiego smsa kiedy nie wróciłam na noc.
- Jodge, chcesz może coś do picia? Właśnie chciałem iść do barku - z rozmyślań wyrwał mnie głos chłopaka. Odwróciłam się do niego i wyciągnęłam rękę do szafki, która stała tuż obok łóżka.
- Tak, pomożesz mi? - spytałam nie mogąc dosięgnąć do torebki - dam ci pieniądze. Weź mi wodę nie gazowaną.
- Ah, ale nie trzeba - zatrzymał moja dłoń - zapłacę. - oznajmił a ja się ciepło uśmiechnęłam. No dobra starałam się uśmiechnąć.
Chłopak odszedł w kierunku drzwi a ja znowu chwyciłam mój telefon.
Do: Dominik
Jesteś w domu?
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
Od: Dominik
No jestem, ale ciebie kurwa nie ma.
Do: Dominik
Jestem w szpitalu.
Od: Dominik
Chuj mnie to gdzie jesteś masz wrócić do domu. Nie ma nic w lodówce.
Od razu zrobiło mi się przykro... W sumie naprawde nie wiem czego ja się po nim spodziewałam... Już chciałam odesłać następnego smsa, że gdyby nie przepił wypłaty to by lodówka nie świeciła pustkami, ale od razu sobie uświadomiłam, że pożałowałabym tych słów kiedy tylko bym weszła do domu.
Drzwi sali znowu się otworzyły a ja widząc blond czupryne chłopaka odłożyłam telefon na poprzednie miejsce.- Proszę - brązowooki podał mi upragniony napój.
- Dziękuję - podziękowałam i od razu wzięłam łyk bezwonnej substancji. - Justin... - zaczęłam, a chłopak od razy na mnie spojrzał. - na prawdę jestem wdzięczna za to co dla mnie zrobiłeś, ale nie potrzebnie przy mnie siedzisz. Oczywiście nie żebyś mnie źle zrozumiał, ale twoja dziewczyna pewnie chce żebyś był przy niej, a nie obcej dziewczynie. - chłopak przez cały mój monolog wpatrywał się we mnie wpatrywał, a kiedy skończyłam mówić chłopak się smutnie uśmiechnął.
Z kieszeni swojej czarnej bomberki wyjął czerwone malutkie pudełeczko.- Raczej już się nie martwi o to gdzie jestem. Nie zgodziła się. Ma innego... Po pięciu latach - Justin spuścił wzrok.
- Ym... Przepraszam... Nie wiedziałam... Przykro mi. - na mojej twarzy także zagościł smutek.
- Nie ma o czym mówić... Jest okey. - chłopak znowu się smutnie do mnie uśmiechnął.
Masz cudowny uśmiech Justinie... - pomyślałam i znowu pogrążyła się w myślach o tym co się dzieje w moim mieszkaniu. Muszę wrócić do domu. Pomimo tego jak bardzo się boję tego miejsca muszę.
__________________
To na tyle robaczki zabieram się za następny rozdział.
xxNatixx